Firma LG zaprezentowała nowe smartfony. Mamy wśród nich trzy tanie modele z serii K, które zapewne szybko będą promowane przez operatorów oraz flagowca V60 ThinQ, którego cena zaraz powinna spaść o połowę. Jeśli LG chce się utrzymać na rynku, powinien pójść drogą Motoroli. Zamiast tego uparcie goni HTC.
LG robi flagowce, bo… tak wypada?
Ciężko jest znaleźć inne wytłumaczenie dla upartego brnięcia we flagowce. LG już od kilku lat serwuje nam smartfony z najwyższej półki, których największą zaletą jest to, że za kilka miesięcy kupimy je za mniej niż połowę ceny.
Żeby nie było, bardzo lubię flagowe LG. Są ładne i bardzo przyjemnie się z nich korzysta. W zasadzie każdy z modeli jakiego używałem w ostatnich latach wspominam bardzo dobrze. Tyle tylko, że od dłuższego czasu już w momencie premiery są to smartfony słabsze od konkurencji, a kosztujące krocie.
Nie inaczej jest z nowym LG V60, który nie oferuje kompletnie nic, co mogłoby go wyróżniać na tle konkurencji. Cyfrowo-analogowy przetwornik dźwięku, w dobie coraz powszechniejszych słuchawek Bluetooth, stracił sens dobre dwa lata temu.
LG V60 kosztuje jak flagowiec, ale zaraz przestanie
Od flagowego smartfonu oczekujemy topowych możliwości. I takie zapewne da nam ekran OLED o przekątnej 6,8 cala i rozdzielczości FullHD+, który w LG zawsze jest topowy. Dużą wydajność zaoferuje Snapdragon 865 i 8 GB pamięci RAM. Do tego mamy pokaźny akumulator o pojemności 5000 mAh.
Aparaty wyglądają skromnie. Do dyspozycji mamy tylko dwa – główny o rozdzielczości 64 Mpix (F/1.8, 1/1.72″, OIS) oraz szerokokątny o rozdzielczości 13 Mpix (F/1.9, 12mm, 1/3.4″). Mamy tu jeszcze czujnik ToF, który odpowiada za pomiar głębi ostrości. Trzeba jednak oddać LG, że nie wpakował tutaj żadnych bezużytecznych aparatów do makro jak Xiaomi do Mi 10. Na deser pozostaje nagrywanie filmów w rozdzielczości 8K.
LG wycenił V60 ThinQ na skromne 4299 zł. I jak zwykle opłaca się go kupić w przedsprzedaży, bo w zestawie znajdzie się pokrowiec Dual Screen o wartości 900 zł, 300 zł zwrotu w formie czeku Blik-a oraz dodatkowy rok gwarancji. Drugą opcją jest poczekanie 3-4 miesięcy, a cena smartfonu powinna spaść do okolic 3000 zł. Nic na rynku nie jest pewne tak, jak spadek cen flagowców LG.
LG kompletnie nie czuje rynku
LG V60 to kolejny smartfon, który wygląda… jak LG. Wygląda dokładnie tak samo od czasu LG G6 z 2017 roku. Jedyna różnica, to coraz cieńsze ramki wokół ekranu. Brakuje tutaj powiewu świeżości w wyglądzie lub dodaniu jakiejś funkcji, która go wyróżni i usprawiedliwi wydane na niego ponad 4000 zł, zamiast np. na flagowego Samsunga.
Ktoś może powiedzieć – jest Dual Screen. Jest, jako dodatkowe akcesorium, które powiększa i tak duży (169,3 mm wysokości) i ciężki (218 gramów) smartfon.
Dual Screen miał być odpowiedzią na składane smartfony. I faktycznie był niezłą ciekawostką, ale jednocześnie pokazuje, że LG jak zawsze ma czas. Jak z aktualizacją smartfonów z 2019 roku do Androida 10, zaplanowaną na II kwartał 2020 roku. Ale też jak LG zrobi coś raz, to ciągnie to w nieskończoność. Jak Dual Screen, który nowością był, ale na targach Mobile World Congress ponad rok temu.
LG zdecydowanie za wolno reaguje na zmiany na rynku, a efektem tego są straty. W 2019 roku dział mobilny wygenerował 860 mln dolarów straty operacyjnej.
LG ma dwie drogi – Motoroli lub HTC
Niewiele firm stać na odwagę jaką kilka lat temu pokazała Motorola. Firma wiedziała, że nie jest w stanie konkurować z liderami rynku w segmencie flagowców, więc skupiła się wyłącznie na modelach ze średniej półki. Po tym Motorola sukcesywnie zaczęła rosnąć i obecnie jest liderem rynku smartfonów w Ameryce Południowej i coraz lepiej radzi sobie w Europie. Firma poczuła się na tyle mocna, że wróciła do produkcji flagowców.
LG jest jednak na drodze HTC. Za wszelką cenę brnie we flagowce, które na starcie są zbyt drogie, a ostatecznie przynoszą firmie straty. Flagowe smartfony HTC, podobnie jak flagowce LG, były zawsze doceniane w recenzjach, ale nie ma to kompletnie żadnego przełożenia na sprzedaż.
LG ma jeszcze czas na obranie innej drogi, ale jak na razie wszystko wskazuje na to, że nie zamierza tego robić. A szkoda, bo podstawy do przejścia na model Motoroli są solidne. Seria K jest popularna w ofertach operatorów, nawet pomimo tego, że w większości nie są to zbyt udane konstrukcje. Ale są tanie. Wystarczyłoby poprawić ich jakość przy zachowaniu lub nawet minimalnym podniesieniu ceny a serię V rzucić w kąt podobnie jak serię G.
Szkoda byłoby, gdyby kolejny producent, który ma w dorobku urządzenia, które zmieniły rynek (patrz popularność aparatów szerokokątnych w smartfonach), zaczął z niego znikać. Bo im mniej producentów na rynku, tym mniejsza konkurencyjność, a co za tym idzie – mniej innowacji.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News