Jeśli ktoś pracował w NASA, to po prostu musiał mieć łeb na karku. Dlaczego by więc nie nagłośnić projektu przyczep kempingowych od byłego starszego architekta tej agencji, który przeniósł (dosłownie) kosmiczne doświadczenia na przyziemne poletko?
Czytaj też: MIT chce przybliżyć nas do autonomicznych samochodów
Powitajcie więc zarówno przyczepy, jak i całe samochody kempingowe Taxa Outdoors, które mają jednak bardzo podobny wygląd. Sprawiają wrażenie nieco niestandardowych i kanciastych, ale niech nie zwiedzie Was zewnętrzny wygląd, Garrett Finney zajmował się zapewnieniem możliwie największego komfortu astronautom na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, więc z pewnością wie, czym jest oszczędność miejsca i maksymalizacja funkcjonalności każdego metra kwadratowego.
Zdobyte doświadczenie przelał dopiero po dziesięciu latach na projekty, które mają być „interaktywnym systemem dla ludzi w ruchu z powietrze, wodą i jedzeniem”. Innymi słowy – samochody kempingowe i przyczepy z myślą o codziennym życiu, które byłyby odpowiednio lekkie, aby z ich przewożeniem poradziły sobie nawet niewielkie minivany lub pickupy. Ważną kwestią miała być również odpowiednio niska cena, która nie powinna przekraczać ceny samego pojazdu, a nawet rozmiar, aby „móc zmieścić go w garażu”.
Finalnie powstał model Mantis z brzozowymi meblami, kompozytowym aluminium z grubą warstwą pianki zamiast drewna oraz izolacji, stworzony tak, aby nie rozpadł się po drodze i służył przez lata przed naturalną degradacją w naturalny obieg w przyrodzie. W kwestii wygody postawił na funkcjonalność, przekładającą się na wystarczająco dużo miejsca dla czterech dorosłych, system okien do maksymalizacji światła dziennego w środku i wentylacji w letnie dni oraz kilkudziesięciolitrowy zbiornik świeżej wody. Jest może i prosto i tradycyjnie, ale naprawdę brakuje tutaj nowoczesnego sznytu z panelami słonecznymi, czy czymś naprawdę „rodem z kosmosu”.
Czytaj też: Nie było trzeba wiele, żeby z Civic Type-R wydobyć rajdowy charakter
Źródło: Popular Mechanics