Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych może już świętować istną rewolucję w swoim autonomicznym arsenale. Tak przynajmniej wynika z oficjalnego oświadczenia, jakie wygłosił zastępca szefa Biura Szefa Operacji Morskich, kiedy to w poniedziałek ogłosił wielki kamień milowy w zakresie wyposażenia Marynarki Wojennej USA.
Czytaj też: Pamiętacie zielonych żołnierzyków? Ci dostaną w pełni kobiecy pluton
Mowa dokładnie nie o stricte broni, a czymś, co tą broń ma zwalczać. Wszystko sprowadza się do systemu, w której główną rolę odgrywa autonomiczny okręt bezzałogowy, skanując morską, lub oceaniczną toń w poszukiwaniu obiektów podobnych do min morskich. Jeśli już je odnajdzie, ich oceną zajmie się ludzki operator, który może wysłać do działania oddzielny „statek”, zajmujący się już neutralizowaniem pól minowych.
Oczywiście takie podejście do ciągle stosowanych min morskich ma przewagę na wielu frontach. Wprowadzenie tego systemu na masową skalę nie tylko skraca czas przeszukiwania obszarów, ale też porzuca wymóg narażenia wyszkolonych nurków na potencjalną śmierć. Rzecz jasna dopiero te systemy czekają testy w praktyce, ale jeśli te wykażą ich ogromną skuteczność i opłacalność, to w przyszłości Marynarka Wojenna USA może postarać się nawet o specjalny oddział operatorów, którzy będą nadzorować całe floty tych autonomicznych okrętów, aby zapewnić możliwie najwyższe bezpieczeństwo.
Po tej stricte technologicznej stronie mowa o bezzałogowym okręcie Common Unmanned Surface Vehicle od firmy Textron. Ten wykorzystuje system sonaru AQS-20 firmy Raytheon do wykrywania min. Po tym, jak jego operator zatwierdzi zagrożenie, do akcji rusza Barracuda Expendable Mine Neutralizer w celu samodzielnego zneutralizowania min np. przez ich umyślną detonację.
Czytaj też: Pentagon zrezygnował z rozwoju broni wiązkowej
Źródło: Defensenews