Rynek bezprzewodowych głośników Bluetooth robi się coraz bardziej obszerny. Technologia stała się jeszcze lepsza i zdarza się, że ten mały, mobilny sprzęt potrafi czasem wygryźć większych, podłączanych kablem braci. Na ogromny popyt na te przenośne urządzenia postanowiła odpowiedzieć firma Razer, głównie kojarzona ze sprzętem dla graczy. Ich produkt – Razer Leviathan Mini okazał się być dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem.
Niecały rok temu nasza redakcja testowała soundbar od Razera – Leviathan 5.1, który w całkiem rozsądnej cenie 700 zł oferuje bardzo dobrą jakość audio i to nie tylko w grach. Nie należał jednak do grupy urządzeń mobilnych, bo choć gabarytów nie miał specjalnie wielkich, to wymagał zewnętrznego zasilania oraz subwoofera do kompletu, żeby cały efekt przestrzenny mógł zadziałać. Razer postanowił wypuścić zatem produkt skierowany dla osób, które cenią sobie możliwość swobodnego przenoszenia sprzętu grającego, bez potrzeby taszczenia ze sobą kabli oraz agregatu z prądem. Tak oto powstał młodszy i mniejszy brat soundbaru, o którym wspomniałem – Leviathan Mini. Głośnik, bez którego nie jestem w stanie wyobrazić sobie sezonu grillowego.
Mówi się, że nie powinno oceniać się książki po okładce. Ciężko jednak nie odnieść się do tak pięknego opakowania jak te, które Razer przygotował dla swojego nowego produktu. Gdy otwierałem Leviathana Mini, ciężko było mi powstrzymać wylewający się ze mnie entuzjazm. Karton nie jest specjalnie skomplikowany w swojej konstrukcji, ale wszystko jest niezwykle estetycznie poukładane i widać od razu, że mamy do czynienia z produktem klasy premium. Po podniesieniu górnej części stanowiącej pokrywę, odsłania nam się powoli napis „Welcome to the Cult of Razer”. Wystarczył jednak delikatny ruch ręką i w ten sposób, niczym posadzony na tronie, objawił mi się sam sprzęt. Czarny, niepozorny, charakteryzujący się bardzo minimalistycznym designem, przypominający małą cegiełkę, na której wyróżnia się jedynie srebrne logo z trzema wężami. W opakowaniu znalazłem również instrukcje, dwie sztuki naklejek z logiem Razera (dołączane do każdego produktu tej firmy), kabel USB, zasilacz (a wraz z nim dwie przejściówki dla gniazdek europejskich i amerykańskich), niezwykle króciutki kabel jack 3,5 mm oraz siatkowany pokrowiec ochronny. Jak widać zatem, wyposażenie dołączane do samego urządzenia jest bardzo bogate, a w dodatku zostało one schludnie poukładane w różne gąbki, bądź też czarne i mniejsze, kartonowe pudełeczka. Razer dobrze wie jak ładnie prezentować swoje dzieła i jak odpowiednio je pakować, co zresztą w tym przypadku również udowadnia.
Tak jak już wspomniałem, wygląd Leviathana Mini, oprócz oczywiście samego logo, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Głośnik ma swoją klasę i prezentuje się bardzo ładnie. Zdziwiłem się jednak, że Razer nie zdecydował się zaimplementować tutaj swojego słynnego oświetlenia Chroma, które obecnie pcha w praktycznie każde urządzenie, ale i bez tego prezencja jest bardzo dobra. Jednakże oprócz wrażeń estetycznych, liczy się również wykonanie. Jego poziom również jest bardzo wysoki, bowiem sprzęt sprawia wrażenie wykonanego solidnie, pomimo stosunkowo niskiej wagi wynoszącej zaledwie 538 gramów. W środku samego urządzenia, z przodu znajdują się 2 głośniczki o łącznej mocy 24W (po 12W na każdy) z membraną o średnicy 45mm, zaś za nimi umieszczone zostały 2 pasywne, 40-milimetrowe radiatory. Jedyne co mogę powiedzieć to, że za 900 złotych oczekiwałbym może całej zewnętrznej, aluminiowej konstrukcji, ale i bez tego Leviathan Mini wydaje się być czymś trwałym oraz niesprawiającym wrażenia, jakby miał się zaraz rozsypać w ręku. To się chwali.
Przejdźmy jednak do meritum i tego w jakim stylu głośnik wydaje z siebie dźwięki. Przez moje ręce przewinęło się już kilka urządzeń tego typu, ale Razer Leviathan Mini to póki co najlepsze z nich, przynajmniej w moim subiektywnym odczuciu. Najważniejsze jest chyba to, że moc 24W wraz z ich świetnym wykonaniem wystarczą do tego, żeby sprzęt grał bardzo głośno, a przy okazji nie towarzyszył temu dziwny przester, bądź inne, nieprzyjemne zanieczyszczenia. Niezależnie od poziomu wolumenu Leviathan Mini prezentował się tak samo czysto, świetnie odwzorowując każdy dźwięk i kojąc moje uszy delikatnym basem, ale za to bardzo głębokim oraz wyraźnym. Lwia część konkurencji, albo kompletnie zapomina o implementacji tonów niskich, albo ich odwzorowanie woła o pomstę do nieba, ale w tym przypadku nie zamierzam się do czegokolwiek przyczepiać. Fani łamiącego żebra basu mogą oczywiście czuć się zawiedzeni. Głośnik bardzo dobrze sprawdził się przy słuchaniu lekkiego house’u, mniej już przy stawiających na „łupienie” piosenek rapowych, bądź też electro. A co z innymi pasmami? Średnie tony brzmią według mnie bardzo dobrze, a partie wokalne są wyraźne, porywając tym samym do podśpiewywania. Nie ma tu też miejsca na to, żeby któraś z partii wysokich, średnich, bądź niskich dominowała. Wszystko jest na swoim miejscu i czuć pomiędzy nimi odpowiedni balans. Mogę tylko powiedzieć jedno – niezależnie od tego jaki gatunek muzyczny akurat preferujecie, to Leviathan Mini zagra go w zdumiewający jak na swój rozmiar sposób.
