Pojawiły się oskarżenia o złych warunkach pracy w Razerze. Okazuje się jednak, że nie wszystkim zachowanie szefa przeszkadza.
Serwis Kotaku znany z dziennikarstwa śledczego w grach wideo przeprowadził kolejną serię wywiadów z osobami, które narzekają na pracę w danej firmie. Problem jednak w tym, że… wielu osobom po prostu odpowiadają takie warunki.
Kotaku spotkało się z 14 byłymi pracownikami Razera, którzy przedstawili CEO firmy jako dyktatora. Podobno ich były szef miał nawet powiedzieć, że „To nie jest demokracja. To jest dyktatura.” Ming-Ling Tan ma w firmie kontrolować wszystko, co tworzą pracownicy (a to nie dobrze?) i jeśli coś nie spełnia jego standardów – wpada w szał.
Jeśli wierzyć słowom tych, którzy się zwolnili – CEO nie raz miał krzyczeć, rzucać przedmiotami czy publicznie obrażać pracowników oraz grozić ich zwolnieniami. Co zaskakujące, Ming-Ling Tan odniósł się do tych wypowiedzi i wprost potwierdził część z sytuacji.
Jeśli produkt nie spełnia moich standardów, mogę wyrażać swoje niezadowolenie, włączając w to podnoszenie głosu. Były sytuacje, gdy prototyp nie spełniał moich oczekiwać i na spotkaniu designerów rzuciłem nim o podłogę, aby pokazać jak bardzo jestem niezadowolony z designu, inżynierii czy jakości produktu. Powiedziałem takie rzeczy jak „Nie zmuszaj mnie, bym Cię uderzył w twarz” lub „Wyślę po ciebie moje mordercze roboty”, ale wszystko to było przenośnią lub żartem.
Kolejne oskarżenia miały dotyczyć crunchu, czyli wzmożonej pracy po godzinach. Byli pracownicy narzekali na pracę od 60 do 100 godzin w tygodniu przed targami czy ważnymi premierami. Razer odpowiedział, że takie crunche rzeczywiście się zdarzają, ale trwają krótko i nikt nie jest zmuszony do pracy od 60 do 100 godzin.
Kotaku dowiedziało się również, że wielu byłych pracowników miło wspomina czas w firmie. Szczególnie byli zadowoleni, gdy firma w 2017 roku weszła na giełdę i niektórzy pracownicy otrzymali wtedy premie sięgające 200 tysięcy dolarów. Nie taki diabeł straszny?