Kto z nas nie zna Rodziny Addamsów. Ta ikoniczna już familia lubująca się w masochizmie, sadyzmie i wszelkiego rodzaju mrocznych sprawach stała się inspiracją dla wielu twórców. Najpierw był komiks, potem serial i najbardziej chyba znany film z 1991 roku wraz z sequelami. Przyszedł jednak czas by ta najbardziej znana makabryczna rodzinka wkroczyła w XXI wiek. Jak Addamsowie radzą sobie w animowanej wersji? Zapraszam do lektury recenzji.
Rodzina Addamsów to jedna z moich ulubionych filmowych rodzin.
Addamsowie są… nietypowi. Mają swoje makabryczne tradycje, których niestety reszta społeczeństwa nie rozumie. Animacja wprowadza nas w ich życie w dniu ślubu Mortitii i Gomeza, który kończy się polowaniem na tytułową familię. W ruch idą pochodnie i widły, a nasi bohaterowie muszą uciekać, by ratować życie. Nowy dom znajdują w New Jersey, w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym, który od razu kradnie ich serca. Chwilę później dostajemy przeskok o 13 lat i Addamsowie w końcu są w komplecie. Pugsley przygotowuje się do tradycyjnego Mazurka, a Wednesday odkrywa, że jest coś takiego jak szkoła, gdzie dręczy się dzieci. Nie brakuje tu „czarnego” charakteru, który w postaci sławnej dekoratorki wnętrz pragnie uczynić Addamsów członkami normalnego społeczeństwa. Jednym słowem – kopią samej siebie.
Musimy pamiętać, że Rodzina Addamsów skierowana jest przede wszystkim do młodszych widzów, humor i skala „makabry” odmierzona jest tak, by to oni bawili się najlepiej. Przyznam jednak, że oglądało mi się tę animację dość przyjemnie, choć dłuższą chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do koszmarnego wyglądu postaci. Karykaturalne i przerysowane sylwetki zdecydowanie nie przypadły mi do gustu, tak jakby w każdy możliwy sposób chciano uczynić ich „innymi”. Niestety jajowata głowa Wednesday kompletnie do mnie nie przemawia. Oczywiście, że Rodzina Addamsów jest przerysowana, ale trzeba zachować umiar, bo to co w poprzednich odsłonach było klimatyczne, teraz wydaje się komiczne. Jednak ten komizm zauważą raczej starsi widzowie, którzy poszli z sentymentu.
Najsmutniejsze, że Addamsowie w tej odsłonie wydają się… mdli.
I właśnie o to chodzi. Tytułowa rodzinka w tej ugrzecznionej, dostosowanej dla młodszych widzów wersji jest po prostu mdła. Nie mają tego pazura, za który pokochałam ich lata temu, choć Mortitia malująca się prochami swoich rodziców skradła mi serce. Animacja pełna jest humoru i owszem, parę razy to co widzimy na ekranie może nas rozśmieszyć, ale w ogólnym rozrachunku to na pewno nie jest coś, czego oczekiwałam. Jednocześnie dzieci będące na sali bawiły się bardzo dobrze, więc nadrzędny cel został najwyraźniej osiągnięty. Musimy pamiętać, że targetem są właśnie najmłodsi, stąd prosta fabuła z jasnym przekazem.
Można być innym i to nic złego. Nie powinno się oceniać ludzi po pozorach, bo to, że wygląda dziwnie nie znaczy, że w głębi nie jest dobrym człowiekiem. I, oczywiście, jak ważne są rodzinne więzi. Sądzę, że taki przekaz dzieci odebrały, bo cała historia miała właśnie coś takiego nam pokazać. Równie dobrze można byłoby stworzyć zupełnie nową, nieznaną familię, byleby się różniła od otoczenia. Dlaczego więc Addamsowie? Cóż, chyba jednak trochę chciano wykorzystać ten sentyment starszych widzów. Dostajemy więc sporo nawiązań do klasycznych horrorów, garść cytatów i motyw muzyczny. Ale to mnie nie kupiło, niestety.
Spotkanie z animowanymi Addamsami na pewno nie jest koniecznością dla fanów tej rodziny.
Zdecydowanie przeżyjecie, jeśli ich nie zobaczycie. Twórcy poszli łatwą drogą nie chcąc przemycać zbyt wiele z oryginalnej historii i klimatu. Całość jest przyjemna w odbiorze, oczywiście o ile przyzwyczaicie się lub nie przeszkadza wam ten koszmarny wygląd postaci. Ja jakoś potrafiłam go strawić, choć nie było łatwo.
Jeśli podobały wam się zwiastuny, to śmiało możecie iść do kina, bo to na pewno nie jest najgorsza animacja. Jednak fani Addamsów mogą sobie tę pozycję odpuścić, bo zdecydowanie to nie jest TO. Zabrakło postaciom charakteru, a całości klimatu, za który kiedyś Addamsów pokochałam. Reakcje dzieci pokazują, że im się podoba, a w tym przypadku to chyba najważniejsze.