Trzęsienia ziemi zazwyczaj przechodzą w linii prostej i widać pozostawiane przez nie ślady. Często występują także wstrząsy wtórne, które pojawiają się w podobnym obszarze, ale wstrząsy o wyższej amplitudzie nigdy nie powracają do „źródła”.
Słowo nigdy może się jednak okazać nadużyciem, bowiem wygląda na to, że naukowcy zaobserwowali trzęsienie ziemi, które łamie powszechnie uznawane zasady. Rzeczone zjawisko miało miejsce w 2016 roku pod dnem Oceanu Atlantyckiego, a jego rozwój porównano do wracającego bumerangu.
Analiza danych sejsmicznych ujawniła dwa różne etapy powstawania trzęsienia. W pierwszej fazie pęknięcie przesunęło się w górę i na wschód. Następnie powróciło w kierunku zachodnim z prędkością naddźwiękową, dochodzącą do nawet 6 kilometrów na sekundę. Jak na razie nie wiadomo, co mogło wywołać taki rozwój kataklizmu. Naukowcy przypuszczają, że energia wyzwolona podczas trzęsienia mogła być tak ogromna, iż po pewnym czasie zapoczątkowała zwrot wstrząsów w kierunku źródła.
Czytaj też: Jak woda w skorupie ziemskiej wpływa na trzęsienia i tsunami?
I choć nie ma dowodów na to, że podobne zjawisko mogłoby mieć miejsce na lądzie, to być może potężne trzęsienie ziemi, które nawiedziło japońskie Tohoku w 2011 roku miało taki właśnie charakter. Było to najpotężniejsze trzęsienie ziemi, jakie kiedykolwiek udokumentowano na terenie tego kraju.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News