Jakiś czas temu napisałem artykuł, w którym przeprowadziłem symulację tego, co stałoby się gdyby Rosja zrzuciła bombę atomową na Warszawę. Niemalże cała stolica przestałaby istnieć, a opad radioaktywny byłby ogromny. Wtedy opisałem sam efekt wybuchu, ale nie skupiłem się na tym, w jaki sposób człowiek umarłby z powodu napromieniowania. Bóle głowy i nudności to dopiero początek.
Eksplozja nuklearna wyrzuca cząstki naładowane tak ogromną ilością energii, że są one w stanie wyrywać elektrony z atomów i molekuł. Efektem tego jest wytworzenie się par jonowych. Nazywa się to promieniowaniem jonizującym. To właśnie ono jest niesamowicie szkodliwe. Można wyróżnić wiele typów promieniowania jonizującego, są nimi między innymi promieniowanie kosmiczne, alpha, gamma, beta itp. Szkody wyrządzone w organizmie ludzkim zależne są od tego, jak bardzo jest on wystawiony na oddziaływanie danego promieniowania i jak dużą jego dawkę pochłonie.
Jednym z możliwych sposobów mierzenia zaabsorbowanej dawki promieniowania są jednostki Greja (Gy), oprócz tego mamy jeszcze jednostkę zwaną Siwert (Sv). 1 Sv to bardzo duża wartość, dlatego w medycynie zazwyczaj używa się milisiwertów. Przykładowo przy prześwietleniu, nasze ciało absorbuje 0,1–2,5 mSv, przy tomografii jamy brzusznej 8 mSv, a przy tomografii miednicy aż 25 mSv. Nie są to wysoko szkodliwe dawki, ale trzeba mieć na uwadze to, że ciągłe prześwietlenia z czasem mogą odbić się na naszym zdrowiu. Jeżeli znaleźlibyście się w elektrowni w Czarnobylu zaraz po wybuchu, to pochłanialibyście aż 300 Sv na godzinę. Oczywiście nie przeżylibyście na tyle długo, aby pochłonąć pełną dawkę 300 Sv. Już po 2 minutach nie byłoby was na tym świecie. Ludzie i inne żywe stworzenia są bardzo wrażliwe na promieniowanie. Najbardziej odporna na promieniowanie jonizujące jest bakteria zwana „Deinococcus radiodurans” – znosi bez uszkodzenia dawkę 5000 Sv! Swoją odporność zawdzięcza niezwykle wydajnym mechanizmom naprawy DNA.
Śmierć krok po kroku
Duża dawka promieniowania jonizującego prowadzi do choroby popromiennej. To, jak bardzo będziemy cierpieć zależy od dawki promieniowania, którą zaabsorbuje nasz organizm. Dawka nie większa niż 0,35 Sv sprawi, że poczujemy się tak, jak podczas zwykłego przeziębienia. Dodatkowymi objawami wskazującymi na chorobę popromienną będą bóle głowy, nudności, zmęczenie i gorączka. Ciężko jest jednoznacznie stwierdzić, że na nią cierpimy, jeżeli nie byliśmy świadomi tego, iż nasz organizm został w jakiś sposób napromieniowany. Jeżeli zaabsorbujemy od 1 do 4 Sv, to w naszym organizmie zaczną obumierać leukocyty, erytrocyty i trombocyty – wchodzą one w skład elementów morfotycznych krwi. Nie jest to śmiertelne pod warunkiem, że podejmiemy się transfuzji krwi i będziemy brać odpowiednie antybiotyki. Niestety nasz system odpornościowy może bardzo mocno oberwać, ponieważ spadnie też liczba białych krwinek. Pojawienie się niekontrolowanych krwawień jest efektem zmniejszonej ilości trombocytów – są one odpowiedzialne za proces krzepnięcia krwi. Na koniec dotknie nas jeszcze anemia ze względu na zaniżoną liczbę czerwonych krwinek. Zaabsorbowanie dawki większej niż 2 Sv sprawi, że naszej skórze pojawią się czerwone plamy oraz bąble, zaś ona sama zacznie odchodzić pozostawiając nas w niewyobrażalnym bólu. Efekty naskórne pojawią się w ciągu 24h od napromieniowania.
