Nowe analizy sugerują, że opóźnienie w podaniu drugiej dawki szczepionki na koronawirusa – szczególnie wynoszące do 12 tygodni po pierwszej – zwiększa ochronę przed zakażeniem.
W przypadku aktualnych badań wzięto pod uwagę sylwetki zakażonych SARS-CoV-2 332 osób. Ogólna skuteczność środka opracowanego przez AstraZeneca i naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego okazała się podobna jak w poprzednich analizach i wyniosła 67%.
Czytaj też: Czy Tanzania naprawdę jest wolna od koronawirusa?
Czytaj też: Szczepionka od AstraZeneca jednak skuteczna wśród seniorów? Brytyjczycy udostępnili dane
Czytaj też: Brytyjski szczep koronawirusa jednak bardziej zabójczy? Nowe dane zaskakują
Jednym z zaskakujących wniosków płynących z dotychczasowych badań było to, że skuteczność szczepionki wydawała się znacznie wyższa u ludzi, którym podano tylko połowę pierwszej dawki. Okazało się, iż było to dzieło przypadku, jednak efekty były zaskakująco pozytywne. Grupa „połówkowa” cechowała się 90-procentową skutecznością, podczas gdy normalna – zaledwie 59-procentową.
Dawkowanie szczepionki od AstraZeneca znacząco zmienia jej skuteczność
Teraz jednak naukowcy sugerują, że przyczyn tej zawyżonej efektywności można się doszukiwać w innych aspektach. Najprawdopodobniej skuteczność była bowiem związana nie z samym dawkowaniem, lecz z opóźnieniem w szczepieniach. Potwierdzają to nowe analizy, z których wynika, iż odstęp między pierwszą i drugą dawką wynoszący mniej niż 6 tygodni doprowadził do skuteczności rzędu 55%. Ale już co najmniej 12-tygodniowa przerwa skutkowała wydajnością na poziomie 81%.
Czytaj też: Szczepionka od AstraZeneca chroni przed szczepem z RPA, choć skuteczność nie powala
Czytaj też: WHO zaniepokojona. Chodzi o skuteczność szczepionek na koronawirusa
Czytaj też: Izraelski lek na COVID-19 daje efekty w ciągu zaledwie 5 dni
Kluczowe w działaniu szczepionek jest również zapobieganie rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Badacze obliczyli, że ogólna skuteczność w chronieniu przed objawowymi infekcjami wyniosła 67%. Kiedy jednak skupili się na asymptomatycznych zakażeniach, współczynnik ten wyniósł 50%. Nie wiadomo jednak, w jakim stopniu bezobjawowi nosiciele mogą napędzać transmisję, dlatego trudno wyciągać na tej podstawie wnioski.