Reklama
aplikuj.pl

To najlepszy moment na zakup Artifact od Valve

To najlepszy moment na zakup Artifact od Valve
To najlepszy moment na zakup Artifact od Valve

Przed zakupieniem jakiejkolwiek gry zadaje sobie zawsze trzy razy to samo pytanie- „czy warto?”. Oczywiście mówię o grach, więc zawsze odpowiedzią jest trzy razy „tak”. Sprawa ma się jednak inaczej w przypadku tych produkcji na rynku, które oferują w teorii to, co ich darmowe odpowiedniki. Nie inaczej było z Artifact, czyli gry, która staje się dla Was mniej opłacalna z każdym kolejnym dniem.

Zacznę może od tego, że to, co za chwile przedstawię, nie jest żadną prawdą objawioną z papirusu odnalezionego w krypcie zaraz obok Świętego Graala. Tak to już mam podczas niedzielnych wieczorów, że regularnie kwestionuje to, co akurat jest aktualnie gorącym tematem. A takim jest właśnie najnowsza gra Valve, czyli Artifact. Karcianka, która odbiega od obecnych na rynku pozycji z Hearthstone na czele, stawiając nie tylko na model B2P, ale również… P2W. Rozwiązanie kwestii tego ostatniego to wręcz idealny element dobrej recenzji, ale to nie pora na tak długi test, więc sprowadzę ją do jednego zdania – granie na poziomie w Artifact jest tańsze od grania w Hearthstone. Mało tego! Gabe Newell zgotował nam karciankę, w której nasza kolekcja nie staje się bezużyteczna w momencie porzucenia gry. Wszystko dzięki powiązaniu gry z rynkiem Steam, co (moim zdaniem) było strzałem w dziesiątkę. Przejdźmy jednak do wyjaśnienia samego tytułu, czyli tego, dlaczego uważam, że to najlepszy moment na zakup Artifact.

Te wnioski wynikają z moich własnych obserwacji, jakie przeprowadziłem przed kilkoma godzinami, odpalając wreszcie grę w chwili wolnego po… pięciu dniach od premiery. Po przejściu samouczka (macie moje słowo, że to nie karcianka dla casuali…) mogłem wreszcie zająć się unboxingiem dziesięciu gwarantowanych pakietów. Dropu z nich nie nazwałbym specjalnie szczęśliwym (zdarzyło mi się obejrzeć kilka „unpaczkingów” w sieci), ale z ciekawości rzuciłem okiem na to, ile te moje kartoniki są warte. Mogę je przecież sprzedać od razu po otrzymaniu, więc dlaczego by nie sprawdzić, czy nie trafiłem na łatwy zysk? No cóż, może mojej kolekcji nie wzbogaciła karta droższa od samej gry, ale i tak było nieźle…

Pieniądze rozdają!

Pomimo nadmiarowych kart (które z lekką ręką możemy wymienić lub właśnie sprzedać) odnalazłem wśród tych wartych ~10 groszy egzemplarze po kilka złotych, więc postanowiłem przeprowadzić mały eksperyment. Sprzedałem więc te nadmiarowe i wszystkie, które kosztowały powyżej 1 zł (czymś przecież trzeba grać) i finalnie „odzyskałem” dokładnie 38,71 złotych. To już sporo, zważywszy na to, że gra kosztuje 75,99 złotych, a ja nie pozbyłem się całej kolekcji, bo dokładnie 30 kart. Z tego, co mi pozostało skleiłem sobie, jako-taką talię (z win-ratio 50/50), która i tak daje mi masę frajdy. W teorii można powiedzieć, że kupiłem Artifact za połowę ceny… i choć straciłem przy tym kilka (zapewne cennych) kart, to jestem przekonany, że było warto. Zwłaszcza że na moim koncie pozostało jeszcze pięć biletów, z których mogę wyciągnąć jeszcze więcej.

A co jeśli sprzedałbym swoją całą kolekcję? No cóż, szału nie ma, bo do prawie 39 złotych dorzuciłbym kolejne… 16 złotych. Oczywiście to wszystko zależy od naszego szczęścia w otwieraniu paczek, ale szczerze wątpię, czy obecnie ktokolwiek nie będzie w stanie w ten sposób wyciągnąć przynajmniej tych 30 złotych.

Pomysłowi przedsiębiorcy wpadli już zapewne na genezę tytułu tego artykułu, bo jak wiecie, rynek Steam, to ciągle rynek, który rządzi się powszechnymi prawami. Mam przez to na myśli, że z czasem sytuacja na nim wyklaruje się przez nieustannie zwiększającą się podaż i malejący popyt (nie zapowiada się, że na zabawę w Artifact zdecyduje się nagle masa nowych graczy). Tak więc to co dziś sprzedałem za 38,71 złotych odkupię za miesiąc, może dwa za znacznie mniej i choć można poczuć tutaj swąd świeżutkiej cebulki zerwanej dopiero co z grządki (czy z czego to się tam ją zrywa), to takim eksperymentem chciałem przynajmniej spróbować otworzyć oczy tym, którzy produkcję Valve uważają za totalne zdzierstwo. To może i nadal jest obecne, ale przynajmniej możliwe do zminimalizowania.