Reklama
aplikuj.pl

W pozbyciu się Huaweia z Polski ktoś ma cel. Skutki mogą nas zaboleć

Projekt ustawy dotyczącej KSC (Krajowy System Cyberbezpieczeństwa) wzbudza niesłabnące emocje. Nie jest trudno odnieść wrażenie, że ktoś musi mieć cel w pozbyciu się firmy Huawei z Polski. Zyska na tym niewiele osób i podmiotów, a potencjalnymi skutkami, nie tylko finansowymi, rządzący zdają się kompletnie nie przejmować.

W ostatnich dniach śledziłem kolejne doniesienia dotyczące KSC, czytałem wiele opinii i rozmawiałem z wieloma osobami z rynku telekomunikacyjnego. Jest to pierwszy tekst z czegoś, co możemy nazwać cyklem „Huawei w Polsce”. Materiału jest sporo, dlatego został on podzielony na mniejsze części. Poniższy możemy potraktować jako najbardziej ogólny.

Przestrzeganie praw człowieka, a cyberbezpieczeństwo. Czyli czym jest KSC?

Projekt ustawy o KSC to oficjalnie zbiór przepisów dotyczących cyberbezpieczeństwa. Nieoficjalnie to pełna dziur i niedopowiedzeń furtka do pozbycia się Huaweia z polskich sieci. Ale sieci 5G, czy sieci komórkowych? To jeden z wielu braków, na który trafimy w projekcie.

Czytaj też: Rząd otwiera furtkę do blokady Huaweia

Brak Huaweia to zatrzymanie rozwoju sieci komórkowych

Musimy otwarcie sobie powiedzieć, że Chiny, a tym samym Huawei to lider sieci 5G na świecie. Potwierdzą to nawet Amerykanie, którzy właśnie z tego powodu chcą walczyć z chińskim gigantem. Wszelkimi możliwymi sposobami, ale nie w wojnie na sprzęt. Bo wbrew niektórym opiniom, nie ma czegoś takiego jak amerykańska sieć 5G. Nie ma amerykańskiej firmy, która dostarczałaby kompletny sprzęt niezbędny do budowy sieci 5G.

Aktualnie jako kraj mamy wybór – albo rozwijamy się nadal i korzystamy ze sprzętu Huaweia jak do tej pory, albo zaciągamy hamulec. W tym czasie Chiny rozwijają się dalej, my zajmujemy się wymianą sprzętu w istniejących sieciach na ten bezpieczny, a jak wracamy do wyścigu to w zasadzie nie mamy już kogo gonić. Podobnie może to wyglądać w całej Europie. Jeśli kraje europejskie posłuchają Stanów Zjednoczonych i pozbędą się Huaweia, będą mogły razem przyglądać się samodzielnemu rozwojowi telekomunikacji w Chinach.

Co więcej, niewykluczone, że gdyby nie Huawei, dzisiaj obecne sieci 5G nie działałby w Polsce. Może z wyjątkiem sieci Plusa zbudowanej na sprzęcie Ericssona. To co widzicie poniżej to mapka, która nie jest wcale podziałem na Polskę A i Polskę B. Albo też Polskę wschodnią i zachodnią. To porównanie aktualnie działających w Polsce sieci 5G na obszarze, gdzie dostępny jest sprzęt Huaweia z obszarem, na którym dostępny jest sprzęt Nokii. Zestawienie co najmniej ciekawe.

Weźcie i zróbcie, albo tam są drzwi. My Wam nie pomożemy

Na potrzeby projektu ustawy KSC rząd prowadził badania aby sprawdzić, ile faktycznie jest w Polsce sprzętu Huaweia. Dane są niejawne. Huawei natomiast nie zamierza tego ukrywać. Mówimy o 59% sprzętu znajdującego się w polskich sieciach komórkowych.

Teraz rząd może w ramach ustawy nakazać operatorom usunięcie sprzętu Huaweia z sieci w ciągu 5 lat, jeśli zostanie on uznany za niebezpieczny. Biorąc pod uwagę czas niezbędny do przeprowadzenia takich modernizacji, Play powinien zacząć wymieniać podzespoły z odpowiednim wyprzedzeniem. Powinni zacząć jakieś 2-3 lata temu.

