Reklama
aplikuj.pl

Test myszki HyperX Pulsefire Haste. Cudo niczym piórko

Test myszki HyperX Pulsefire Haste, HyperX Pulsefire Haste, Pulsefire Haste, test Pulsefire Haste,

W nieustannie rosnącym segmencie myszek perforowanych nie mogło zabraknąć czołowych graczy, czyli m.in. firmy HyperX. Ta również dorzuciła do oferty szalenie lekki model, więc pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was na test myszki HyperX Pulsefire Haste. 

Pudełko i dołączone wyposażenie

Jako pierwszy nowatorski model od HyperX w tym segmencie, model Pulsefire Haste pomimo tradycyjnego zestawu barw na równie powszechnym pudełku, wyróżnia się nieco na tle innych myszy. Przede wszystkim należy tutaj docenić front pudełka, który poprzez przejście między bielą, a czerwienią, jednoznacznie pokazuje „pustość” modelu Pulsefire Haste.

Wewnątrz również czekają na nas niecodzienne dodatki, bo oprócz papierologii, dostajemy w zestawie zestaw wymiennych ślizgaczy i dwie pary gumowych wstawek do przyklejenia na myszkę. HyperX postąpił w tej kwestii słusznie, bo przez brak zamontowanych od razu gumek na myszce, może chwalić się jej szalenie niską wagą. 

Najważniejsze cechy HyperX Pulsefire Haste

  • Sensor optyczny Pixart PAW3335
  • Czułość na 5 poziomach od 200 do 16000 DPI (przeskoki co 50 jednostek)
  • Waga: 59 gramów bez przewodu (80 gramów „z”)
  • Wymiary: 124,2 x 66,8 x 38,2 mm
  • Materiał: matowe tworzywo sztuczne
  • Przełączniki główne: złoty pyłoodporny mikroprzełącznik TTC o wytrzymałości 60 milionów kliknięć
  • Liczba przycisków: 5 + rolka
  • Interfejs: HyperFlex USB 180-centymetrowego przewodu w materiałowym oplocie
  • Odświeżanie USB: 125, 250, 500 i 1000 Hz
  • Podświetlenie: wyłącznie pod scrollem
  • Dedykowane oprogramowanie NGenuity
  • Gwarancja: 2 lata
  • Cena producenta: 60 euro

Design, materiały i wykonanie

W modelach perforowanych najważniejsza (zwykle) jest możliwie najniższa waga, dlatego HyperX nie sięgał po udziwnienia, a postawił na tradycyjną symetryczną formę obudowy z twardego czarnego plastiku o matowym wykończeniu, który sam w sobie zapewnia przyzwoitą przyczepność.

Pod kątem konstrukcyjnym możecie być pewni, że producent stanął na wysokości zadania i zadbał o odpowiednią trwałość paneli obudowy, co da się łatwo wyczuć podczas ściskania modelu Pulsefire Haste w dłoni. Podczas tych wyszukanych testów plastiki dodatkowo nie „jęczą”, co tylko podkreśla fakt, że mamy do czynienia z solidną konstrukcją.

Na HyperX Pulsefire Haste składa się pięć znaczących elementów, z czego dwa sprowadzają się do oddzielonych od reszty skrzydełek głównych przycisków. Tylko panelom bocznym udało się zachować swój jednolity wygląd, podczas gdy pozostałe części zostały stosownie „podziurawione” iście pszczelimi sześciokątami.

Chociaż na pierwszy rzut oka Pulsefire Haste wygląda dosyć nijako, HyperX postarał się o nieco więcej designu poprzez zastosowanie wykończonych na połysk przejść między niektórymi elementami i dodatkowymi przyciskami. Niby nic, ale tak jak subtelna szara nazwa producenta na panelu boczny, buduje to ciekawą minimalistyczną całość.

Przechodząc na spód myszki Pulsefire Haste, przywitają nas cztery „pastylkowe” białe ślizgacze PTFE o zaokrąglonych krawędziach oraz wyróżniająca się na tle pozostałych dziurek luka na sensor optyczny. Tradycyjnie z przodu wychodzi lekki, łatwo układający się i dosyć cienki przewód USB 2.0 w materiałowym oplocie o długości 180 cm. 

Chociaż całą elektronikę w Pulsefire Haste możecie dostrzec po prostu spoglądając przez dziurki, nie martwcie się, że odrobina wody, czy kurzu „zabije” tę mysz. Dba o to specjalna powłoka na laminacie, ale nawet nie myślcie o tym, żeby traktować ten model litrami wody, czy myć w zmywarce. Powinniście jednak pamiętać o dokładnym wyczyszczeniu i odtłuszczeniu jej powierzchni przed naklejeniem wspomnianych gumowych wstawek (do przylepienia na panele boczne i główne przyciski). Dzięki temu będziecie mieli pewność, że te nie odpadną po kilku tygodniach.

Ergonomiczność HyperX Haste

Chociaż dodatkowe gumowe wstawki kusiły, Pulsefire Haste testowałem w jej pierwotnej formie, aby cieszyć się możliwie najniższą wagą. Zresztą, niewiele i tak straciłem, bo już sam matowy plastik sprawdza się dobrze pod kątem pewności chwytu. Zwłaszcza że mamy tutaj do czynienia z tradycyjnym symetrycznym kształtem, wyrzeźbionych w dolinki głównych przyciskach i nawet sporych (jak na tak wysoką mysz) panelach bocznych.

