Reklama
aplikuj.pl

Recenzja komiksu Akademia Bohaterów – My Hero Academia

I ty możesz zostać superbohaterem!

Po niekwestionowanym, wręcz światowym sukcesie, mangi One Punch Man mogliśmy spodziewać się próby powielenia pomysłu na pełną przewrotnej akcji i humorystyczną opowieść o bohaterach do wynajęcia. Jak się okazuje manga My Hero Academia (znana przez polskich czytelników, jako Akademia Bohaterów) nie kopiuje jeden do jednego utarte już schematy, ale stara się znaleźć swoją własną drogę. Wychodzi jej to nader świetnie.

O One Punch Man pewnie każdy z was słyszał nawet, jeśli mangę unikacie szerokim łukiem. Historia o wyłysiałym herosie o imieniu Saitama, biorącego na jeden „strzał” nawet największych kozaków, podbiła serca czytelników i widzów na całym świecie. Zresztą, jak można przejść obojętnie obok postaci, która na wskutek swojej monstrualnej (wręcz boskiej) mocy nie jest w stanie nawiązać z nikim sensownej walki, przez co popada w prawdziwą chandrę. Świat One Punch Man to typowy pastisz – przemieszanie motywów z japońskich i amerykańskich komiksów o herosach. Bawiąc się popularną konwekcją pokazuje ją przede wszystkim w krzywym zwierciadle, co czytelnikom spodobało się niezmiernie.

Świat pełen herosów

Kohei Horikoshi – autor mangi Boku no Hero Academia – miał, więc przed sobą dość trudny orzech do zgryzienia. Ostatecznie jego pomysł poszedł nieco inną drogą, ale to oczywiście należy zaliczyć na plus. O to stoi przed wami otworem świat, gdzie nadprzyrodzone moce nie są niczym nadzwyczajnym. Telekineza, telepatia, piorunująca szybkość, czy nadludzka siła są na porządku dziennym. Oczywiście moce niektórych ludzi nie objawiają się w tak spektakularny sposób i większość pozostaje na dość przyziemnym poziomie. Jednostki wyjątkowe zostają natomiast zawodowymi bohaterami, za którymi stoi cała machina urzędnicza oraz przemysł medialny. Najpotężniejszym, najbardziej rozpoznawalnym herosem jest All Might, przed którym złoczyńcy drżą już na samo przywołanie jego imienia.

W takim świecie przyszło żyć naszemu protagoniście o imieniu Izuku Midoriya. Piętnastoletni uczeń chce być jak swój idol All Might, którego wielbi ponad wszystko. Dla niego to uosobienie prawości i najlepszych ludzkich cnót. Izuku ma jednak pewien problem, mianowicie urodził się, jako normalny człowiek bez mocy, co w jego rzeczywistości jest prawdziwą rzadkością. Chłopak ma jednak złote serce i jedyne, czego chce to pomagać innym, jak na bohatera przystało. Dzięki jego (przypadkowemu) spotkaniu z All Mightem dowiaduje się, jak może pozyskać identyczną siłę, co swój idol. Oczywiście nim to nastąpi czekają go miesiące przygotowań a cena kryjąca się za darem będzie dość wysoka. Już w pierwszym tomie Midoriya, przezywany przez swojego kumpla z dzieciństwa Deku, dołączy do elitarnej akademii herosów i tak zacznie się jego przygoda.

W poszukiwaniu własnej drogi

My Hero Academia to shonen, czyli manga skierowana do chłopców, pełną gębą. Tytuł ten wrzucimy do tego samego worka, co Dragon Ball, Bleach, Naruto i wiele więcej wielotomowych tasiemców opowiadających o wędrówce i praniu pysków, co jakiś czas. Żeby jednak jakoś zabłysnąć w tym oceanie pomysłów twórca komiksu poszedł nieco inną drogą. Jego bohater spinający całą narrację nie jest utalentowany jak Goku czy Ichigo i nie posiada własnej ukrytej mocy niczym Naruto. Jest zwykłym człowiekiem, do którego uśmiecha się los i własną ciężką pracą oraz determinacją chce dojść do czegoś. Jeśli właśnie wyłapaliście pewne podobieństwa względem The Breaker, to współcześnie faktycznie trudno wpaść na całkowicie oryginalny pomysł.

Innymi słowy Akademia Bohaterów tak po całości odkrywcza nie jest, bo przetwarza znane w popkulturze motywy. Co więc sprawiło, że po pierwszym tomie zdecydowałem się sięgnąć po drugi, a potem następy, a później kolejne? Po pierwsze mamy dość całkiem fajnie zarysowany świat, pełen różnych sylwetek postaci i przeróżnych mocy. Jak na dłoni widać, że autor nieźle bawił się przy wymyślaniu kolejnych motywów. Sympatię budzi również Izuku Midoriya, bo ma przed sobą jasny cel, do którego dąży z uporem wariata. Używa do tego głowy, ale często emocje biorą górę, co kończy się dość różnie. Jednocześnie fabuła nie skupia się wyłącznie na nim. W tytułowej Akademii ma wokół siebie grupę oddanych przyjaciół nadających opowieści dodatkowego kolorytu.

Wciąga bez dwóch zdań

Narracja Boku no Hero Academia to w gruncie rzeczy połączenie w jedno różnych wątków, co pozwala prowadzić scenariusz wielotorowo. Dlatego nie nudzimy się, gdyż stale poznajemy nowe postacie, ich motywy no i oczywiście moce ewoluujące z kartki na kartkę. Jednocześnie Kohei Horikoshi pokazał prawdziwy kunszt rysownika, bowiem jego praca cieszy oko od pierwszych stron. Bogate w detale, kipiące dynamiką kadry aż zachęcają aby dłużej przykuć wzrok. Szkoda, że Waneko zdecydowało się na mały format, bowiem jakością komiks nie odstaje od tego, co zobaczyliśmy w One Punch Man. Jak pewnie pamiętacie nieco większy rozmiar tomików tytułu wydawanego nakładem J.P.F. przełożył się na ciut wyższą cenę, ale w tym konkretnym przypadku zabieg ten byłby w pełni uzasadniony.

Reasumując tomiki kosztują niespełna dwie dychy a w zamian otrzymujemy sporą porcję akcji i pociesznego humoru. Za komiks mogą chwycić nieco młodsi czytelnicy, choć także stare wygi wychowane na popołudniowych seansach RTL7 powodów do narzekania mieć nie będą.

Za udostępnienie komiksu dziękujemy wydawcy Waneko