Reklama
aplikuj.pl

Recenzja serialu Wychowane przez wilki – wrażenia po trzech pierwszych odcinkach

Na HBO GO możemy już obejrzeć trzy pierwsze odcinki nowego serialu oryginalnego wyprodukowanego dla HBO Max przez Ridleya Scotta. Wychowane przez wilki to nakręcony z rozmachem i niezwykle oryginalny dramat science-fiction. Na razie dostępne są trzy odcinki, ale czy warto poświęcić na nie czas? Zapraszam do lektury recenzji.

Aaron Guzikowski postanowił napisać historię, u której podstaw leży religia, lub jej brak. W XXII wieku odbyła się wyniszczająca wojna pomiędzy ateistami a mitraistami. Ateiści podjęli wysiłek wysyłając na odległą, tajemniczą planetę Kepler-22b parę androidów i zapłodnione embriony. Celem było stworzenie fundamentów pod przetrwanie ludzkości z dala od Ziemi i religii. Matka (Amanda Collin) i Ojciec (Abubakar Salim) zakładają więc rodzinę na Keplerze, jednak panujące tam warunki są wyjątkowo trudne i nie wszystkim dzieciom udaje się przeżyć. Planeta nie jest też jedynym zagrożeniem, bo wkrótce na orbicie pojawia się zamieszkana przez wierzących arka przynosząc widmo wojny, które nie opuszcza ludzkości nawet tak daleko od Ziemi. To tak w skrócie, bo nie chcę Wam psuć przyjemności z samodzielnego odkrywania tej historii.

Oglądając trzy pierwsze odcinki Wychowanych przez wilki wciąż widzimy znane ze science-fiction i twórczości samego Ridleya Scotta motywy. Roboty, kosmos, silne kobiece postacie i konflikty religijne. Jednak ich połączenie w jeden, wyjątkowy serial, daje mu sporo świeżości i oryginalności, a także ogromne pole do popisu w temacie budowania świata od podstaw. Chociaż od lat obserwujemy takie czy inne podróże w kosmos, o robotach nie wspominając, to nadal można z nimi zrobić tak wiele, że ciężko mówić o powtarzalności. Twórcy garściami czerpią z historii gatunku nie ograniczając się do ostatnich dekad. Stąd chociażby stroje głównych androidów czy ich statek stylistycznie wyglądając jak z lat 60. XX wieku. W połączeniu z surowymi krajobrazami planety Kepler robi to bardzo oryginalne wrażenie. Trochę zajęło mi przyzwyczajenie się do tego, bo jestem raczej osobą gustującą w fantasy. Jednak Wychowane przez wilki szybko mnie wciągnęło.

Dostaliśmy dopiero trzy odcinki, więc sporo historii jest jeszcze przed nami. Nie chcę bardziej zagłębiać się w fabułę, ale muszę powiedzieć, że wiele frajdy sprawia próba zrozumienia szczegółów zaoferowanego przez twórców świata. Kepler kryje ogrom tajemnic, jak chociażby szczątki wielkich węży ułożone w spirale. W połączeniu z ogromnymi jamami w ziemi jakie pozostały po tych stworzeniach od razu nasunęły mi się na myśl Czerwie z Diuny. Sam mitraizm wiele ma w sobie ze średniowiecznej religii i stylistyki, w połączeniu ze statkami kosmicznymi i futurystycznymi elementami daje to dziwny efekt. W temacie świata i prowadzonej historii pojawia nam się wiele nierówności, które sprawiają, że po tych trzech odcinkach jeszcze nie jestem w stanie powiedzieć, czy kocham ten serial czy nie. Wiele zarzucić mogę stylowi opowiadania, który w pierwszym odcinku bardziej przypomina film, by potem przeskoczyć na typowo serialowe tempo.

W ostatnich latach seriale science-fiction, w których występują androidy przyzwyczaiły nas raczej do usilnych prób dostrzeżenia cech robotów, bo na pierwszy rzut oka nie dało się ich odróżnić od ludzi. W Wychowanych przez wilki czegoś takiego nie ma i chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do pewnej przesady i dużej dozy nienaturalności, jaka cechuje Matkę i Ojca. W ich przypadku nie ma najmniejszych wątpliwości z kim mamy do czynienia, ale wydaje mi się, że taki właśnie był zamysł. Zwłaszcza, że dowiadujemy się później dlaczego stworzono androidy. To nie mieli być „nowi ludzie”, tylko maszyny, które zajmą się rzeczami kalającymi dusze człowieka. Stąd twarz Matki czasami bywa urocza, czasami uśmiechnięta lub beznamiętna, ale zawsze sztuczna. Podobnie jest z Ojcem, choć ten bohater akurat wciąż opowiada kiepskie żarty, co samo w sobie jest dla mnie niepokojące. Jednak w ich przypadku wiemy, że wszystko co robią jest tylko próbą naśladowania człowieka, a nie zamienieniem się w niego. Dlatego inaczej niż np. podczas oglądania Westworld nie czujemy potrzeby myślenia nad granicą między maszynami a ludźmi. Aktorsko serial wypada, przynajmniej na tym etapie, całkiem nieźle, zwłaszcza biorąc pod uwagę niesamowite role Amanda Collin i Abubakara Salima. Collin w zamian za konieczność noszenia tego obcisłego i zapewne mało wygodnego stroju daje nam postać rozdartą pomiędzy siłami zaprogramowanej natury a byciem matką. Ciekawi mnie także bohater grany przez gwiazdę Wikingów, Travisa Fimmela.  Ma on ciekawą genezę i jestem ciekawa jak w dalszej części wpłynie ona na tę postać.

Wychowane przez wilki to z pewnością oryginalny i atrakcyjny wizualnie serial z fantastyczną muzyką, w której się zakochałam. Po trzech odcinkach mam trochę mieszane uczucia, ale wydaje mi się, że z odcinka na odcinek pewne błędy z tempem zostaną naprawione. Zresztą, im bardziej twórcy będą zagłębiać się w stworzony przez siebie świat i poruszać się w całej opowieści bardziej odważnie i pewnie to będzie tylko lepiej. Obecnie to z pewnością bardzo mocna pozycja i jeden z najbardziej oryginalnych tytułów tego roku. Co będzie dalej, przekonamy się. Jednak muszę zaznaczyć, że Wychowane przez wilki nie będą dla każdego, ale skoro nawet mi się podobało, a ogólnie za science-fiction nie przepadam, to uważam, że warto serialowi dać szansę.

Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News