Pulsefire Haste nadaje się do każdego typu chwytu, ale najlepiej sprawdza się (moim zdaniem) do typu finger-tip z elementami claw w konfiguracji palców 1+2+2 i 1+3+1. Jednak bez względu na ułożenie, musicie pamiętać, że przy większych dłoniach kciuk i mały palec będą nieustannie szurać po podkładce, co jedni lubią, a drudzy niekoniecznie.

Osobiście jednak wcale mi to nie przeszkadzało, a nawet doceniłem tę dodatkową kontrolę przez niską wagę myszy i jej świetnej jakości ślizgacze oraz nieinwazyjny przewód, będący świetnym połączeniem z elastycznym mouse-bungee. Finalnie wszystko to razem sprawia, że w dynamicznych tytułach ten model sprawdza się śpiewająco. 

Test przycisków i złotych przełączników TTC

Dosyć ciekawym elementem Pulsefire Haste jest równie wyjątkowy, co jej waga, przełącznik pod lewym i prawym przyciskiem myszy. To złote mikroprzełączniki TTC, które mają wytrzymać aż 60 milionów aktywacji. W połączeniu z odseparowanymi od reszty obudowy, ale świetnie zamontowanymi, twardymi skrzydełkami przycisków, te przełączniki spisują się śpiewająco.

W Pulsefire Haste zapewniają twardy i głośny klik przy jednocześnie wysokiej responsywności i świetnym feedbacku dla użytkownika. Dodatkowo gdziekolwiek byśmy nie kliknęli (w myśl ułożenia palca na przycisku), przełącznik zadziała tak samo, co wcale nie jest takim małym osiągnięciem.

Do niewielkich przycisków bocznych również trudno się przyczepić, jako że ich płytkie, zerojedynkowe wręcz, ale pewne działanie, znajdzie wielu zwolenników, co ma też przełożenie na rolkę. Tą tradycyjnie owinięto gumową wstawką i oparto o dobrej jakości łożysko, które jest dobrym wyważeniem siermiężności i lekkości w działaniu, wpisując się do „szybkiego” charakteru Pulsefire Haste. 

Oprogramowanie

Jak to standardowo u HyperX bywa, do zarządzania Pulsefire Haste wykorzystujemy dostępne w Microsoft Store (na Windowsie 10) oprogramowanie NGenuity, gdzie znajdziemy też inne sprzęty marki. Dzięki niemu zaktualizujemy firmware, skonfigurujemy profile i finalnie zapiszemy je w pamięci myszki. 

W nim myszce poświęcono trzy zakładki w myśl podświetlenia RGB z poziomem jasności i kilkoma efektami, możliwością nadpisania funkcji przycisków i zabawie w czułość sensora na maksymalnie pięciu poziomach (z przypisanym kolorem, podświetlającym się w chwili zmiany poziomu) oraz wybierania częstotliwości odświeżania sygnału. 

Podświetlenie HyperX Pulsefire Haste

Tak skromne, jak waga myszki, pozostaje również jej podświetlenie, sprowadzające się wyłącznie do rolki. W oprogramowaniu NGenuity możemy wybrać cztery najpopularniejsze efekty (stały, oddychający, cyklu barw, zanikający), dostosować kolor z palety RGB i ustawić jasność diod. Na szczęście chociaż podświetlenia w HyperX Pulsefire Hastejest niewiele, zostało zrealizowane bardzo dobrze, jeśli mowa stricte o jakości. 

Test sensora PMW3335

W przypadku modelu Pulsefire Hasteproducent postawił na optyczny sensor Pixart PMW3335 (wariacja topowego 3360), którego zwykle widuje się w myszkach bezprzewodowych. Rozumiem jednak, że znalazł się tutaj przez chęć utrzymania możliwie najniższej wagi. 

Jeśli idzie o moje wrażenia w kwestii precyzji modelu Pulsefire Hastew praktyce, mogę śmiało zaryzykować stwierdzenie, że do 2000 DPI będzie odpowiadał każdemu. Wyżej do głosu zaczyna dochodzić smoothing, niszcząc świetny „optyczny feeling” tego sensora, co po przekroczeniu pułapu 3600 DPI dodatkowo zyskuje na sile przez dający się we znaki jittering wysokiej częstotliwości. 

Chociaż przy swoim niskim LODzie rzędu 1,2 mm, braku akceleracji i predykcji modelowi Pulsefire Haste nie można wiele zarzucić, programy testowe jasno wskazują, że nie jest to najbardziej precyzyjna mysz. Prezentuje sobą jednak wystarczający poziom, aby nawet wybredni nie narzekali. 

Podsumowanie testu HyperX Pulsefire Haste

Pulsefire Haste, to dla HyperX to samo, co w przypadku bezprzewodowego modelu Dart. Chociaż to dla producenta pierwszy raz w tym segmencie, ponownie zadał on kłam powiedzeniu, że pierwsze razy zawsze muszą być złe.

Kosztująca obecnie 60 euro i dostępna tylko w oficjalnym sklepie HyperX Pulsefire Haste jest – co tu dużo mówić – leciutkim kawałeczkiem świetnie wykonanej myszki stworzonej z myślą o dynamicznych grach, łączącej w sobie tradycyjne kształty z nowymi innowacjami. Dlatego uważam, że zasłużyła sobie na poniższą odznakę: