Uwielbiam momenty, gdy zastanawiasz się nad kupnem jakiegoś sprzętu, a producent przysyła ci go na testy. Wtedy nie ma żadnej taryfy ulgowej. Tak było z Samsung QLED Q8D. Korzystam z flagowego modelu UE46D8000, który jednak jest już telewizorem dość leciwym. Ma blisko 8 lat chociaż trzyma się nieźle jak na dzisiejsze standardy, szczególnie pod kątem designu, który nie jest bez znaczenia.
Wielkimi krokami zbliża się jednak premiera kolejnej generacji konsol a wraz z nią odczuwam potrzebę przesiadki na ekran 4K. Tak, PS4 PRO oraz XOX pominąłem trochę z premedytacją. Te swoiste połówki generacyjne w mojej opinii nie zmobilizowały mnie na tyle, by podjąć decyzję o wymianie połowy elektroniki znajdującej się w salonie.
O telewizorach QLED od Samsunga słyszałem wiele dobrego, stąd swoją uwagę kierowałem właśnie na tę serię. Jednocześnie trochę przerażają mnie rozmiary matryc. Zdaję sobie sprawę, że dziś kupno telewizora oznacza przebieranie w ogromnych przekątnych, jednak nie rozumiem, czemu praktycznie wszyscy z dobrymi telewizorami wycofali się z segmentu 46”-52”. To jednak temat na inny artykuł.
Model Q8D jest bliski temu, czego szukam – to 55 calowa matryca w zgrabnej choć dość grubej oprawie. Same ramki są ze szczotkowanego aluminium i wedle dzisiejszej mody – maksymalnie odchudzone, tak grubość telewizora jest znaczna. Większa nawet od mojego starego ekranu co w początkowym okresie mnie zaskoczyło. Testowany model bez podstawy ma dokładnie 58,7 mm co przy starszym modelu mającym 29,7 mm jest sporym krokiem w tył. Dodatkowo jest naprawdę ciężki! Waży prawie 26 kg.
Jednym słowem: to kolos! Na szczęście nie jest nim na glinianych nogach. Dodatkowo, nie ma tutaj niestety mowy o systemie OneConnect. Kable wpinamy tradycyjnie z tyłu ekranu chociaż można je sprytnie poprowadzić nóżką w podstawie ekranu.
Przy takiej wadze nie odważyłbym się go powiesić na ścianie na dotychczasowym haku a stawiając go trzeba szukać sporej szafki. Rozstaw nóg jest dość szeroki i wymaga on podłoża co najmniej tak szerokiego jak sam TV.
Ostatnia wada w konstrukcji telewizora to bardzo głęboko ukryte porty USB, które znajdują się praktycznie na samym środku tylnej obudowy w delikatnym wgłębieniu. Gdy zatem telewizor stoi przy ścianie to albo musisz każdorazowo przesuwać jednak te 26 kilogramów lub nagimnastykować się by wpiąć np. pendrive’a lub dodatkowy kabel HDMI.
Wrażenia z użytkowania
To co jako pierwsze rzuca się w oczy to z pewnością maksymalnie uproszczony pilot oraz same menu w telewizorze. Ten pierwszy wykonany z aluminium fajnie leży w dłoni. Ma również dedykowany pilot do funkcji Ambient Mode, który ma sprawić, że gdy nie korzystamy z telewizora wyświetla on różne grafiki bądź animacje.
Sam system Tizen jest szalenie wygodny. To prosta belka na dole, która agreguje aplikacje i źródła obrazu. To szalenie intuicyjne rozwiązanie, przy którym nie trzeba spędzać masy czasu by wszystko ze sobą integrować. Działa bardzo szybko i ani razu nie zdarzyło mi się, by się zacięło czy spowolniło. Telewizor również sprawnie wyłapuje urządzenia podpięte do ekranu – nieważne czy to pendrive, przenośny dysk czy konsola. Taki Xbox One został momentalnie wykryty i skonfigurowany co pozwoliło sterować nim za pomocą samsungowego pilota. Ekstra!
