Wraz z rozwojem segmentu dronów, NASA rozpoczęła już dawno prace nad systemem, który połączyłby komunikację konwencjonalnych samolotów z tymi bezzałogowymi i często autonomicznymi. Chociaż naukowcy nie opracowali jeszcze najlepszego rozwiązania, rozpoczęli serię testów z udziałem zmodernizowanych dronów i samolotów z pilotem na pokładzie. Wszystko po to, aby zademonstrować skuteczność nowych technologii i pomóc w opracowaniu nowych przepisów.
Czytaj też: Pocisk rakietowy AIM-260 USA będzie siał postrach wśród myśliwców wroga
Testy możecie kojarzyć ze skrótu FT (Flight Test), który jest z nami od 2012 roku i obecnie opiewa na szóstą edycję, która rozpocznie się we wrześniu tego roku. NASA twierdzi, że głównym celem lotów testowych będzie ocena nowych małych, lekkich i niskoenergetycznych czujników, aby umożliwić konwencjonalnym samolotom i UAV wzajemne wykrywani się oraz oczywiście unikane. Ponadto testy pomogą w opracowaniu standardów wydajności np. radaru powietrze-powietrze.
Podstawą do testu okazał się dron TigerShark Block 3 XP, który nad ziemią może spędzić 12 godzin i jest zdalnie sterowany z naziemnego kokpitu. NASA wyposażyła go dodatkowo w generator dymu, który w tym teście jest kluczowy, ponieważ wymaga od pilotów samolotów skupienie się nie na wizualnych bodźcach, a sprawności lekkiego radaru DAPA-Lite od Honeywell. Wynik tego sprawdzianu poznamy dopiero w przyszłości, kiedy to w powietrze wniosą się wspomniane drony, a w pogoń za nimi ruszy samolot BeechcraftKing Air B200, Beechcraft T-34C Mentor oraz szybowiec TG-14.
Głównym celem jest zbadanie DAPA-Lite pod kątem zasięgu i dokładności, ale testy obejmą też sytuację, w którym dron celowo będzie próbował zderzyć się czołowo z samolotem.
Czytaj też: Kitty Hawk swoim latającym Cora przekonało Boeinga
Źródło: New Atlas