Reklama
aplikuj.pl

Recenzja komiksu Sherlock Holmes: Crime Alleys

Pierwsze kroki słynnego detektywa

Sherlock Holmes to wręcz kanoniczna postać, chętnie wykorzystywana przez wszelkiej maści twórców, również tych komiksowych. Pod koniec maja legendarny detektyw zagościł w ofercie wydawniczej Egmontu zeszytem Crime Alleys – Pierwsza sprawa.

Grubo ponad wiek temu szkocki pisarz Arthur Conan Doyle zaprezentował światu detektywa, który na stałe wpisał się w kulturę popularną. Trudno zliczyć wszystkie książki, adaptacje filmowe, serialowe, a także komiksowe z udziałem Sherlocka. Do grona twórców zafascynowanych brytyjskim śledczym numer jeden należy zaliczyć m.in. francuskiego scenarzystę Sylvaina Cordurié, który w przeszłości już przedstawił własną interpretację przygód Holmesa.

Wspomniany twórca zdradza, co najmniej paranormalne zacięcie do opowiadań o detektywie z Baker Street. Wystarczy wspomnieć choćby zeszyty Sherlock Holmes i wampiry Londynu, a także Sherlock Holmes i Necronomicon. Cime Alleys, podzielona na dwa tomy, przedstawia nieco inne podejście do tematu. Jest rok 1876 i Sherlock Holmes nie mieszka jeszcze przy Baker Street, korzystając póki co z uroków salonowego życia Londynu. Jak to młody mężczyzna, większość czasu spędza na spotkaniach towarzyskich, szczególnie z dwóją przyjaciół – inspektorem Scotland Yardu Collinsem i utalentowanym skrzypkiem Ronem.

Intryga dziejąca się w tle nabiera rumieńców, gdy zostaje porwany Ron. Wydarzenie ma najwyraźniej wiele wspólnego z zaginięciami osób bardzo utalentowanych w Londynie. Znikają zarówno przedstawiciele nauki, jak i sztuki. Bezradne służby śledcze szukają pomocy, i tej udziela im Sherlock. Choć nie jest to jeszcze poziom geniuszu, jaki znamy z kanonicznych opowieści. Ten Sherlock uczy się dopiero fachu detektywa, bowiem kieruje się jeszcze uczuciami, a także bywa niekiedy… nader bezczelny.

Nasz bohater już w pierwszym tomie będzie mieć okazję spotkać swojego nemezis, towarzyszącego przez wszystkie lata – profesora Jamesa Moriarty’iego. Co ciekawe, ten również dopiero stawia pierwsze, ale solidne kroki w świcie zbrodni pod okiem surowego ojca. Szczególnie dobrze wypadają pojedynki słowne między obiema postaciami, ale nie tylko, bowiem na kartach komiksu zobaczymy jeszcze inne sylwetki, posiadające sporo potencjału.

Co mogę mieć za złe lekturze to, że szybko się kończy, jak również scenarzysta zbytnio pogalopował z konkluzją tego tomu. Pod koniec akcja zwyczajnie aż nazbyt nabiera tempa. Samo zakończenie, o ile cały komiks utrzymano w formie detektywistyczno-awanturniczej opowieści, zbliża się bardziej do pierwotnego zacięcia Sylvaina, czyli paranormalnych wątków. Niemniej jego czytelnicy powinni już zdążyć się do tego przyzwyczaić. Demony, wampiry, a nawet mitologia Cthulhu nie jest obca francuzowi.

Jak komiks, to jeszcze trzeba wspomnieć o warstwie wizualnej. Tutaj duet rysownika Alessandro Nespolino i kolorysty Axela Gonzalbo dobrał się idealnie. Ciężki, nieco posępny klimat wiktoriańskiego Londynu został oddany idealnie, choć lektura wywarła jeszcze większe wrażenie po seansie z serialem Tabu – rzecz również warta polecenia.

Reasumując, w portfolio Egmontu trafiła kolejna dobra europejska pozycja, za całkiem niewygórowane pieniądze, bo niecałe 30 zł. Komiks potraktowałem, jako dobrą ucieczkę od dominującego nurtu Marvela i DC Comics. Spojrzenie na młodego Sherlock Holmes pozwala na ciekawą zabawę konwencją, dostarczając dobrej rozrywki czytelnikowi. Słowem pozycja warta polecenia.

Za udostępnienie komiksu do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont