Reklama
aplikuj.pl

Recenzja komiksu Extraordinary X-Men: Przystań X

Wychowankowie Charlesa Xaviera zaliczają kolejny reset

Nowy rok to nowe rozdanie komiksowe w ofercie Egmontu. Szczególnie, jeśli idzie o ramówkę pozycji Marvela. Extraordinary X-Men najłatwiej określić resetem serii o wychowankach Charlesa Xaviera, walczących o pojednanie między ludźmi i mutantami. Pytanie, czy jest to próba udana?

Pod koniec zeszłego roku Egmont wydał pozycję zatytułowaną Tajne Wojny. Opasły tomik był punktem wyjściowym dla nowej ramówki komiksowej o nazwie Marvel Now! 2.0. W teorii jest ona częścią większego projektu „All-New, All-Different Marvel” publikowanego w USA między rokiem 2015 a 2019. W skrócie wydarzenie to połączyło wszechświaty 616 i 1610 Ultimate Universe. Odświeżono tak wygląd wielu sylwetek, przedstawiając jednocześnie zupełnie nowe rozdanie w świecie superbohaterów.

Nigdy więcej mutantów. Raz jeszcze

Pierwszy zeszyt rebootu, pod okiem Jeffa Lemire’a i Humberto Ramosa, w Stanach Zjednoczonych rozszedł się w nakładzie 130 tysięcy kopii. Daleko mu, zatem do sukcesu Jim’a Lee z lat 80., ale i tak cztery lata temu Extraordinary X-Men wywalczyli piątą pozycję wśród najlepiej sprzedających się komiksów. Zdecydowanie na tak dobry wynik miała wpływ sława scenarzysty i rysownika oraz niesłabnąca popularność przygód z mutantami w roli głównej. Zasadniczo po Lemire’u – autorze warstwy fabularnej – czytelnicy oczekiwali wysokiego poziomu, o którym wszakże mogli wcześniej przekonać się w innych jego projektach wykonanych dla Marvela czy Dark Horse.

Niestety po lekturze nietrudno odnieść wrażenie, że mamy styczność, z co najwyżej ze średniaczkiem. Zasadniczo spróbowano identycznego chwytu fabularnego zastosowanego w komiksie Ród M. Wtedy wypowiedziane słowa przez Wandę Maximoff zredukowały rasę mutantów do absolutnego minimum. Dla nowych scenarzystów miało to oznaczać świeże otwarcie w komiksowym świecie. Przeszło dekadę później rasa homo superior znów znajdzie się na skraju wyginięcia. Tym razem nie jest to sprawa potężnej mutantki, cierpiącej na zaburzenia psychiczne, a przyczynę takiego stanu rzeczy musimy upatrywać w Mgle Terrigenowej. Zjawisko pozwalające Inhumans ujawnić swoje ukryte moce dla mutantów oznacza sterylizację. W skrócie już nigdy więcej nie urodzi się człowiek posiadający gen X.

Jednocześnie konflikt między zwykłymi ludźmi a homo superior osiągnął najwyższy punkt wrzenia. Na ziszczenie się marzeń Xaviera o koegzystencji obu gatunków nie ma najmniejszych szans. Szczególnie w obliczu szerzącej się nowej choroby i wcześniejszych wydarzeń, za które większości odpowiedzialność ponosi Scott Summers. W obliczu nowych zagrożeń X-Men ponownie muszą zewrzeć szeregi. Niestety do czasu, gdy Hank McCoy nie rozwiąże nowej genetycznej zagadki, przyszłość rasy mutantów stoi pod dużym znakiem zapytania.

Nowa/Stara ekipa

Już od pierwszych stron widać, że Jeff Lemire nie mógł rozwinąć w pełni swojego potencjału przy nowych przygodach X-Men. Trudno powiedzieć, czy problem leży w wytycznych narzuconych przez studio Marvel a może zwyczajnie problematyka mutantów nie zalicza się do mocnych stron scenarzysty? Pierwszy tom zatytułowany „Przystań X” w dużej części funduje powtórkę z rozrywki. Poprzez kulminację wcześniejszych historii, jak choćby Uncanny X-Men i All-New X-Men, autor oferuje nostalgiczną podroż do początków drużyny profesora X. Zatem nim bohaterowie raz jeszcze stawią czoła przeciwnościom losu muszą ponownie zewrzeć szeregi.

