Na Netflixie niedawno pojawił się długo oczekiwany serial The Eddy, za który odpowiada zdobywca Oscara Damien Chazelle. W jednej z głównych ról występuje Joanna Kulig. Zwiastuny zachęcały przepiękną muzyką, ale czy treść jest równie zachwycająca? Zapraszam do lektury recenzji.
Czytaj też: Czy serial Loki doczeka się drugiego sezonu?
Elliot Udo by kiedyś bardzo ceniony. Jako pianista jazzowy znany w muzycznych kręgach Nowego Jorku. Życie jednak toczy się różnie i teraz Elliot jest właścicielem klubu The Eddy. To podupadający lokal, któremu daleko do tętniących życiem miejsc chętnie odwiedzanych przez turystów w Paryżu. Zresztą stolica Francji, którą prezentuje nam Chazelle nie jest tą znaną z pocztówek czy komedii romantycznych. Bliżej mu do Nędzników Ladjy Ly’ego, gdzie choć tłoczne, ulice są ciemne i zaśmiecone a atmosfera napięta. Ta wielokulturowość potrafi w niektórych momentach przytłoczyć, ale dzięki temu czyni całą produkcję tak realistyczną. Nie oszukujmy się, taki jest obraz dzisiejszego Paryża. Napięcia religijne i rasowe są codziennością, a marzenia bohaterów są jak wieża Eiffla – oddalona i z tego miejsca całkowicie niedostępna. Właśnie to jest tłem dla opowiadanej historii. Elliot oprócz kierowania tytułowym klubem jest menagerem i komponuje muzykę dla zespołu, w którym śpiewa Maja (Joanna Kulig). Oprócz relacji czysto zawodowych łączy ich też dość burzliwy romans. Maja jest jak Paryż. Daleko jej do bohaterek przybywających do Miasta Miłości i odnoszących sukcesy. Dziewczyna jest zniszczona, pełna sprzeczności, niespełnionych marzeń i problemów, z którymi niekoniecznie umie sobie poradzić. A problemów tylko przybywa, zwłaszcza, gdy na jaw wychodzą szemrane interesy Farida, wspólnika Elliota.
The Eddy to miejsce idealne dla przedstawionych w serialu postaci. Skomplikowanych, uciekających, pełnych żalu za straconymi szansami. Łączy ich miłość do muzyki. To ona pozwala im zapomnieć, oderwać się od problemów, uciszyć myśli, które często nie dają spać. Dźwięki jazzu koją duszę i zabierają ich do świata, w którym są szczęśliwi, a problemy nie istnieją. Serce klubu bije w jazzowym rytmie, a jednocześnie stanowi on centrum życia naszych bohaterów. Krążą wokół niego jak po orbitach, jest jak ich własne słońce dające siłę do życia. Każdy z odcinków poświęcony jest innej postaci szybko odkrywamy, że muzyczne pasje są ich wspólnym mianownikiem. Dźwięki, które towarzyszą nam podczas oglądania sprawiają, że bardzo łatwo wczuć się w targające bohaterami emocje. Głębiej wchodzimy w ich świat, bardziej odczuwamy ich problemy, bóle i rozczarowania.
Joanna Kulig w roli Mai jest bardzo rzeczywista, a jej rola niezwykle poruszająca. Największe wrażenie robi jednak jej śpiew. W wykonaniu polskiej aktorki usłyszymy utwory śpiewane zarówno po angielsku, jak i po francusku i polsku. Kojący, przepełniony emocjami głos rysuje nam obraz kruchej dziewczyny, której w życiu bardzo nie wyszło. Jednocześnie widzimy, że pomimo przegranej w tak wielu walkach Maja nadal ma tyle siły, by iść tą drogą. Wierzcie lub nie, ale właśnie podczas jej występów widać to najlepiej. Podobnie jest z resztą bohaterów. Tu każdy ma swoją przeszłość, od której nie jest w stanie całkowicie się uwolnić. Elliot wciąż stara się dogadać z nastoletnią córką, a jego relacje z Mają również nie należą do prostych. Łączy ich miłość, niechęć, wzajemny żal i wspólna walka o klub. The Eddy pokazuje nam prawdziwe życie bardziej, niż wiele współczesnych seriali. Brak tu happy endu, bo i w realnym świecie go nie uświadczymy. Bajka nie kończy się na księciu tylko toczy się dalej przynosząc często więcej bólu niż radości, jednak jakoś trzeba sobie z tym radzić.
Akcja serialu jest niespieszna, brakuje tu zwrotów akcji, pościgów i tego typu rzeczy, do których wielu z nas się już przyzwyczaiło. Dla mnie to największy plus produkcji, choć zdaję sobie sprawę, że dla innych może stanowić wadę nie do przeskoczenia. The Eddy może część widzów po prostu znudzić, ale taki już urok podobnych produkcji. Jednak serial Chazelle’a to również przepiękna muzyka, która koi i pozwala przenieść się do tego dziwnego, tak bardzo niepocztówkowegto Paryża. Większość utworów stworzono na potrzeby produkcji, a aktorzy wcielający się w muzyków są również muzykami w realnym życiu. I to czuć. Widać tę ich pasję i miłość do muzyki. Sama Joanna Kulig może piosenkarką nie jest, ale jej głos potrafi tak bardzo oczarować, że chciałoby się słuchać jej cały czas. Konglomerat barw, dźwięków i postaci sprawia, że od The Eddy nie można się oderwać. Szkoda tylko, że kończy się tak szybko.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News