Reklama
aplikuj.pl

Recenzja komiksu Shazam!

Czas na przebudzenie magii...

Polski rynek komiksów z każdym kolejnym rokiem nabiera coraz większych rumieńców. Przybywa znacząca ilość świeżych pozycji, a wraz z nimi mamy możliwość zapoznania się z postaciami, które ominął boom na kolorowe zeszyty lat 90. Nadrabiając tym samym zaległości w świecie DC sięgnąłem po album Shazam!, choć dokonałem tego wyboru nie bez pewnych obaw.

Recenzowany komiks stworzyli scenarzysta Geoff Johns oraz rysownik Gary Frank. Każdego z osobna kojarzyć powinniśmy z m.in. dobrze przyjętych pozycji: Liga Sprawiedliwości, Midnight Nation czy Plemię Cienia, wspólnie stworzyli też album Batman – Ziemia Jeden, rodzący wśród wielu czytelników, także w moim przekonaniu, dość mieszane uczucia.

Shazam! to pierwszy komiks z ramienia Egmontu zapowiadający pewien ciąg przyczynowo skutkowy, mający na celu sprezentowanie czytelnikom opowieści o ikonicznych superbohaterach uniwersum DC. W tym albumie poznajemy losy nastolatka Billy’ego Batsona, który większość życia spędził w domu dziecka – przez swoje nastawienie wielokrotnie zmieniał on rodziny zastępcze oraz szkoły. Jego postawa nie wynika z kaprysu, a raczej zdesperowanej próby odnalezienia własnych korzeni oraz nieustannego uczucia zawodu powodowanego postawą dorosłych, nagminnie wykorzystujących zaufanie dziecka.

Pewnego dnia Billy nieoczekiwanie dostaje możliwość zmiany swojego życia. Zostaje bowiem obdarzony pradawną mocą przyjmując na siebie brzemię strażnika magii, choć początkowo nie wie, co to naprawdę oznacza. Zbyt zaabsorbowany nowym wyglądem i możliwościami ciała herosa, działa pochopnie, może czasem lekkomyślnie, ale złe intencje to ostatnie, co można mu zarzucić. Poprzez władzę nadaną pewnemu mędrcowi, przewodniczącemu niegdyś wielkiej radzie, nastolatek otrzymuje dostęp do mocy pradawnej, albowiem przed tysiącami lat światem nie rządziła nauka, a magia, której tajemnic strzegli wybrańcy. Mijały stulecia, a powiernicy starożytnej mocy stali się tylko legendą, aż do momentu przebudzenia zapieczętowanego Czarnego Adama – niegdyś strażnika magii, którego umysłem zawładnęła chęć unicestwienia cywilizacji, napędzana uczuciem zemsty.

Czarny Adam powoli będzie odbudowywać swoją siłę, zbierając wokół siebie sojuszników, choć do ostatecznego zwycięstwa musi zaabsorbować moc wypełniającą ciało Billy’ego. Sprawy zmienią się na jeszcze gorsze, gdy w aferę wykraczającą poza racjonalny umysł, zostaną wplątani członkowie nowej rodziny, której częścią stał się niedawno młody bohater.

Zasadniczo album Shazam! to pozycja superbohaterska w pełnym tego słowa znaczeniu. Mamy tu wszystko, od wartkiego scenariusza, dobrego humoru po wyborową akcję. Na szczęście intryga nie zostaje całkowicie spłaszczona, czy sprowadzona do zwykłego lania po pyskach, by sprostać również i niewybrednym gustom. Zamiast tego Geoff Johns przygotował scenariusz oparty na wyrazistych postaciach i ciekawych dialogach, uciekając dość mocno od utartego stereotypu walki dobra ze złem polegającego na prostym antagonizmie czerni i bieli.

Przy okazji autorzy pokazali, że wszystkiego można się nauczyć, nawet bycia superbohaterem, choć nauka ta wymaga często podejmowania trudnych decyzji tudzież czasem sprytu i szczęścia – Shazamowi tego z pewnością nie odmówimy.

Jeśli szukacie lekkiej, ale sprawnie napisanej opowieści o dobrze zarysowanym scenariuszu to bez obaw łapcie za Shazam! Nie muszę chyba mówić, że jak przystało na Egmont komiks wydano w należytej, wysokiej jakości, budzącej pozytywne wrażenia u niemal każdego kolekcjonera.