Przywództwo spadło na barki Storm. Resztę ekipy stanowią ci sami „uczniowie”, którzy trafili pod skrzydła Charlesa Xaviera parę dekad temu. Ponownie zobaczymy teleportera Kurta Wangera, wygadanego Ice-Mana oraz Colossusa, podążającego wszędzie tam, gdzie jego siostra Illyana Rasputin nosząca przydomek Magik. Pewne opory przejawiała Jean Grey – tym razem jej młodsza wersja przybyła z przeszłości wraz z innymi oryginalnymi członkami X-Men.

Dziewczyna początkowo postanowiła wieść życie normalnej nastolatki, ale pomysł ten nie wypalił. Ostatnim ogniwem drużyny będzie Wolverine. Oczywiście w obliczu śmierci tego bohatera koniecznym było sięgnięcie po jego starszą wersję z innej linii czasowej. Tym sposobem otrzymujemy zazębienie z historią zatytułowaną Staruszek Logan. W efekcie po raz kolejny jesteśmy świadkami rodzenia się starej/nowej ekipy herosów pod presją czasu i zaistniej sytuacji. Wszakże w tle trwa walka o przetrwanie szkoły zaś w cieniu ukrywa się jeden ze starych arcywrogów X-Men.

„Extraordinary” błyszczą pod względem graficznym. Humberto Ramos pokazał kawał dobrej roboty przy pracach nad nowym rozdziałem wychowanków Charlesa Xaviera. Każda strona cieszy detalem, dynamiką i niezwykłą plastyczną formą pasującą wręcz idealnie do opowieści o mutantach. Nie jest to warsztat idący w „realizm” postaci znany z klasyki Jima Lee, a bliżej mu raczej do cartoonowej, nawet nieco karykaturalnej formy. Jego rysunki powinniście kojarzyć między innymi dzięki serii Superior Spider-Man. Zaś zaprawieni w bojach wyjadacze mogą sięgnąć w pamięci dalej, przywołując wydane w Polsce Objawienia oraz Spectacular Spider-Man pod banderą Dobrego Komiksu.

Co dalej?

Dostaliśmy, zatem fabularnego średniaczka, który wybija się warstwą wizualną. Dla większości czytelników taki układ jest w pełni wystarczający. Bardziej doświadczeni i wymagający fani oczekują jednak znacznie więcej po postaciach wszakże posiadających status ikon popkultury. Przedstawiona narracja to pokłosie ostrej rywalizacji między Marvel Studios i Foxem prowadzonej jeszcze kilka lat temu. Jak wiemy prawa licencyjne do ekranizacji leżały po stronie tego drugiego giganta, co dla „Domu Snów” było zdecydowanie w niesmak. Tym samym nie do końca wiedziano, jak radzić sobie z opowieściami komiksowymi, czego dowodem mogą być cykliczne resety i roszady liniami czasowymi.

Pozostaje jednak być dobrej myśli, że Extraordinary X-Men w następnych tomach spróbują podążać już własną ścieżką. Wyrażam taką nadzieję, bo mimo pewnej powtarzalności motywów tom pierwszy czytało się zaskakująco dobrze. Z jednej strony dzieje się tak dzięki rysunkom, dynamicznej narracji a po części dzięki sprawnie poprowadzonym dialogom. Wszakże za sterami siedzi sam Jeff Lemire to też, gdy odbębniliśmy już oczywisty początek pora na odrobinę zabawy konwencją, bo potencjał ku temu zdecydowanie jest. Czy tak się stanie zobaczymy już w tomie „Wojna Apocalypse’a”.

Za udostępnienie komiksu dziękujemy wydawcy Egmont