Wiele osób twierdzi, że mogło zakazić się koronawirusem na długo przed tym, jak na terenie naszego kraju oficjalnie odnotowano pierwsze przypadki. Ale czy to faktycznie prawdopodobne?
Kiedy sytuacja związana z pandemią wydaje się lepsza niż jeszcze kilka tygodni temu, naukowcy coraz śmielej sugerują, że SARS-CoV-2 mógł krążyć poza Chinami dużo wcześniej niż sugerują statystyki. Problem w tym, że objawy COVID-19 mogą przypominać grypę bądź zapalenie płuc, dlatego nietrudno o pomyłkę.
Czytaj też: Nowa Zelandia ogłosiła wygraną w bitwie z koronawirusem. Co to oznacza?
W przypadku Stanów Zjednoczonych pierwszym odizolowanym nosicielem był 35-letni mężczyzna, którego poddano testom 19 stycznia. Zakażony 4 dni wcześniej powrócił z chińskiego Wuhan. Niestety, już po miesiącu w USA odnotowano dziesiątki przypadków, które nie były w żadne sposób powiązane ze wspomnianym mężczyzną. Stało się jasne, że w styczniu koronawirus dość swobodnie rozprzestrzeniał się po całym kraju.
Z raportu przygotowanego przez CDC można wywnioskować, że pierwsze zgony wywołane COVID-19 w Stanach Zjednoczonych wiązały się z pacjentami, którzy zakazili się SARS-CoV-2 w połowie stycznia. Już na początku miesiąca najprawdopodobniej rozprzestrzeniał się on na terenie Nowego Jorku. Co ciekawe, naukowcy sądzą, że dotarł on za Atlantyk nie bezpośrednio z Chin, lecz z Europy. To może oznaczać, że na Starym Kontynencie do pierwszych zakażeń doszło jeszcze wcześniej.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News
Trzeba jednak pamiętać, że miesiące zimowe i początek wiosny to wciąż okres grypowy. Tym samym liczba zachorowań na grypę z pewnością była w tamtym okresie znacznie wyższa niż na COVID-19. Dodatkowy problem stanowi fakt, że nie wiadomo dokładnie, jaka część nosicieli nie doświadcza poważniejszych objawów. Dotychczasowe badania sugerują, jakoby ten współczynnik był naprawdę wysoki.
Czytaj też: Dlaczego więcej mężczyzn niż kobiet umiera w związku z koronawirusem?
Odpowiedź na pytania związane ze skalą zakażeń SARS-CoV-2 powinny dać testy na przeciwciała. Pozwalają one określić, czy dana osoba przechorowała już COVID-19, wykształcają przeciwciała. Dotychczasowe analizy sugerowały, że w przypadku miasta Nowy Jork średnio 1 na 4 osoby był już zakażona. Wydaje się jednak, że jest to efekt niedawnej, wykładniczo rosnącej fali zakażeń. Trudno byłoby bowiem przegapić tak nagły skok zachorowań, gdyby miał on miejsce już w styczniu czy lutym.