Niewielki wybór gatunkowy
„Jak to?! Przecież mamy imprezówki, strategie, gry ekonomiczne, quizy, karcianki itd.” Ano mamy. Wiecie jaka jest wspólna cecha 99% gier planszowych? Turowa rozgrywka. Oczywiście, istnieją tytuły, w których rozgrywka prowadzona jest w czasie rzeczywistym, jednak jest ich stosunkowo niewiele. Z tego też powodu gry planszowe niemal nie oferują nam zręcznościowych produkcji typu gier sportowych, wyścigów czy bijatyk. „No jak to? Przecież Formula D to wyścigi, Adrenalina to shooter, a BattleCON to bijatyka!”. Nope. To tylko wykorzystanie pewnego tematu, te gry nie mają NIC wspólnego z rozgrywką tego typu znaną z gier wideo. Najbliżej swoich cyfrowych odpowiedników są strategie turowe i dungeon crawlery.
Moim zdaniem właśnie turowość, a zwłaszcza zbyt długi downtime (tj. oczekiwanie na własny ruch), może być przyczyną nieco mniejszej popularności gier planszowych. W cyfrowym świecie rozgrywka turowa nie jest zbyt lubiana, gry tego typu rzadko znajdują się na szczycie rozgrywkowo-sprzedażowych, a dochodowe serie można właściwie policzyć na palcach jednej ręki. Poza cywilizacją trudno jest mi wymienić „czystą” turówkę, która cieszy się dużym wzięciem. Zanim ktoś poda serię Heroes of Might&Magic – to nie przypadek, że Ubisoft od 5 części cyklu niemal nie inwestuję w tę sagę.
Problemy z instrukcją
Błąd w instrukcji, pomyłka na karcie, fatalny błąd w planowaniu rozgrywki… te problemy są dużo większe w przypadku gier planszowych niż w gier komputerowych. W czasach cyfrowej dystrybucji załatanie błędów (o ile już je wykryto) to kwestia pobrania odpowiedniej aktualizacji. Z planszówkami niestety nie jest tak różowo. Wydawca nie jest fizycznie w stanie dotrzeć do każdej osoby, która kupiła produkt i naprawić swój błąd. Jeśli nie śledzimy informacji na stronie wydawcy to prawdopodobnie nigdy nie dowiem się, że np. wymieniono wadliwe karty lub że istnieje aktualizacja instrukcji czy odpowiednie FAQ. Zostaniemy z tym, co mamy w pudełku… co często powoduje kłótnie o interpretacje zasad. Kilka razy zdarzyła mi się sytuacja, w której wykłócaliśmy się o konkretne zdanie z instrukcji. Owszem, zawsze dochodziliśmy do kompromisu i wybieraliśmy obowiązującą także na przyszłe gry zasadę, jednak nie da się ukryć, że było to marnotrawstwo naszego czasu. Z grami wideo nie ma problemów z interpretacją – komputer po prostu zablokuje daną akcję lub pozwoli nam ją wykonać, jednak nie powstaną takie skutki o jakich myśleliśmy.
Wydawnictwa i promotorzy
Im dłużej zajmuje się grami planszowymi, tym bardziej dziwi mnie postawa wydawnictw. Mam nieodparte wrażenie, że wydawcy boją się zaryzykować, przez co docierają do dużo mniejszego grona osób, niż są w stanie. Mimo szumnych zapowiedzi kolejnych konwentów baza graczy nie powiększa się w astronomicznie szybkim tempie. Wydaje się wręcz, że kolejne firmy są usatysfakcjonowane obecną pulą klientów. Nie raz słyszałem głosy „na tym evencie planszówki są jedynie dodatkiem, nie opłaca się tam jechać”. Nie widzę również polowania na oczywisty dla mnie target – graczy gier wideo. Próżno szukać recenzji planszówek na większych serwisach poświęconych właśnie tego rodzaju rozgrywce. Jest to o tyle dziwne, że tego rodzaju portale mają wielokrotnie więcej czytelników/widzów. Poza reklamą „Twistera” w czasach, kiedy byłem małym szczylem to właściwie nie przypominam sobie reklamy gry planszowej w telewizji.
Podobnie przedstawia się sytuacja z tzw. promotorami gier planszowych – nie celują w target, ma się wręcz wrażenie, że utwierdzają obecną grupę w „elitarności” gier planszowych. Z całym szacunkiem dla planszówek – to rozrywka dla każdego, elitarna jest F1 albo golf (chociaż też coraz mniej). Nie jest to też rozgrywka wyłącznie dla dzieci. Celowanie w taką grupę odbiorców z pewnością zaowocuje w przyszłości, ale porzucenie dorosłych graczy to błąd – gra planszowa (podobnie jak gra wideo) to nie zabawka, tylko „narzędzie relaksujące”. I to niezbyt tanie, dlatego warto celować w odbiorów, których stać na zakup planszówek. Dzieci nimi nie są.
Zgaduję, że sporym ograniczeniem mogą być fundusze: nie wydaje mi się, żeby większe serwisy zgadzały się na recenzowanie gier wyłącznie za egzemplarz recenzencki. Z tego też powodu nie bardzo chce mi się wierzyć, że wydawcy przeznaczają fundusze na kupowanie ocen recenzentów-hobbystów (a takie oskarżenia czasem się pojawiają). Chyba lepiej byłoby przeznaczyć pieniądze dla dużego serwisu.
Podsumowanie
Czy planszówki kiedykolwiek dobiją do popularności gier wideo? Nie, nie ma na to najmniejszych szans. Mogą jednak zdecydowanie powiększyć swój udział na rynku w branży rozrywkowej, gdyż na chwilę obecną nie jest on tak duży, jak mógłby być. Mam szczerą nadzieję, że z roku na rok sytuacja będzie się polepszać.