Całe przedsięwzięcie będzie niezwykle kosztowne. Szacunki są różne, ale w przypadku Playa mówimy realnie o kwotach idących w miliardy złotych. Ale to nie pieniądze są tutaj ważne. W końcu to my, klienci, za to zapłacimy. Również to my, klienci, będziemy niezadowoleni z modernizacji, która może nam czasowo odciąć zasięg na czas prac. Wreszcie to my, klienci, z tego powodu pójdziemy do innej sieci. Ale o tym za moment.

Co jest ważniejsze niż pieniądze? Play ma najwięcej sprzętu Huaweia w swojej sieci. Mówi się, że ponad 60%, choć tak naprawdę może go być nawet 90%. Nawet jeśli przyjmiemy niższy wynik, jest to ładnych kilka tysięcy stacji bazowych. To nie jest tak, że podjeżdża ekipa, zdejmuje antenę, montuje nową i jedzie dalej. Każda taka modernizacja wymaga, w myśl aktualnych przepisów, otrzymania decyzji środowiskowej i przeprawy przez kilka innych administracyjnych przystanków. Ten bubel prawny wisi nad operatorami od prawie roku i ciągle nie ma chętnych na jego poprawienie. Z tego powodu wydaje mi się, że 5 lat na wymianę całego sprzętu to może być w tej sytuacji za mało.

Nawet jeśli rząd nie zamierza dokładać ani złotówki do wymiany sprzętu (a już wiemy, że nie zamierza), mógłby chociaż ułatwić ją poprzez pozbycie się złych przepisów. A to może być niedługo niezwykle trudne, bo oba zainteresowane sprawą resorty – cyfryzacji i środowiska, czeka albo gruntowna reforma, albo całkowita likwidacja i wcielenie do innego ministerstwa.

Przetrwa tylko Plus?

Plus jako jedyny operator nadal nie podniósł abonamentów w myśl zasady więcej za więcej, a zapowiadał to już dobry rok temu. W efekcie sieć od wielu miesięcy jest liderem w kwestii przenoszenia numerów, a baza klientów dynamicznie rośnie. Jeśli pozostałe sieci zostaną zmuszone do wymiany sprzętu, a co za tym idzie dalszego podnoszenia cen, w ręce Plusa wpadnie jeszcze więcej nowych i przenoszonych numerów. Zakładając najbardziej drastyczny scenariusz, może nawet lekko abstrakcyjny, w Polsce może zostać tylko Plus. Bo Orange i T-Mobile mogą uznać trzymanie polskich oddziałów za nieopłacalne (o czym za moment), a Play może tego zwyczajnie nie wytrzymać. Udziałowcy, którzy zainwestowali w Play (i stracili już na giełdzie 2 mld złotych z powodu spadku cen akcji) mogą nie chcieć ponownie inwestować w przebudowę całej sieci komórkowej. To może prowadzić do monopolu, a ten nigdy nie jest dobry.

Ustawa KSC zakłada, że jeśli dostawca sprzętu zostanie uznany za umiarkowanie niebezpiecznego, operatorzy mogą korzystać z już posiadanego sprzętu, ale nie mogą kupować nowego. Jeśli się nie zastosują, zapłacą karę w wysokości 1-3% światowych obrotów firmy. To w przypadku Orange i T-Mobile będą ogromne kwoty.

Korupcja w tle? Żaden problem

Rozmawiając z różnymi osobami na temat Huaweia i jego rynkowych rywali, często przywoływany jest Ericsson i jego problemy korupcyjne. To prowadzi do sytuacji, w której Huawei jest zły, bo w Chinach nie są przestrzegane prawa człowieka, ale Ericsson jest ok, bo przyznał się do korupcji i zapłacił ponad miliard dolarów kary z tego tytułu. A firma dopuszczała się korupcji, co ciekawe, również w Chinach.

