Reklama
aplikuj.pl

Recenzja filmu Green Book

Wybrałam się na Green Book właściwie nie wiedząc, co to za film i o czym jest. Jakoś tak wyszło, że miałam chwilę czasu, a on akurat leciał. Poza tym, uwielbiam Viggo Mortensena i chyba to przesądziło. I cieszę się, że poszłam na niego bez wcześniejszego rozeznania. Dzięki temu mogłam uniknąć łatki oscarowego pewniaka i cieszyć się w pełni wykreowanym przez Petera Farrelly obrazem. Bez posiłkowania się nominacjami mogę stwierdzić, że jest to najlepszy film, jaki obejrzałam od dłuższego czasu. Dlaczego?

Film oparty na faktach

Już dawno takie stwierdzenie częściej wywoływało we mnie nieufność, niż zaciekawienie. Zwykle bywało, że te fakty owszem i były, ale w wydumanej otoczce. W Green Book tego nie zauważyłam. Film opowiada historię narodzin niecodziennej, ale głębokiej i szczerej przyjaźni między dwoma, tak bardzo różnymi od siebie, mężczyznami. Mamy drobnego cwaniaczka z Bronxu, który pracuje jako wykidajło w klubach. Tony Lip Vallelonga (Viggo Mortensen)  ma włoskie pochodzenie i włoski temperament. Od początku widać jego nastawienie do osób czarnoskórych, gdy wyrzuca szklanki, z których pili. Wiecie, to są lata 60. i nie tylko czarni są dyskryminowani, choć istnieją pewne stopnie bycia „tym gorszym”.

Recenzja filmu Green Book

Pewnego dnia Tony, gdy z powodu remontu zamykają jego klub, idzie na rozmowę w sprawie pracy jako kierowca. Okazuje się, że ma być kierowcą czarnoskórego. Dr Don Shirley (Mahershala Ali) jest świetnie wykształconym, bogatym i genialnym muzykiem, który wyrusza na wielotygodniowe tournée. W ten sposób rozpoczyna się ich podróż, a tytułowy Green Book ma im w tym pomóc. Jak? Cóż, jest to książeczka opisująca miejsca, w których „czarny” bezpiecznie może nocować. Pokonując po drodze wiele trudności. Jednocześnie pokonują także bariery jakie są między nimi, aż w końcu nawiązuje się między nimi niecodzienna, ale piękna przyjaźń.

Teatr dwóch aktorów

Przez większość ekranowego czasu widzimy głównie Tony’ego i Dona i ich wzajemne relacje. Rozmowy, napominania, to, czego uczą się od siebie. Wydawałoby się, że w tym wypadku tylko jedna strona może czegokolwiek nauczyć, jednak tak nie jest. Obaj mężczyźni czerpią z tej znajomości wiele dobrego. Jednocześnie poznajemy ich charaktery i widzimy, jak radzą sobie z przeciwnościami losu. Duet Mortensen-Ali to duet wręcz perfekcyjny i dograny idealnie. Oglądając Green Book wierzymy w tę historię, jesteśmy w stanie uwierzyć, że taka osoba zachowałaby się właśnie w ten sposób. Mimo wszystko pierwsze skrzypce gra tu Viggo, który w rolę cwanego Włocha wczuł się genialnie. Akcent, sposób poruszania, mimika. To wszystko jest wiarygodne, w żadnym miejscu nie przerysowane. Jego zachowania są uzasadnione i logiczne. Po prostu mu wierzymy. A przynajmniej ja mu uwierzyłam.

Recenzja filmu Green Book

Ali jako zagubiony między dwoma światami czarnoskóry muzyk jest również pełen autentyczności. W pewnym momencie mówi, że jest „niewystarczająco czarny i niewystarczająco biały”, a później dodaje:  „Kim więc jestem? Nie wystarczająco człowiekiem?„. I to doskonale obrazuje jaka to postać. Wystarczająco genialny, by bogaci biali mogli go słuchać, ale niewystarczająco ludzki, by mógł siedzieć przy ich stole, albo korzystać z ich toalety.

