Google wprowadził specjalny „cennik” opłat, które służby muszą uiścić za przygotowanie danych użytkowników. Gdyby podobne stawki wprowadzili np. polscy operatorzy komórkowi, służby już dawno by zbankrutowały.
Google wycenia przygotowanie danych
The New York Times dotarł do dokumentów, które potwierdzają stawki jakie amerykańskie organy ścigania muszą zapłacić za dostęp do danych użytkowników Google’a. Opłaty są zgodne z prawem i dotyczą nie tyle samych danych, co są wyceną ich przygotowania.
I tak za podstawowe informacje, które wystarczą do skierowania sprawy do sądu należy zapłacić 45 dolarów. Stawka wzrasta do 60 dolarów jeśli służby chcą założyć podsłuch oraz śledzić lokalizację użytkownika. Za 245 dolarów Google przygotowuje pełny pakiet danych wraz z prowadzoną korespondencją, na podstawie których można uzyskać nakaz przeszukania.
To odpowiedź na rosnącą liczbę zapytań służb
Google zaznacza, że wprowadzenie cennika to odpowiedź na rosnącą liczbę zapytań wysyłanych przez służby. W 2019 roku firma dostała ich 75 tys. i wnioski dotyczyły 165 tys. kont. To dużo, czy mało? Zależy, z czym to porównamy. Gdyby polskie służby miały płacić za dostęp do danych użytkowników, ich budżety świeciłyby pustkami.
Rekordowy pod względem żądań o udostępnienie danych był w Polsce 2014 rok, kiedy służby zwracały się m.in. do operatorów 2,35 mln razy. Wywołało to sporą burzę i liczba zapytań spadła do 1,15 mln w 2016 roku, ale w 2018 było to już 1,356 mln.
Większość zapytań dotyczy tzw. danych retencyjnych, czyli np. bilingów rozmów. To raczej nie kosztowałoby wg cennika Google’a 245 dolarów, ale nawet te 45 lub 60 dolarów przemnożone przez 1,3 mln daje konkretną sumę.