Reklama
aplikuj.pl

Czy utrzymanie liczby ludności świata zapobiegnie zmianom klimatu?

11 000 naukowców opracowało plan postępowania w sytuacji zagrożenia klimatycznego. Większość z punktów to rzeczy, o których naukowcy mówią od jakiegoś czasu: dekarbonizacja gospodarki, eliminacja zanieczyszczeń, odbudowa ekosystemów i ponowne zalesianie oraz ograniczenie spożycia mięsa. Ostatni punkt jest jednak nieco bardziej kontrowersyjny. Wzywa on do ustabilizowania światowej populacji.

Powodem jego kontrowersyjności jest fakt, że nie wszyscy na świecie są w równym stopniu winni emisji gazów cieplarnianych powodujących zmiany klimatyczne. Znacznie ważniejsze niż to, ile osób się rodzi, jest to, gdzie – ponieważ to najbogatsze kraje są odpowiedzialne za zdecydowaną większość emisji.

Liczba ludności na świecie wzrosła ponad dwukrotnie od 1970 roku. We wcześniejszych fazach rozwoju kraju, w społeczeństwach odnotowuje się zazwyczaj wysoki wskaźnik umieralności dzieci, który jest równoważony przez wysoki wskaźnik dzietności, pozostawiając populację stosunkowo stabilną. Kiedy wzrasta zaopatrzenie w żywność i pojawiają się lepsze warunki sanitarne oraz medyczne, wskaźniki umieralności gwałtownie spadają. Jednak w wielu przypadkach wskaźniki dzietności utrzymują się przez pewien czas na wysokim poziomie. Liczba urodzonych dzieci pozostaje taka sama, ale niska śmiertelność skutkuje błyskawicznym przyrostem populacji.

Szybkie rozprzestrzenianie się szczepień i zwiększona podaż żywności spowodowana zieloną rewolucją rolniczą w latach 60-tych oznaczały, że w szczytowym okresie liczba ludności na świecie rosła o ponad 2% rocznie. W 1950 r. każda kobieta rodziła średnio pięć żywych dzieci. Teraz, gdy przemiany demograficzne miały już miejsce w wielu krajach na całym świecie, liczba ta wynosi poniżej 2,5.

Oczywiście, podczas gdy średni wskaźnik urodzeń spada każdego roku, liczba ludności świata wciąż rośnie o 200 000 dziennie. Organizacja Narodów Zjednoczonych przewiduje, że do 2050 r. liczba ludności wzrośnie do 9,4-10,1 mld osób, a następnie ustabilizuje się do 2100 roku. Oznacza to kolejne 1,7 do 2,4 miliarda ludzi.

Problem w tym, że już teraz 821 mln ludzi znajduje się na skraju głodu. Błędne myślenie zakłada, że stabilizacja populacji jest kluczowym rozwiązaniem problemu zmian klimatycznych. Jest to mylące, ponieważ opiera się na uproszczonym założeniu, że wkład każdego z nas jest jednakowy.

Jedna trzecia dotychczas wpompowanego do atmosfery węgla pochodziła z USA, emisja z UE była podobna. Afryka wniosła zaledwie 3 %. Tak więc niewielki odsetek ludności świata wywołał kryzys klimatyczny. Wychodzi na to, że najbogatsze 10% ludności świata emituje 50% emisji gazów cieplarnianych. Najbogatsze 50% emituje 90%, co oznacza, że najbiedniejsze 3,8 miliarda ludzi na świecie emituje zaledwie jedną dziesiątą.

Trzeba jednak zwrócić uwagę na fakt, że wraz z rozwojem społeczeństw, mieszkańcy Afryki czy Azji również zaczną emitować coraz większe ilości zanieczyszczeń. W tym kontekście utrzymanie liczby ludności świata wydaje się sensownym pomysłem. W skali globalnej, działalność człowieka powoduje coroczne przemieszczanie się większej ilości gleby, skał i osadów niż transportowane przez wszystkie inne połączone procesy naturalne. Wycięliśmy 3 tryliony drzew, czyli mniej więcej połowę drzew na naszej planecie, i zrobiliśmy wystarczająco dużo betonu, aby pokryć powierzchnię Ziemi warstwą o grubości 2 mm. Obecnie jest więcej telefonów komórkowych niż ludzi.

W sytuacji, gdy w ciągu najbliższych 25 lat gospodarka światowa podwoi się, a liczba ludności może osiągnąć 10 miliardów, potencjalny wzrost naszego oddziaływania jest ogromny. Wyzwaniem tego stulecia jest osiągnięcie stabilnej globalnej populacji wspieranej przez zrównoważoną gospodarkę, która zmniejszy nasze obciążenie dla planety.