Nowy koronawirus nie jest pierwszym wirusem, który pochodzi od zwierząt i prowadzi do licznych zgonów wśród ludzi. Wcześnie były to m.in. HIV, Ebola, świńska i ptasia grypa, SARS, czy MERS. Teraz naukowcy ostrzegają przed kolejnymi tego typu zdarzeniami.
W ramach publikacji, która ukazała się na łamach Science zespół kierowany przez przedstawicieli San Diego Zoo Global wzywa naukowców i ekspertów ds. dzikiej przyrody do rutynowego badania zwierząt na obecność wirusów na targach, które sprzedają świeże mięso, ryby i inne tego typu produkty. To właśnie tam może dochodzić do mutacji potencjalnych wirusów oraz ich transmisji.
Sekwencje genetyczne namierzonych wirusów miałyby trafiać do wspólnej bazy danych, którą naukowcy mogliby monitorować. Idea zakłada przejście od reagowania na wybuchy epidemii do ich przewidywania oraz stworzenie scentralizowanego systemu detekcji, który mógłby działać na globalną skalę.
Czytaj też: 30-latek nie wierzył w istnienie koronawirusa. Umarł po „koronaliach”
Aby badać dzikie zwierzęta pod kątem obecności wirusów, naukowcy polegają na certyfikowanych laboratoriach. Problem w tym, że około 60% tych placówek znajduje się w Europie i Ameryce Północnej, daleko od miejsc, w których pojawia się większość nowych chorób zakaźnych. Potrzeba więc lokalnych laboratoriów, które umożliwią prowadzenie analiz np. na terenie Azji.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News
Co więcej, autorzy pomysłu twierdzą, że całkowity zakaz handlu dzikimi zwierzętami nie rozwiąże problemu, ponieważ wtedy proceder ten zostanie przeniesiony do „podziemia”. Potrzeba więc wprowadzenia pewnych reguł i ścisłego monitorowania takich przedsięwzięć. Jeśli chodzi o prowadzenie badań, to jednym z przykładów był amerykański program PREDICT. W jego ramach przebadano 168 000 zwierząt w 30 krajach i znaleziono 1100 różnych wirusów.