Okazuje się, że nie tylko chiński sprzęt stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Za nie mniej groźny niedługo zostanie uznany TikTok, który od dłuższego czasu jest na celowniku amerykańskiej administracji.
TikTok jest zły, bo, boo… Bo jest chiński!
Właścicielem TikToka jest ByteDance, firma której siedziba mieści się w Pekinie. Serwis zdaję sobie sprawę z tego, że jest na celowniku amerykańskiej administracji od ubiegłego roku, dlatego robi wszystko, aby odciąć się od spółki-matki. TikTok zatrudnił nawet byłego dyrektora Disneya na stanowisko dyrektora generalnego, aby zdobyć zaufanie organów regulacyjnych.
Sekretarz stanu Mike Pompeo zapytany o to, czy Amerykanie powinni używać TikToka powiedział:
Tak, ale tylko jeśli chcesz aby Twoje prywatne informacje znalazły się w rękach Komunistycznej Partii Chin.
Można odnieść wrażenie, że Komunistyczna Partia Chin to od niedawna ulubiony zwrot Mike’a Pompeo.
TikTok odpiera zarzuty
W rozmowie z CNBC rzecznik TikToka powiedział:
TikTok jest prowadzony przez amerykańskiego prezesa. Zatrudnia w Stanach Zjednoczonych setki pracowników i liderów rynku w dziedzinie bezpieczeństwa, ochrony, produktów i polityki publicznej. Nie ma dla nas nic ważniejszego niż promowanie bezpiecznej aplikacji dla naszych użytkowników. Nigdy nie dostarczyliśmy danych użytkowników rządowi Chin, ani też nie zrobimy tego, jeśli zostaniemy o to poproszeni.
Przedstawiciele serwisu dodają też, że dane amerykańskich użytkowników aplikacji są przechowywane na terenie Stanów Zjednoczonych, a ich kopia zapasowa w Singapurze. Centra danych TikToka znajdują się poza granicami Chin i nie podlegają tamtejszemu prawu.
Warto dodać, że właśnie ze względu na ochronę danych użytkowników TikTok zamierza wycofać się z HongKongu.
Czytaj też: Indie blokują TikToka i 58 innych aplikacji. Idą na wojnę z Chinami
Do jakich danych ma dostęp TikTok?
Z ciekawości sprawdziłem, do jakich uprawnień chce mieć dostęp aplikacja TikToka w moim smartfonie. Jest to pamięć, aparat i mikrofon. Co jest oczywiste, skoro aplikacja nagrywa filmy z dźwiękiem. Ale też chciałaby mieć dostęp do kontaktów w telefonie. Co jest jedyną podejrzaną kwestią. Pozostałe mniejsze uprawnienia dotyczą m.in. dostępu do powiadomień, wibracji, ustawień audio, czy rozwijania belki powiadomień. W zasadzie wszystkiego, co jest niezbędne do prawidłowego działania aplikacji.
Jak to wygląda w przypadku amerykańskich aplikacji? Twitter na tle TikToka chciałby dodatkowo dostępu do lokalizacji, Outlook do lokalizacji i kalendarza, a Messenger do wiadomości, kalendarza i lokalizacji.
Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach i konkretnych zarzutów powinniśmy szukać nie na liście uprawnień, a w nieskończenie długich dokumentach polityki prywatności.
Amerykanie chyba nie wiedzą, do czego może doprowadzić blokada TikToka
W 2019 roku w Stanach Zjednoczonych było 37,2 mln użytkowników TikToka. Według prognoz liczba ta w 2020 roku ma wzrosnąć do 45,4 mln osób. Co więcej, to właśnie w USA jest najwięcej, po Indiach, użytkowników serwisu. TikTok to w ostatnim czasie najszybciej rozwijająca się platforma społecznościowa na świecie.
Zablokowanie aplikacji w całym kraju nie przeszłoby bez echa. Oczywiście nie mówię tutaj o zamieszkach na ulicach, bo z TikToka korzystają głównie osoby bardzo młode. Ale jednocześnie osoby ogarniające Internet. Warto przypomnieć, że w czerwcu to właśnie użytkownicy TikToka i Twittera zorganizowali akcje, w ramach której tłumie zarejestrowali się po darmowe wejściówki na wiec prezydencki Donalda Trumpa. Efektem czego zamiast spodziewanych 20 tys. osób, na miejscu pojawiło się tylko 6 tys. Tego typu akcji, jawnie ośmieszających Trumpa może się po zablokowaniu TikToka pojawić znacznie więcej.
Nie żebym podpowiadał, ale gdyby tak niezadowoleni użytkownicy TikToka masowo zgłaszali posty Donalda Trumpa na Twitterze jako fake news… Mogłoby być naprawdę ciekawie. Bo mam wrażenie, że uderzanie w wizerunek prezydenta USA boli go zdecydowanie najmocniej.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News