Przyjęcie od 4 do 8 Sv na raz, może okazać się śmiertelne. Objawy, które pojawią się natychmiastowo to wymioty, biegunka, zawroty głowy i gorączka. Bez odpowiedniego leczenia, człowiek umrze w ciągu kilku tygodni.
Nawet dzisiejsza zaawansowana medycyna nie uratowałaby nikogo, kto przekroczył dawkę 8 Sv. Wszyscy, którzy zaabsorbowali od 8 do 30 Sv umrą w ciągu kilku tygodni lub dni. Zaabsorbowanie więcej niż 30 Sv zakończy się uszkodzeniami na tle neurologicznym. W ciągu kilku minut, ofiara promieniowania będzie cierpieć na ciężkie wymioty, ostre biegunki, zawroty i bóle głowy. Jeżeli będzie miała szczęście, to straci przytomność, co uwolni ją od tej agonii. W najgorszym wypadku dojdą drgawki i ataksja (utrata władzy nad ruchami). Po 48 godzinach męczarni nastąpi śmierć.
Nawet małe dawki są ogromnie niebezpieczne
Powyższa ilustracja pokazuje jak długi jest czas połowicznego rozpadu radioaktywnych pierwiastków w poszczególnych częściach ludzkiego organizmu.
- Tarczyca – Jod ( 7,5 dnia)
- Wątroba – Kobalt, Cer (565, 263 dni)
- Mięśnie – Cez (110 dni)
- Organy rozrodcze – Cez, Pluton (110 dni, 1 tys lat)
- Płuca – Pluton (tysiące lat!)
- Kości – Stron, Cyrkon, Pluton ( 18 lat, 64 dni, 1 tys lat)
- Nerki – Uran, Ruten ( 268 dni )
- Skóra – Krypton
Jeżeli uda wam się uniknąć choroby popromiennej, to wcale nie oznacza, że możecie czuć się bezpiecznie. Organizm ludzki wystawiony na niskie dawki promieniowania przez długi czas, narażony będzie na mutacje genetyczne i raka. Z takim ryzykiem borykają się wszyscy ci, którzy przetrwali katastrofę elektrowni jądrowej na Fukushimie. Najnowsze badania wykazały, że od dnia dzisiejszego promieniowanie może spowodować śmierć tysięcy ludzi, którzy umrą na raka. W normalnych warunkach, komórki kontrolowane są przez struktury chemiczne molekuł DNA. Kiedy odpowiednia dawka energii zaburzy te struktury, to nici DNA rozpadną się. Z czasem większość zostanie zregenerowana, ale ¼ nigdy nie wróci do swojej pierwotnej formy. W taki właśnie sposób powstają mutacje widoczne w przyszłych generacjach komórek. Prawdopodobieństwo zachorowania na raka zwiększa się analogicznie do wielkości dawki promieniowania. Niestety forma choroby niezależna jest już od tego czynnika. Jedni mogą zachorować na odmianę łagodną, inni na śmiertelną. Prawdziwe znaczenie ma to, jak długo nasz organizm wystawiony jest na oddziaływanie promieniowania.
Powszechnie uważa się, że niska dawka promieniowania, które oddziałuje na organizm ludzki przez długi czas, jest bardziej zabójcza niż wysoka, jednorazowa dawka. Choroba popromienna może być bolesna, ale bardziej powinniśmy się bać długotrwałego wystawienia na promieniowanie. Jeżeli w najbliższej przyszłości zdarzy się wybuch nuklearny, to nie jego powinniśmy się bać. Promieniowanie jest czynnikiem dużo bardziej zabójczym niż sama eksplozja, ponieważ wyniszcza przez bardzo długi czas. Robi to powoli i bardzo boleśnie. Po katastrofie w Czarnobylu, która odbyła się w 1986 roku, promieniowanie nadal zanieczyszcza tamtejsze tereny. Bomba jądrowa to jedna z najgorszych broni masowej zagłady. Jeżeli dzisiaj doszłoby do tego, że kilka mocarstw wykorzystałoby ją do unicestwienia siebie nawzajem, to cała planeta przez wiele lat nosiłaby ślady podobnego zajścia. O ile oczywiście przetrwałaby taki scenariusz… Bądźmy jednak dobrej myśli i miejmy nadzieję, że ani Rosja ani USA ani inny kraj nie postanowią użyć ich przeciwko sobie.