Diamenty opierają się na węglu, ale są od niego znacznie wytrzymalsze. Naukowcy przekonują, że można je spalić – przy zastosowaniu odpowiednich sztuczek, rzecz jasna.
Rick Sachleben z American Chemical Society zwraca uwagę na konieczność przekształcenia ciała stałego do gazowej formy. Najpierw trzeba zapewnić odpowiednio wysoką temperaturę: drewno płonie przy ok. 300 stopniach Celsjusza, węgiel – przy 600-700 stopniach, natomiast diament co najmniej 900.
Po ogrzaniu diament najpierw przybiera czerwoną barwę, a następnie zmienia ją na białą. Ciepło to umożliwia reakcję pomiędzy powierzchnią diamentu a powietrzem, przekształcając węgiel w bezbarwny i bezwonny gaz – tlenek węgla. Ten ostatni, reagując z tlenem, wytwarza więcej ciepła. Wzrost temperatury powoduje, że tlenek węgla ulatuje, a zwiększa się stężenie tlenu.
Czytaj też: Kiedy ludzie zaczęli wykorzystywać ogień?
Im więcej czystego tlenu, tym łatwiej podpalić diament. Eksperci zapewniają, że nawet bez takiego wsparcia diamenty mogą ucierpieć na skutek kontaktu z płomieniami. Wystarczy wspomnieć, że tego typu tego typu ozdoby znajdowane po pożarach domów są widocznie naruszone przez ogień. Ich zewnętrzne warstwy stają się mętne.
Co ciekawe, kiedy węgiel spala się w obecności tlenu, powstaje dwutlenek węgla. Stuprocentowo czysty diament mógłby więc w teorii całkowicie „wyparować”, gdyby tylko poddać go działaniu temperatury przez wystarczająco długi czas. Rzadko zdarza się jednak, by diamenty były pozbawione jakichkolwiek zanieczyszczeń.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News