Komisja śledcza oddelegowana przez Światową Organizację Zdrowia szykuje się do wizyty w Chinach. Jej celem ma być zbadanie pochodzenia wirusa SARS-CoV-2.
Władze Państwa Środka nie pozostają jednak bezczynne wobec tej sytuacji. Nie tylko skupiły się bowiem na zapobieżeniu kolejnym epidemiom, ale także po raz kolejny starają się odsunąć od siebie podejrzenia dot. tego, że to właśnie w Chinach doszło do pierwszych zakażeń koronawirusem.
Czytaj też: WHO chce zaszczepić co najmniej 70% populacji
Czytaj też: USA oskarżone o łamanie zasad rynkowych. Przez Chiny
Czytaj też: Chiny chcą kontrolować pogodę i właśnie poczyniły ku temu poważne kroki
Przedstawiciele chińskich władz oświadczyli, że śledczy prawdopodobnie nie będą mogli zbadać niektórych aspektów wybuchu epidemii. Sugeruje to, że Chińczycy chcą uniknąć nie tylko oskarżeń, ale również wykrycia potencjalnych dowodów na winę dot. „wypuszczenia” wirusa, który doprowadził do niemal 2 milionów zgonów na całym świecie.
Chiny są przekonane, że to nie tam doszło do pierwszego zachorowania na COVID-19
W zeszłym tygodniu badanie przeprowadzone przez chińskie CDC wykazało, że 4,43% próbek krwi pobranych od mieszkańców Wuhan zawierało przeciwciała na koronawirusa. Sugeruje to, że skala epidemii na terenie tego miasta była znacznie większa niż pierwotnie przypuszczano.
Czytaj też: Mutacja koronawirusa z RPA zwalczy szczepionkę? Naukowcy są zaniepokojeni
Czytaj też: 10-sekundowy test na koronawirusa. Poznaliśmy jego dokładność
Czytaj też: Jak przebiegały testy szczepionki na koronawirusa?
Z drugiej strony, Chiny starają się dostarczyć dowodów potwierdzających, że SARS-CoV-2 krążył w tym kraju kraju oraz zagranicą na długo przed jego oficjalną identyfikacją, do której doszło w grudniu 2019 roku. Chodzi m.in. o potencjalne zakażenia z Włoch, występujące na Półwyspie Apenińskim już we wrześniu i październiku 2019 roku.