Reklama
aplikuj.pl

Pamiętacie tego RTSa? Alien Nations walczyło o uwagę z molochami

Alien Nations, Alien Nations 2

Kojarzycie serię gier strategicznych czasu rzeczywistego, której na rynku nie widzieliśmy już od dwóch dekad? Tym właśnie jest Alien Nations, mała produkcja, walcząca niegdyś z istnymi molochami RTS. 

Są w życiu takie momenty, że niespodziewanie albo przypominamy sobie o czymś z przeszłości, albo to coś samo rzuca nam się pod nogi, przywołując na myśl powiedzenie „kiedyś to było”. Tak właśnie miałem z tą niepozorną serią gier, o której kiedyś chciałem napisać, ale coś mi w tym przeszkodziło. Jednak wreszcie wróciłem do niej z czystego sentymentu, kiedy jej instalka żywcem przekopiowana z płyty przykuła moją uwagę podczas robienia porządku na dyskach. Mam nadzieję, że podobnie jak ja, przypomnicie sobie z uśmiechem te dawne czasy. 

Czytaj też: Recenzja It Takes Two. Kooperacyjne cudo dla dwojga

Alien Nations doczekało się dwóch części – „jedynki” z 1999 roku i przynajmniej moim zdaniem, bardziej popularnej na rynku „dwójki” z 2001 roku. Nad obiema częściami pracę prowadził producent Neo Software Produktions z Niemiec, a wydaniem zajął się JoWooD Productions, choć w Polsce o odpowiednie przygotowanie wersji pudełkowej nawet ze spolszczeniem(!) zadbał CD Projekt. Gra wpadała na nasze dyski głównie za sprawą płyt w sklepach i znając stare czasy, również z nieco mniej praworządnych źródeł. 

Alien Nations, czyli perełka z Niemiec

W erze obecnie nieco zapomnianych RTSów Alien Nations w latach 1999-2001 nie bez powodu nie zdobył aż tak wielkiej popularności. Wtedy bowiem na rynek wkraczały znacznie lepiej obecnie kojarzone tytuły pokroju Twierdzy, Starcrafta, (później również Warcrafta) czy przede wszystkim The Settlers, z której obie części sporo zapożyczały. Jednak na lokalnym rynku, czyli w Niemczech, produkcje cieszyły się ponoć ogromną popularnością, której cząstka zawitała też do Polski.

Dlaczego? No cóż, wyjaśnić to można na wiele sposobów, bo w tym przypadku Alien Nations spotkało to samo, co serię Gothic, choć w mniejszym stopniu i to nie tylko patrząc na to, że jesteśmy sąsiadami Niemiec. Popularności przysłużyło się przede wszystkim pełne spolszczenie, które przed dwoma dekadami było zbawienne dla Polaków, niemających powszechnie wiele wspólnego z językiem angielskim, czy niemieckim. Tak też w ręce zarówno starych, jak i młodych, wpadła ciekawa gierka, która nawet teraz zaskakuje kilkoma szczegółami.

Czytaj też: Wolicie czytać książki czy albumy? Swoje wrażenia oceniłem na przykładzie Lovecrafta

Niestety samo jej odpalenie na nowoczesnych sprzętach jest wyzwaniem, ale prawdziwy problem zaczyna się już podczas misji. Te mogą albo nagle zostać przerwane niespodziewanym błędem, albo nawet nie wczytać się, częstując nas starodawnym errorem już na ekranie ładowania. Nie bez powodu ostatnią przygodę z Alien Nations miałem na… podłodze z monitorem CRT i biurowym, starodawnym Dellem, którego odpaliłem z ciekawości po kilkunastu latach, a na którym jedyną zainstalowaną grą było właśnie Alien Nations 2. 

