Szczerze mówiąc, gdy zobaczyłam zapowiedź After, byłam przekonana, że to po prostu fanowski trailer. Wiecie, taki mokry sen maniaka. Niestety. Fanfik Greya, Zmierzchu i One Direction doczekał się ekranizacji. Czy wyszedł tak źle, jak sugeruje to połączenie? Sprawdźmy.
Od początku
Zacznijmy od tego, że sama książka After zaczęła się od fanfika na Wattpadzie, którego autorką była Anna Todd. Historia garściami czerpie ze Zmierzchu i Greya. Jednak największą popularność After zyskało przez głównego bohatera, którym jest Harry Styles, wokalista One Direction. W 2014 roku, kiedy Anna Todd rozpoczęła pisanie, boysband piął się na szczyty list przebojów. Dodatkowo grupa była marzeniem większości nastolatek. A fanfik ten sprawił, że Harry Styles stał się ulubieńcem także nieco starszych dziewczyn, które wcześniej zaczytywały się w Zmierzchu wzdychając do Edwarda, a gdy podrosły marzyły o Christianie Greyu. Szybko wydawcy zwietrzyli pismo nosem i z publikowanych na Wattpadzie historii After stało się kilkutomową sagą o Hardinie Scottcie (trzeba było zmienić, żeby nikt się nie domyślił!). No i ok, każdy czyta to, co lubi. After to takie romansidło dla starszych nastolatek, przy którym nie trzeba myśleć. Czy to dobra książka? Wiecie, na pewno są gorsze.
Filmy romantyczne to gatunek strasznie schematyczny. To nic złego, w końcu romanse na ekranie nie mają być kinem wysokich lotów. Jednak im więcej ogranych motywów, tym bardziej to widza nudzi. A After, zarówno wersja książkowa jak i filmowa, to schematy posklejane szarą taśmą, byleby się nie rozkleiły. Mamy więc główną bohaterkę, Tessę Young (Josephine Langford), typową szarą myszkę w niedopasowanych, przesadnie skromnych ubraniach. Swoim zachowaniem ma pokazywać, że jest niedoświadczona, nieprzystosowana, a najchętniej, to by schowała się z jakąś książką Jane Austen pod kocem. Od razu mamy zaznaczone, jak bardzo różni się od hałaśliwych, wygadanych i roznegliżowanych lasek ze swojej uczelni. Oczywiście, wszystko się zmienia, gdy poznaje niebezpiecznego, ale szalenie przystojnego Hardina Scotta (Hero Fiennes-Tiffin). W tym momencie rozpoczyna się ich toksyczna znajomość, teoretycznie pełna erotyzmu, elektryzujących scen i w ogóle och i ach.
Czytaj też: Recenzja filmu Powrót
Godny następca „50 twarzy Greya”
Tak głosi hasło na plakacie. Niestety, jeśli spodziewacie się kajdanek, odważnych scen erotycznych i w ogóle wszystkiego, co było w Greyu, ale z młodszymi aktorami, to musze was rozczarować. Target, w który celowała E.L. James to spragnione wrażeń panie w wieku około 40 lat, których codzienną rozrywką było zajmowaniem się domem. After Anny Todd raczej przeznaczony był dla dziewcząt, które dopiero w dorosłość wkraczają. I choć sama książka pełna była odważnych opisów seksu, to film już od nich stroni. Zresztą, otrzymał kategorię PG-13, więc czego się spodziewać. Wszystko, na co twórcy mogli sobie pozwolić, to granie mimiką, jakieś tam odkryte kawałki ciała i dawanie do zrozumienia, że bohaterowie coś tam „ten teges”.
Podobnie jak w Grey Hardin ma problemy ze sobą, kłamie, stosuje przemoc na przemian z delikatnością romantyka. Bywa czarujący po to, by zaraz zachować się tak, że chciałoby się wywalić go przez najbliższe okno. Oprócz rozchwiania emocjonalnego ma śliczny akcent, wygląda niebezpiecznie, ale jest tak bardzo wrażliwy. Cytuje książki sióstr Bronte i Jane Austen, ma gitarę i jest tak przerysowany, że szkoda gadać. Generalnie Hardin, to taka kumulacja cech, które w pewnym wieku najbardziej pociągają nastolatki. To typowy bad boy, przed którym ostrzegają rodzice. Jednak jeśli się go pozna, okazuje się, że jest wrażliwy, a to problemy sprawiają, że coś z nim jest nie tak.
Jest raczej średnio
After stoi debiutantami. Stoi, albo się chwieje. Jak kto woli. Reżyserka, Jenny Gage, po raz pierwszy ma film z większym budżetem. Scenariusz pisało kilka osób, co zaowocowało zlepkami, schematami i dziwnymi dialogami. Brakuje jasno zarysowanych postaci, logiki i jakiejś autentyczności. W obsadzie widzimy przede wszystkim debiutantów. Odtwórca roli Hardina, Hero Fiennes-Tiffin, przez cały seans wywoływał u mnie chęć wydłubania sobie oczu. Ma ograniczoną mimikę, po prostu sonie patrzy w dziwny sposób. Josephine Langford nie jest jakoś dużo lepsza, ale radzi sobie dziewczyna. Zwłaszcza biorąc pod uwagę marny scenariusz. Grający dorosłych, bardziej doświadczeni aktorzy jakoś to trzymają w kupie. Jakoś.
Myślę sobie, że to po prostu nie jest film dla mnie. Nie jestem już w tym wieku, w którym takie produkcje bawią i wywołują szybsze bocie serca. Chyba nigdy nie byłam, ale mniejsza z tym. After jest filmem, który ma swoją grupę docelową. I tej grupie spodoba się muzyka, zwolnione tempo, namiętne pocałunki i ten klimat nieśmiałej, pierwszej miłości. Niby niewinnej, ale skomplikowanej. Te dziewczyny uwierzą, że Hardina można zmienić, tylko trzeba poświęcić mu trochę czasu. Dla nich After ma sens i im się spodoba.
Podsumowując
Film, dla mnie, ma więcej wad niż zalet. Ale zdaję sobie sprawę, że nie jestem odbiorcą, w którego celowano. Nawet mimo tego, nie wynudziłam się jakoś bardzo. Ot, niewymagająca myślenia produkcja, która szybko wyleciała mi z głowy. Podkreślę, że może się spodobać raczej tym przed dwudziestką. Nie jest szczególnie toksyczny i szkodliwy społecznie. Powiedziałabym nawet, że oglądało mi się go lepiej niż Greya. Nie będę go polecała, ani zniechęcała do pójścia. Jeśli po obejrzeniu zwiastuna i przeczytaniu recenzji czujecie, że After jest filmem skierowanym do was – idźcie. Jeśli nie, to szanujcie swój czas i pieniądze zostając w domu.
Czytaj też: Recenzja filmu Hellboy