Klasyczne kino drogi z ważnym przesłaniem

Green Book jest utrzymany w klasycznej konwencji kina drogi. Sporo czasu bohaterowie spędzają w samochodzie, co daje nam hermetyczną, zamkniętą przestrzeń. To w drodze rozwija się ich przyjaźń. Bardzo wiele ich różni, wychowanie, maniery, wykształcenie, a przede wszystkim kolor skóry. Jednak w ogólnym rozrachunku wychodzi na to, że Tony nie jest takim całkiem rasistą. Jest niezwykle lojalny, a jego lojalność jest ponad podziałami rasowymi. Skoro się zobowiązał, to słowa dotrzyma.

Recenzja filmu Green Book

Gdy oglądając Green Book dostrzegłam poruszane zagadnienie rasizmu obawiałam się typowej w kinie poprawności politycznej. Jednak obraz Farrelly’ego jest nienachalny i wydaje się dość obiektywny. Ja jestem w stanie uwierzyć, że tak właśnie było. Reżyser chce pokazać ówczesne realia, bez moralizatorskich przesłań. Było tak, po prostu. I sytuacje, w jakich bohaterowie się znajdują służą nie poprawności, a historii. W Green Book nie ma niepotrzebnych scen, które byłyby tylko po to, by być. Ten film jest jedną, spójną całością od początku, do końca. Choć mam pewne zażalenia do niezwykle optymistycznego, ciepłego zakończenia, to je rozumiem. Zwłaszcza w kontekście, że to film oparty na faktach.

Całokształt

Green Book to po prostu perełka. Od scenariusza, przez scenografię, choreografię a na muzyce kończąc. Idealnie dobrane utwory wprowadzają nas w całą historię. Do tego bardzo podobały mi się dialogi. Nie było tu niepotrzebnej ekspozycji. Dostaliśmy za to prawdziwy komedio-dramat. W Green Book mamy wiele scen, w których po prostu wybuchamy niewymuszonym śmiechem. Od dawna tak dobrze się w kinie nie bawiłam. Zwłaszcza, że scenarzyści nie wykorzystali tu klasycznych żarcików. Wiele gra tu mimika, akcenty i gierki słowne bohaterów. Jest sporo żartów sytuacyjnych, które wynikają z charakterów postaci, a nie z widzimisię twórców. Jednocześnie, w opozycji dla humoru, są sceny wzruszające. Zwłaszcza w kontekście całego filmu. Gdy opowiadałam komuś samą scenę, która mnie wzruszyła, ta osoba nie widziała w tym niczego poruszającego. Jednak kiedy już nakreśliłam całość, zdanie ulegało zmianie. Farrelly nie gra na uczuciach wykorzystując ckliwe chwyty. On sprawia, że sami dochodzimy do tego, że w tym, a nie w innym momencie serce nam się ściska.

Recenzja filmu Green Book

Nic dziwnego, że Green Book otrzymał już 9 nagród, w tym aż trzy Złote Globy. Do tego ogromna ilość (34) nominacji, także do Oscara w, aż, 5 kategoriach. Nie jestem tym zdziwiona i liczę, że przynajmniej Viggo za swoją rolę otrzyma statuetkę.

Podsumowując

Warto, zdecydowanie warto wybrać się do kina na Green Book. I Wyjątkowo polecam chyba każdemu. To ten typ filmu, który znajdzie szerokie grono odbiorców, choć zapewne nie każdy doceni jego całokształt. Jest śmiech, jest wzruszenie i chwile refleksji. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to fakt, że dla szerszego grona odbiorców Green Book dostępny jest z takim opóźnieniem. Światowa premiera miała miejsce 11 września ubiegłego roku. W Polsce można było obejrzeć go na festiwalach, ale dopiero w lutym trafia do kin. Jak zwykle, jeśli nie jest to blockbuster, to nie ma co się spieszyć. Trochę wstyd.

Recenzja filmu Green Book

Osobiście zapewne nie raz go jeszcze obejrzę. Szkoda mi trochę, że to zamknięta historia, bo z chęcią zobaczyłabym tych bohaterów ponownie na ekranie. Na to raczej nie ma szans, więc pozostaje mi po prostu jeszcze raz wybrać się na Green Book i pozachwycać się tym filmem.

Czytaj też:  Zdobywca Oscara dołącza do obsady Diuny

Zdjęcia i trailer: universalpictures.com