Wprawdzie sprawa dyrektywy biorącej uważane przez wielu chore podejście do praw autorskich jeszcze nie została zakończona, ale dziś (18 stycznia) Rada Europejska ponownie zacznie głosować w tej sprawie. O skutkach wprowadzenia tego określanego przez wielu mianem ACTA 2.0 prawa wspominało już wielu, ale to dopiero Google pokazał na przykładzie skutki, jakie mogą nas czekać po jego wprowadzeniu.
Google miało ostatnio eksperymentować (wiemy to od Search Engine Land) z wersją swojej wyszukiwarki, aby ocenić „wpływ” dyrektywy na użytkowników i wydawców. Zamiast przydługawego bełkotu na ten temat, sprowadziła swój mały test to jednej prostej, choć przerażającej ilustracji:
Według firmy odpowiadającej za największą wyszukiwarkę treści, Internet stanie się raczej pustym miejscem. Wszystko przez to, że autorzy mieliby prawo żądać zapłaty za użycie niewielkich fragmentów treści zgodnie z artykułem 11 dyrektywy. Ze względu na to Google uważa, że musiałby całkowicie pominąć prezentowanie treści, co przekłada się na brak miniatur i poglądowych tekstów.
Jednak to niespecjalnie bliska przyszłość. Nasze osławione ACTA 2.0 zostanie poddane głosowaniu w marcu bieżącego roku i jeśli zostanie przyjęte pozytywnie, to wejdzie w życie gdzieś w 2021 roku. Nam pozostaje mieć oczywiście nadzieję, że dokładnie artykuł 11 i 13 spotka się z negatywnym przyjęciem, a jeśli nie, to przynajmniej zostanie zmieniony tak, aby nie uderzyć w „wolność w sieci”.
Czytaj też: Polska Wikipedia na strajku w formie walki z ACTA 2.0
Źródło: Engadget