Niestety podczas tej przygody nie pomyślałem o zrobieniu zrzutów ekranu, dlatego w tym materiale zamieściłem tylko te, które udało mi się strzelić na głównym komputerze z Windowsem 10. Na nim oczywiście gra działa gorzej, niż na starociu, mając nawet problemy z kursorem, ale tam – przecież chodzi o wspomnienia!

Czym zaskakiwało Alien Nations?

Włączając drugą odsłonę, gracza wita jeden z przedstawicieli rasy Pimmonów w swoistym interaktywnym menu, którego próżno szukać nawet w obecnych tytułach. Dodatkowo produkcja wyróżnia się rozdzieleniem postaci na płcie, podział doby na cykle (dzień/noc) i dosyć realistyczny przyrost populacji, bo sprowadzający się po prostu do rozmnażania. 

Jak to na RTSa przystało, Alien Nations pozwalał nam prowadzić swoją rasę ku potędze, czego dokonywaliśmy tradycyjnie, bo dbając o surowce, rozwijając siedzibę i budując coraz to nowsze i bardziej zaawansowane budynki. Do zabawy mamy z kolei trzy pełnoprawne kampanie z myślą o rasie Amazonek, Pimmonów oraz Sajikisów, grę własną, a nawet tryb wieloosobowy po LANie. Nie liczcie jednak na duże różnice między rasami – te są głównie kosmetyczne, choć sam styl scenariuszy jasno wskazuje na charakter każdej z nich.

Pozornie tytuł nie sprawia wrażenia specjalnie zaawansowanego, a czegoś bardziej dla stawiających pierwsze kroki w gatunku strategii i muszę przyznać, że tak jest w rzeczywistości. Wprawdzie gra pozwala na zarządzanie zarówno w skali makro (wymuszając na nas dbanie o surowce, budynki, ludzi, badania, oddziały walczące), jak i mikro. Tutaj już w grę wchodzi szkolenie specjalistów, dbanie o nastroje w mieście, miejsca do życia, czy konkretne dobra. Zabawy i ogarniania jest więc niemało, ale w porównaniu do takiej Cywilizacji, poziom zaawansowania kuleje.

Nie ma tutaj nawet mowy o charakterze z Warcrafta, czy Starcrafta, bo w Alien Nations walka została potraktowana nieco po macoszemu, skupiając się bardziej na ekonomii. Dlatego najlepiej w tej produkcji sprawdza się zwycięstwo poprzez zjednoczenie, bo jeśli udowodnimy wrogim plemionom, że radzimy sobie świetnie, te zaczną się do nas przyłączać, aby ogrzać się w blasku naszej wspaniałości. Wszystko to z obecnie przestarzałym, ale i tak ciekawym interfejsem, który daje nam jasno znać, jak sobie radzimy i pozwala na przyspieszenie czasu dwu- i czterokrotnie. 

Alien Nations to tylko ciekawostka

Wprawdzie Alien Nations, to seria dwóch gier, ale ja sugeruję, żebyście sięgnęli po drugą odsłonę z 2001 roku, bo ta jest zwyczajnie lepsza i najpewniej to właśnie w tę niegdyś graliście. Zakładam bowiem, że to właśnie sentyment Was tutaj ściągnął. Trudno wprawdzie dorwać ten tytuł na aukcjach w formie fizycznej, ale cyfrowa dystrybucja rozwiązuje ten problem, jako że dostępna na GOGu pod nazwą The Nations Gold Edition w cenie zaledwie 19,99 zł.

Nie liczcie jednak, że grając w Alien Nations 2, będziecie bawić się tak dobrze, jak w nowoczesnych strategiach. Chociaż osobiście uznaje ten tytuł za coś, co przynajmniej warto znać, będąc fanem RTSów, to nie jest on specjalnie pociągający i interesujący na dłuższą metę, jak nowoczesne produkcje. Jest to więc jedynie ciekawostka, po którą warto sięgnąć tylko z sentymentu, bo na kolejną odsłonę albo remaster nie ma co liczyć.