Wyścigi konwencjonalnych samochodów są dla amatorów. Pomysłodawcy serii wyścigów Airspeeder doskonale o tym wiedzą, wyobrażając sobie jednocześnie tor z dziesięcioma latającymi samochodami (tak naprawdę, to wielkimi dronami) z pilotem na pokładzie, które ścigałyby się łeb w łeb z prędkością nawet do 200 km/h.
Czytaj też: Nie obrażę się, jeśli samochody przyszłości będą przypominać X E-Tense
Za pomysł odpowiada nowa australijska firma Alauda, która działa obecnie w Sydney. Do tej pory zbudowała szereg masywnych prototypów oktopterów i dokumentuje ich poczynania w locie na swoim kanale na YouTube. Jego bezzałogowe prototypy robią wrażenie, ale dopiero wkrótce zadebiutuje publicznie na arenie międzynarodowej swoimi lotami demonstracyjnymi. Mowa dokładnie o potwierdzonych już pokazach na zbliżającym się Festiwalu Prędkości Goodwood oraz zapowiedzi, że w tym roku planuje rozpocząć loty załogowe i za rok ruszyć z czymś rodzaju Formuły 1 dla latających samochodów/dronów.
Alauda celuje w produkcje zarówno quadkopterów, jak i oktopterów o długości ponad 4 metrów, szerokości rzędu 3,5 metra i wadze około 230 kilogramów bez pilota na pokładzie. Ich konstrukcja będzie składać się głównie z lekkiego aerodynamicznego nadwozia rodem ze staroświeckich samochodów F1, a główną część wagi i tak zajmą akumulatory LiPo o pojemności 500 kWh.
Zespół twierdzi, że już w listopadzie rozpocznie „demonstracje załogowe” swojego Mk IV Airspeeder na pustyni Mojave w Kalifornii. Seria wyścigów Airspeeder, która ma rozpocząć się w ciągu 18 miesięcy, będzie zawierać indywidualne próby czasowe, a także wyścigi typu head-to-head na wysokości 20 metrów nad ziemią. Alauda ma nadzieję, że seria wyścigowa przyspieszy rozwój konsumenckiej technologii z obsługą załogową i doprowadzi do „światowego latającego samochodu sportowego przeznaczonego do sprzedaży publicznej”.
Czytaj też: Truckla, czyli pickup z Tesla Model 3
Źródło: New Atlas