Projekt ustawy o KSC zakłada, że jeśli dostawca sprzętu zostanie uznany za niebezpiecznego, może się odwołać od decyzji i przekonać o swojej niewinności. Jak? Na pewno kreatywnie. Choć ciężko jest zrozumieć w jaki sposób Huawei mógłby jeszcze bardziej udowodnić brak zagrożenia z jego strony, skoro potwierdzają to kolejnie niezależne, międzynarodowe certyfikaty bezpieczeństwa. Identyczne jak w przypadku sprzętu Nokii i Ericssona. Chyba, że tutaj wcale nie chodzi o udowodnienie winy, a jej wykupienie. Na zasadzie – obniżenie oceny kosztuje budowę fabryki lub centrum badawczego? Tego projekt w żaden sposób nie precyzuje.

Nikt nie będzie nas szpiegować bardziej, niż już to robią

Jeśli ktokolwiek chciałby nas szpiegować, używałby do tego nie komponentów sieciowych, a naszych smartfonów. W końcu już teraz to one wysyłają różnym firmom nasze dane. To za ich pomocą rząd może nas podsłuchiwać systemem Pegasus. To za ich pomocą przestępcy mogą zdobyć dane naszych kont bankowych. Ale nie – to Huawei będzie nas szpiegować w sieci 5G. A symbolem tego niech będzie Weijing W. Były dyrektor Huaweia, który od stycznia 2019 roku przebywa w areszcie bez postawionych zarzutów. Tak dobitne są dowody szpiegostwa.

Miałem dzisiaj okazję porozmawiać z ekspertem Huaweia ds. cyberbezpieczeństwa i spytałem go wprost – jak można to zrobić, szpiegować jako dostawca sprzętu w sieci 5G. Jego odpowiedź była prosta – nie można i tłumaczył to w ten sposób. Operator dostaje od Huaweia sprzęt, który po zakupie jest jego własnością. Zabezpiecza go jak tylko chce i korzysta we własnym zakresie. Huawei może mieć do niego dostęp tylko w przypadku ew. awarii. Na podstawie sporządzonej umowy firma informuje co robi w ramach naprawy, jakie dane pobiera ze sprzętu i ew. pyta czy może je zdiagnozować poza granicami kraju lub Unii Europejskiej. Przedstawia protokół naprawy, zwraca sprzęt, po czym operator ponownie go zabezpiecza i używa dalej bez ingerencji Huaweia. Jest to jedyny moment, w którym firma ma dostęp do sprzętu.

Z drugiej strony, nawet jeśli byłyby na to jakieś sposoby – po co Huaweiowi nasze dane pobierane z sieci komórkowych? Można powiedzieć, że chodzi tutaj np. o włamanie się do sieci łączności krytycznej, służb itp. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ten element sieci zbudować na rdzeniu, czy pozostałych podzespołach innej firmy. Bez konieczności rozprucia całej infrastruktury i wymiany jej na nową.

Na walce z Huaweiem ktoś skorzysta. A to przypomina efekt motyla

Czym jest efekt motyla? To na przykład Justyna Socha dostająca rachunek za sprzątanie miasta po odwoływaniu plandemii tylko dlatego, że ktoś kilka miesięcy temu w Chinach zjadł smażonego nietoperza. Nas może czekać inny – wyższe rachunki za telefon, bo pewien siwy miliarder uzależniony od samoopalacza zazdrości Chinom rozwoju technologicznego.

To może być najbardziej namacalny przykład tego, jak wojna światowych mocarstw może wpłynąć na nasze życie. W Polsce, znajdującej się niemal po środku drogi pomiędzy dwoma gospodarczymi potęgami. Nie musimy się w to mieszać. Nie musimy słuchać nacisków ze strony Stanów Zjednoczonych i godzić się na ich warunki, które nie przyniosą nam kompletnie nic. Spotkałem się ostatnio ze zdaniem – bo ktoś musi nas bronić przed Rosją. Raczej nie mamy co liczyć w tym przypadku.

Mit mocarnych Stanów Zjednoczonych jest w Polsce nadal żywy i rządzący lubią nim grać od wielu lat. Przekazy medialne nie powiedzą nam o tym, że kolos ma gliniane nogi. Ale przyjacielskie stosunki z USA nadal brzmią dumnie.

W sprawie wykluczania Huaweia z polskich sieci komórkowych nie potrzebujemy propagandy, tylko mądrości. Takiej jaką obecnie pokazują choćby Czechy lub Niemcy, którzy naciskom ze strony USA nie ulegają. W Polsce, obecnie, na taką mądrość bym nie liczył.

Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News