Nowe badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Rutgersa potwierdzają, że współczesne wzrosty poziomu mórz i oceanów są związane z działalnością człowieka, a nie ze zmianami zachodzącymi na orbicie Ziemi.
Wzrosty, który przyspieszyły w ostatnich dziesięcioleciach, grożą permanentnym zalaniem gęsto zaludnionych obszarów nadmorskich, nisko położonych terenów i rozbudowanej infrastruktury – wszystko to do roku 2100. Zjawisko to stanowi również poważne zagrożenie dla wielu ekosystemów i gospodarek.
W ramach nowych badań odtworzono historię poziomów mórz i oceanów oraz zlodowaceń zachodzących od końca epoki dinozaurów. Naukowcy porównali szacunki dotyczące średnich światowych poziomów wody z danymi z obrzeży kontynentalnych. Obejmują one stosunkowo płytkie wody oceanu na szelfie kontynentalnym i mogą rozciągać się na setki kilometrów od wybrzeża.
Czytaj też: Ocean Południowy ochłodził się w ostatnich latach – skąd taka zmiana?
W ten sposób badacze doszli do wniosku, że niemal bezlodowcowe okresy, takie jak te sprzed 17 do 13 mln lat, miały miejsce, gdy stężenie CO2 w atmosferze było niewiele wyższe niż obecnie. Jednakże zlodowacenia miały miejsce np. od 48 milionów do 34 milionów lat temu, choć wcześniej sądzono, że Ziemia była wtedy pozbawiona lodu.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News
Największy spadek poziomu morza miał miejsce podczas ostatniego okresu lodowcowego około 20 000 lat temu. Wtedy to poziom wody spadł o około 120 metrów. Po tym nastąpił wzrost o ok. 30 cm na dekadę na dekadę – tempo tego zjawiska spadło pomiędzy 10 000 a 2000 lat temu. Wzrost poziomu mórz i oceanów zatrzymał się wtedy do około 1900 roku, kiedy to tempo zaczęło wzrastać wraz z rosnącym wpływem człowieka na środowisko, wywołanym rozwojem przemysłu.