Podczas, gdy w kinach mamy niewiele ciekawych nowości platformy streamingowe wychodzą ze swoimi propozycjami W ten weekend Netfliks wypuścił swój nowy akcyjniak Power. Czy warto po niego sięgnąć? Zapraszam do lektury recenzji.
W tym roku filmy akcji Netfliksa mają przynajmniej jedną wielkoformatową gwiazdę. Tyler Rake z Chrisem Hemsworthem, The Old Guard z Charlize Theron, a teraz Power z Jamie’m Foxxem. Podczas, gdy w kinowych premierach powinno być więcej głośnych nazwisk, tak w przypadku swoich filmów czy seriali Netflix podchodzi bardziej rozsądnie. Inwestuje w jednego aktora lub aktorkę, a resztę ról obsadza tymi mniej znanymi, ale to nie oznacza, że nie utalentowanymi. W Power Foxxowi wtóruje Joseph Gordon-Levitt. Niestety nie tylko to łączy Power z poprzednimi akcyjniakami od platformy, bo zaczynamy dostrzegać schemat, który rządzi tymi produkcjami, a to nie wróży dobrze. Akcja filmu rozgrywa się w Nowym Orleanie opanowanym przez nowy narkotyk, który po zażyciu daje użytkownikowi supermoce. Nie wiadomo jakie i nie wiadomo czy się to przeżyje, bo równie dobrze można mieć siłę Hulka a także eksplodować. Jamie Foxx wciela się w Arta, byłego żołnierza, który poszukuje zaginionej córki. Levitt zaś gra Franka, młodego gliniarza, który mając dość bezsilności zaczyna sam ćpać i szybko się od tego uzależnia. Obu panów łączy Robin (Dominique Fishback) nastoletnia dilerka, która jednemu ma pomóc odnaleźć zgubę, a drugiemu dostarcza narkotyku.
I sam pomysł jest naprawdę ciekawy. Od zawsze ludzie szukają wrażeń, a taki narkotyk stanowi świetny sposób na zastrzyk adrenaliny i dobrą zabawę. Nie przeszkadza im fakt, że mogą zginąć. Pięć minut to niby niewiele, ale emocje jakich dostarcza narkotyk są tak intensywne, że to chyba wystarczy. Ariel Schulman i Henry Joost, reżyserski duet odpowiedzialny za Power, wraz z scenarzystą Mattsonem Tomlinem dali nam mroczny, pełen przemocy świat. Jest on ciekawy i to musze przyznać. Daje pole do popisu dla eksploracji ludzkich emocji i tej specyficznej moralności, która może usprawiedliwiać odpowiadanie przemocą na przemoc. Czy przestępstwo popełnione w słusznej sprawie nadal jest złe? Do tego dochodzi wątek ojca poszukującego własnej córki. Motyw stary jak świat, ale w Power sprawdza się dobrze i stanowi jeden z lepszych punktów filmu. Art. Osiągnął już stopień desperacji, w którym musi zrobić cokolwiek by nie oszaleć. Kocha swoje dziecko i nie cofnie się przed niczym, by je odzyskać. Jego relacja z dilerką Robin nadaje temu bohaterowi więcej człowieczeństwa, zwłaszcza, że im dalej w las tym mężczyzna bardziej się zmienia. Levitt zaś jako jedyny sprawiedliwy w skorumpowanym, pełnym przemocy mieście również jest odgrzewanym kotletem. Nie zrozumcie mnie źle, to są motywy stare, ale nadal całkiem przyjemne w odbiorze. Niestety w ogólnym rozrachunku Power składa się z praktycznie samych schematów, a to oznacza, że fajny pomysł główny ginie w powtarzalności.
Twórcy przede wszystkim skupili się na technicznej stronie widowiska. I owszem, pod tym względem Power prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Jest wiele wybuchów, pościgów i scen walk. Do tego efekty działania narkotyku, od wybuchającego ciała po ludzką pochodnię. O skąpstwo w tym temacie nie możemy Netfliksa oskarżać. Niestety już od dawna wiemy, że niedostatków fabularnych nie da się przykryć efektami specjalnymi. To już nie działa, bo widzowie oczekują wciągającej historii, dobrych bohaterów i prawdziwego antagonisty. A, właśnie. W Power czarny charakter to kolejny sztampowy boss mafii z armią na każde skinienie. Nie jest ani interesujący, ani straszny. No jest i tyle. Od strony aktorskiej również można Power zarzucić wiele. Znane nazwiska nie oznaczają, że to właśnie ci aktorzy odegrają pierwsze skrzypce w filmie. Choć główne role z pewnością należą do Foxxa i Levitta, to tak naprawdę Dominique Fishback jest tutaj prawdziwą gwiazdą. Dziewczyna idealnie odnajduje się jako nastoletnia dilerka. Dziewczyna ma spory talent, zwłaszcza komediowy i naprawdę szkoda, że nie pozwolono jej bardziej pobawić się rolą.
Ostatecznie Power ma wiele zalet jak i wad co sprawia, że całościowo jest raczej średnim filmem. Nie oznacza to, że nie można się przy nim dobrze bawić. Nie można jednak oczekiwać zbyt wiele. To proste widowisko do obejrzenia w nudny wieczór. Dostarcza rozrywki na chwilę, a potem o nim zapominamy. Z pewnością się od niego nie uzależnimy, a szkoda, bo pomysł fajny i efekty też.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News