Widać również, że Koreańczycy mają ambicję by telewizor stał się centrum domowych multimediów. Wbudowana aplikacja SmartThings pozwala sterować innymi urządzeniami albo streamować obraz telewizora na telefon (i odwrotnie). To jednak funkcja dedykowana głównie osobom, które posiadają cały ekosystem oparty na jednym producencie. Z pewnością jest to bardzo przyszłościowa rzecz.
Na plus należy zaliczyć także wbudowaną przeglądarkę. Ta nie tylko obsługuje karty znane z desktopowych przeglądarek, ale również bez problemu odtwarza wszelkie multimedia co jest już raczej rzadkością, bo nawet Edge na Xbox One ma z tym problem.
Dźwięk
Samsung QLED Q8D wykorzystuje system 4.1 o mocy 40W z subwooferem i można napisać tyle, że sobie jest. Dźwięk jest trochę sztuczny i płaski co jednak typowe jest dla telewizorów. Przyznam, że dopiero po około tygodniu testowania przypomniałem sobie, by w ogóle je sprawdzić. Odruchem dla mnie jest podłączanie pod domowy zestaw dźwiękowy. Jednak jeśli ktoś takowego nie ma – narzekać nie będzie ale na fajerwerki bym nie liczył. Dźwięk jest trochę płaski i szczególnie brakuje tutaj basów. Nagłośnienie bardziej sprawdza się dla linearnej telewizji i programów informacyjnych niż grach czy filmach. Zresztą, jestem przekonany, że użytkownik sięgający po ten ekran i tak jest dawno zaopatrzony we własny zestaw głośników i raczej nie przyjdzie mu do głowy korzystać z tych wbudowanych.
Obraz
Q8D to mistrz w obrazie. Mówię to bez cienia wahania chociaż od razu mówię otwarcie – jeśli szukacie telewizora wyłącznie do oglądania zwyczajnej telewizji – to nie jest produkt dla Was. Przede wszystkim dlatego, że jest za jasny. Jakkolwiek dziwnie to brzmi. Ten telewizor generuje wspaniałej jakości obraz o równomiernym podświetleniu (czego skutkiem jest właśnie wspomniana grubość i waga) z pięknym HDR 1500. Gdy jednak chcecie obejrzeć filmy 4K lub pograć na konsoli wykorzystując HDR to lepszej propozycji nie znajdziecie. Reakcja matrycy jest natychmiastowa, nie udało mi się również zmusić go do smużenia. Biel jest śliczna a czerń potrafi zachwycić. Szczególnie urzekły mnie możliwości telewizora podczas generowania dynamicznych scen, pełnych detali, efektów czy szybko poruszających się obiektów. To co wówczas dzieje się na ekranie to prawdziwa poezja i czasem warto włączyć ten telewizor tylko po to by popatrzeć się na obraz. To co mnie szczególnie ucieszyło to praktycznie niewyczuwalny input lag co sprawia, że Q8D jest doskonałą propozycją przede wszystkim dla graczy.
Kupić?
Ja nie kupię. Nie dlatego, że Samsung QLED Q8D to telewizor zły. Wręcz przeciwnie – jestem na niego cholernie wściekły, bo całość zwyczajnie zachwyca i powoduje szybsze bicie serca przy jego korzystaniu. Jestem zły, bo jest o te 5 cali za duży i ze względów czysto technicznych nie mogę sobie pozwolić na matrycę większą, niż 50”. Drogi Samsungu – poproszę zatem to samo danie, tylko w mniejszym wydaniu!
Jeżeli szukasz czegoś do sportu lub pod konsole – lepszego produktu w tej cenie nie znajdziesz. To fantastyczny kawał sprzętu, który chociaż ma swoje wady, wynagradza je w pełni w momencie wciśnięcia przycisku Power na pilocie. To jedno z tych urządzeń, przy których zawsze mi szkoda, że recenzent musi oddać.
Czytaj też: Test soundbara Bose SoundTouch 300