Głośniczek Razera łączy się bezprzewodowo z innymi urządzeniami przy pomocy Bluetooth, zbliżeniowo poprzez NFC oraz standardowo – kablem jack 3,5mm. Według producenta, Leviathan Mini działa bezproblemowo, gdy urządzenie wysyłające do niego dźwięk jest w odległości 10m, co akurat mogę potwierdzić. Zdarzył mi się jednak dwa razy przypadek, w którym głośnik zaczął dziwnie przerywać, nawet gdy smartfon znajdował się bliżej niego, ale mały restart naprawiał problem. Samo parowanie przebiegało w większości prób bez większych problemów i w dodatku bardzo szybko, wystarczyło dosłownie parę sekund, by wszystko zaczęło grać jak należy. Choć sprzętowi zdarzyło się czasem zwariować, gdy próbowałem połączyć go z dwoma różnymi smartfonami w krótkim odstępie czasu. Tak czy siak łączność można zaliczyć do plusów.
Sprzęt korzysta także z technologii aptX oraz cVc. Ta pierwsza odpowiedzialna jest zapewnienie jak najwyższej jakości dźwięku podobnej do tej, która przesyłana jest przy pomocy kabla. Słychać to. Ciężko bowiem było odczuć mi potężną różnicę, kiedy łączyłem się z Leviathanem przez przewód, bądź też bez niego. Drugi wspomniany przeze mnie patent oferuje za to wzmocnienie głosu rozmówcy oraz wyciszanie hałaśliwych, przeszkadzających dźwięków z tła. Nie pisałem o tym wcześniej w teście, ale Leviathan Mini jest wyposażony również w mikrofon. Tak jak cała reszta urządzenia sprawuje się on świetnie i znajomi, do których wykonywałem połączenia, nie narzekali na to, że coś przerywa, albo niespecjalnie dobrze mnie słychać. W ramach testu przeprowadziłem nawet ze znajomym krótką pogawędkę z drugiego końca dość dużego pokoju i o dziwo, udało się to bez większych problemów. Głośnik działa też z asystentami głosowymi, także krzyknięcie „Ok, Google!”, wywoła w telefonie odpowiednią reakcję. Także jeśli będziemy coś gotować w kuchni, a ktoś akurat do nas zadzwoni, nie będzie potrzeby podchodzenia do głośnika najbliżej jak się da, bądź też brudzenia samej słuchawki tłustymi rękoma.
Jedyną wadą Leviathana Mini jest to, że niezależnie jak bardzo będzie się starał imitować efekt stereo, albo rozsyłać płynnie dźwięk po całym pomieszczeniu, to i tak będzie wyłącznie jednym głośnikiem. Słychać to, gdy stoi się od niego troszkę dalej. Po prostu czuć, że muzyka wydobywa się z jednego miejsca w pomieszczeniu, na czym cierpi wrażenie sceny muzycznej. Producent w ramach zadośćuczynienia oferuje możliwość tzw. Combo Play, czyli połączenia ze sobą dwóch Leviathanów Mini w prawdziwe stereo. Niestety, nie miałem okazji tego sprawdzić, bowiem wyposażony zostałem w wyłącznie jeden egzemplarz tego urządzenia. Tak czy siak zakup 2 takich głośników to koszt rzędu 1800 złotych, także to, czy ta opcja wydaje się rozsądna, pozostawiam do oceny Wam.
Razer deklaruje na pudełku, że Leviathan Mini da radę wytrzymać całe 10 godzin grania i w tym przypadku firma również nie skłamała. Baterii zwykle starczy energii, żeby muzyka mogła nam potowarzyszyć przez połowę dnia. Zdarzało się jej nawet grać po godzin 12, nadal jest to jednak czas dobry i nic więcej. Niektóre produkty konkurencji oferują dłuższy okres trzymania na akumulatorze, spora zaś część pada już w połowie tej puli, także sprzęt ten plasuje się gdzieś pomiędzy.
Razer Leviathan Mini to naprawdę kawał porządnego sprzętu audio, który wykonany został bardzo dobrze pod praktycznie każdym względem. Choć zdarzą mu się pojedyncze potknięcia, to i tak nie zasłaniają one niezwykle pozytywnych wrażeń płynących z korzystania z tego głośniczka. Jakość audio, którą oferuje może nawet konkurować z niektórymi stacjonarnymi zestawami. Podczas testów dochodziło nawet do sytuacji, gdzie niektórzy odwiedzający mnie znajomi strasznie się zdziwili, gdy powiedziałem im, że muzyka wydobywa się z małej cegiełki na mojej biurku, która stała zaraz obok całego zestawu 5.1. Jestem również pewien, że Leviathan Mini bezproblemowo poradziłby sobie z nagłośnieniem mniejszej domówki czy innych posiedzeń na świeżym powietrzu. Bardzo przywiązałem się do tego urządzenia i jestem w stanie polecić je każdemu… o ile jest w stanie zapłacić za niego około 800-900 złotych. Nie jest to suma mała, ale jeśli ktoś nie boi się wyłożyć takich pieniędzy to myślę, że na tym głośniczku się nie zawiedzie. Jest on zdecydowanie warty swojej ceny.