Reklama
aplikuj.pl

Recenzja gry Sekiro: Shadows Die Twice

Miło umierać w japońskich soulsach

Sekiro™: Shadows Die Twice_20190322210417

Sekiro: Shadows Die Twice umiejętnie łączy wysoki poziom trudności, przemyślaną kreację postaci i rozbudowany system walki. Jasne – czuć, że jest to soulsowy tytuł od From Software, jednak pewne zmiany poczynione względem Bloodborne czy Dark Souls skutecznie odświeżyły starą koncepcję.

W Sekiro: Shadows Die Twice przemierzamy szesnastowieczną Japonię okresu Sengoku. Jako wojownik o imieniu Wilk mamy ochraniać małego chłopca będącego boskim potomkiem. Niestety, w zgrabnie przygotowanym przez twórców prologu, sprawy przybierają mało optymistyczny obrót – boski potomek zostaje porwany przez wrogą frakcję, a Wilk przegrywa kluczową walkę, która z resztą kończy się amputacją jednej z jego rąk. Po przebudzeniu ze śpiączki w chacie Rzeźbiarza – Wilk odkrywa, że jego ręka została zastąpiona przez protezę Shinobi. Od tego momentu jako półmechaniczna hybryda z gadżeciarskim ramieniem, ruszamy na ratunek boskiemu potomkowi.

W Sekiro do starć można podejść na wiele sposobów

To model walki sprawia największą frajdę podczas gry w Sekiro: Shadows Die Twice. W przeciwieństwie do poprzednich tytułów From Software, nie suniemy tutaj okutym w stal wojownikiem, zasłaniającym się tarczą i wyprowadzającym ciężkie ciosy. Tu kierujemy lekkim jak piórko samurajem – wyposażonym w katanę wojownikiem, który finezyjność walki ma we krwi. Skakanie, wspinanie czy atak z zeskoku – lekkość prowadzonego przez nas wojownika pozwala podejść do wymagających starć na masę różnych sposobów. Polotu dodaje wspomniane wcześniej ramię Shinobi – wyposażone w specjalny zaczep umożliwia sprawne przemieszczanie między dachami budynków, momentami dając poczuć się jak japoński „spiderman”.

Walka jest też wymagająca – Sekiro to rasowy potomek Soulsów, więc niech nie zwiedzie was piękno japońskiego krajobrazu. Umieranie to nieodłączna i integralna część rozgrywki, która zmusza gracza do wzniesienia się na wyżyny zręczności, refleksu i kreatywności. W dużej mierze walka skupia się na przełamaniu postawy przeciwnika, wytrąceniu go z równowagi umożliwiającym zadanie śmiertelnego ciosu. Po paru chwilach rozgrywki i wyrobieniu odpowiednich nawyków, pokonanie zwykłych „szeregowych” przeciwników może być kwestią sekund. Lecz działa to też w drugą stronę – brak odpowiedniego sparowania czy cios wyprowadzony w nieodpowiednim momencie potrafi zakończyć pojedynek szybciej niż można wypowiedzieć słowo „katana”.

Umieramy, umieramy, umieramy

W przypadku bossów sprawa wygląda trochę gorzej. Walka z nimi w większości przypadków ogranicza się tylko (i aż) do wielokrotnego przełamywania postawy i powolnego odrąbywania małych kawałeczków kilku pasków zdrowia. Umieramy, umieramy i umieramy. By zaraz umrzeć jeszcze kilka razy. Nie sprawia to jednak, że starcia są frustrujące – wysoki poziom stale motywuje by podejść do danej potyczki w inny sposób. W przypadku niektórych bossów zdarza się jednak, że umiejscowieni w odpowiednim miejscu możemy wyprowadzać ciosy i jednocześnie pozostawać poza zasięgiem oręża wroga (tak jak w leciwym Diablo – gdzie zaklinowany Rzeźnik dostawał manto strzałami z łuku).

Całość piekielnie trudnej rozgrywki zatopiona jest w gęstym jak topiona czekolada cudownym klimacie szesnastowiecznej Japonii. Sekiro: Shadows Die Twice to jedna z tych gier, w których między walkami – zakrapianymi potem, brudem i krwią – często będziemy się zatrzymywać, by złapać oddech podziwiając przepiękne krajobrazy i słuchając szumu japońskich drzew łagodnie powiewających na wietrze.

Sekiro: Shadows Die Twice byłoby dobrym wprowadzeniem do gier soulslike

Mimo, że w oczywisty sposób Sekiro: Shadows Die Twice stoi obok „soulsów i bloodbornów”, to jest dużo łatwiejszą alternatywą. Rozbudowany samouczek szczegółowo wyjaśnia, jak działają poszczególne aspekty rozgrywki. Od walki mieczem – jak wyprowadzać odpowiednie ciosy; przez ramię Shinobi – jak używać zaczepu i innych jego mechanizmów; po rozwój i używanie poszczególnych umiejętności. Gra w pewnym momencie udostępnia także specjalnie spreparowanego oponenta, na którym do woli można testować poszczególne ruchy.

Nowi gracze – czyli tacy, który nie mieli wcześniej styczności z grami soulslike – raczej nie poczują się zagubieni. To dobry sposób by wejść w trudny gatunek gier od From Software. Sekiro – mimo, że trudne jak diabli, pieczołowicie wprowadza w teoretyczne aspekty rozgrywki. Przez to gracz nie musi się domyślać, jakie przyciski użyć, by rozbić postawę przeciwnika – może skupić się na refleksie i zręczności, czyli tym co jest najważniejsze w Sekiro: Shadows Die Twice.