Broń hipersoniczna to najczęściej pociski rakietowe poruszające się z wielokrotnie wyższą prędkością niż miało to miejsce dotychczas. Najnowsze z nich osiągają prędkość nawet ośmiu Machów, co powoduje, że stają się nieosiągalne dla systemów ostrzegania przeciwrakietowego. Właśnie dlatego wojsko zamierza poprosić o pomoc właścicieli satelitów krążących po orbicie okołoziemskiej.
Oczywiście prywatnym inwestorom taka sytuacja nie byłaby na rękę, jednak mam wrażenie, że autor słów, generał lotnictwa Paul Selva nie wypowiedział ich w formie prośby. Wojskowy przyznał, iż nie ma potrzeby wystrzeliwania własnych obiektów, skoro znajdują się one już na orbicie.
Broń hipersoniczna wyróżnia się nie tylko ogromną prędkością, ale również wszechstronnością. Pociski osiągające 20-krotność prędkości dźwięku można bowiem wystrzelić z samolotów, okrętów podwodnych czy w formie rakiet dalekiego zasięgu. Zazwyczaj tego typu przedsięwzięcia zaczynano na Biegunie Północnym, stanowiącym „interkontynentalną trasę balistyczną”, jednak w przypadku broni hipseronicznej takie ograniczenia przestają obowiązywać i można z niej skorzystać w niemal każdym zakątku Ziemi. Gdyby zamontować na satelitach czujniki radarowe i podczerwone jej siła rażenia znacząco by spadła.
Z punktu widzenia właścicieli tych urządzeń taki obrót spraw nie jest zbyt pomyślny. Budowa i wystrzelenie satelity na orbitę wiąże się ze sporymi kosztami. Dodatkowo są one dość podatne na uszkodzenia, co może przynieść kolejne straty finansowe. Poza tym, czy którakolwiek firma, np. telekomunikacyjna, chciałby zostać powiązana z działaniami wojennymi?
[Źródło: popularmechanics.com; grafika: debuglies.com]