Reklama
aplikuj.pl

Pożary w obrębie Czarnobyla stanowią zagrożenie. Co wiemy o Czerwonym Lesie?

26 kwietnia 1986 roku na zawsze zapisał się w historii w związku z awarią reaktora, do jakiej doszło na terenie czarnobylskiej elektrowni jądrowej.

Dla mieszkańców naszego kraju, ze względu na sąsiedztwo terenów ówczesnego ZSRR, było to szczególnie niebezpieczne wydarzenie. Do atmosfery trafiły ogromne ilości promieniotwórczych substancji, a radioaktywny opad objął swoim zasięgiem całą Europę. Katastrofa jest uznawana za największą w historii energetyki jądrowej i do dziś jest przywoływana jako jeden z argumentów stosowanych przez przeciwników atomu. I choć środowisko naturalne wokół elektrowni wydaje się powracać do życia, to poziomy promieniowania, jakie mierzy się na tamtejszych terenach, nie pozwalają na ich oficjalne zasiedlenie przez ludzi. Jednym z najbardziej skażonych obszarów na świecie jest tzw. Czerwony Las.

Biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnich tygodniach na terenach wokół Prypeci szaleją pożary (a raczej szalały, bowiem obecnie tamtejsze służby zapewniają, iż sytuacja jest pod kontrolą) to nad Ukrainą roztacza się widmo poważnej katastrofy. Niewielka ilość opadów przekłada się na szybsze rozprzestrzenianie ognia, a jego rozniecanie było prawdopodobnie efektem celowych działań. Oczywiście wierzymy w skuteczność strażaków zza naszej wschodniej granicy, dlatego nie chcemy wzbudzać paniki. Skupmy się jednak na samym Czerwonym Lesie, ponieważ to naprawdę ciekawy obszar.

Czerwony Las znajduje się zaledwie 500 metrów od zniszczonego reaktora, tym samym miał on niemal bezpośredni kontakt z radioaktywnym wyciekiem. Komunikaty wydawane przez sowieckie władze sugerowały, jakoby drzewa zostały wycięte i pochowane wraz z innymi, napromieniowanymi obiektami pod warstwą zabezpieczającą. Niestety, Sowieci – jak to często bywało w ich przypadku – nie powiedzieli całej prawdy. Faktycznie, podjęto próby składowania drzew z Czerwonego Lasu, ale szybko ich zaniechano, gdy zmierzono ogromne ilości promieniotwórczych pierwiastków znajdujących się w rozkopanej glebie. Do dziś występują w niej spore zasoby radioaktywnych izotopów cezu i strontu, których tempo połowicznego rozpadu jest na tyle powolne, że związany z nimi problem nie zniknie jeszcze przez wiele lat.

Na terenie Czerwonego Lasu znajdują się przede wszystkim sosny, a jego liczący ok. 400 hektarów fragment, który znajdował się najbliżej reaktora nr 4 przyjął największe dawki promieniowania. Gwoli ścisłości, cały las ma powierzchnię wynoszącą ok. 1000 hektarów. Na skutek skażenia wiele drzew obumarło, przybierając czerwono-pomarańczową barwę. I to właśnie z nią, jak nietrudno się domyślić, wiąże się rzeczona nazwa. Z raportu opublikowanego w 1996 roku wynika, że do gleby, wody i atmosfery trafiło na skutek czarnobylskiej katastrofy ok. 400 razy więcej radioatkywnych materiałów aniżeli po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroshimę. Poziomy promieniowania można wyrazić za pomocą milisiwertów na godzinę. Oznacza to ilość promieniowania pochłanianą przez żywą tkankę podczas godzinnej ekspozycji na radioaktywne źródło. Obecnie mierzone poziomy są bardzo zróżnicowane, a na terenie Czerwonego Lasu wynoszą od 0.1 do nawet 10 mSv na godzinę. Dla porównania, w obrębie Prypeci – miasta znajdującego się ok. 4 kilometrów od elektrowni – poziomy te wynoszą od 0.0003 do 0.0009 mSv na godzinę.

W kwietniu 2019 roku w obrębie Czerwonego Lasu działali brytyjscy naukowcy. Oczywiście nie robili tego osobiście, lecz wykorzystali najnowsze zdobycze technologii – drony oraz LiDAR. W ten sposób autorzy badań byli w stanie przeskanować wybrane tereny, tworząc ich trójwymiarową mapę. Co ciekawe, sama Strefa Wykluczenia nie jest w całości niezdolna do zamieszkania. Najbardziej niekorzystne warunki panują, rzecz jasna, w pobliżu wygaszonych reaktorów, ale na terenach oddalonych o kilka-kilkanaście kilometrów, poziomy promieniowania są już znacznie niższe. Można by je porównać z tymi, które odnotowuje się w innych, powszechnie zamieszkiwanych miejscach na świecie.

Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News

W obrębie wspomnianej strefy mieszka obecnie ponad sto osób, które nazywa się samosiołami. To, że przetrwały one na tych terenach przez wiele lat (niektórzy powrócili w okolice Czarnobyla w 1987 roku) pokazuje, iż tamtejsze warunki nie muszą być tak groźne, jak mogłoby się wydawać. Oczywiście niechlubny wyjątek stanowi Czerwony Las. Tam, w przeciwieństwie do Prypeci bądź okolicznych wsi, trudno mówić o kwitnącym życiu. Bo sama Strefa Wykluczenia zdecydowanie nie świeci pustkami. Przyrodnicy mówią o dynamicznym rozwoju flory i fauny, wolnych od ludzkiej ingerencji. Jednocześnie doniesienia o nietypowych mutacjach zwierząt w obrębie Czarnobyla należy przyjmować z dystansem. Fakt, pojawiły się pewne zmiany w wyglądzie i zachowaniu miejscowej flory i fauny, lecz raczej nie spotkamy tam dwugłowych wilków ani gigantycznych nietoperzy.

Czy Czerwony Las stanowi zagrożenie? Jak najbardziej. Szczególnie, jeśli zostałby naruszony, np. poprzez rozprzestrzeniający się ogień. Obecnie trudno jednak mówić o większym niebezpieczeństwie. Pomimo faktu, że trwające pożary są największymi w tym regionie od momentu wybuchu reaktora, to nadal nie odnotowano stanowczych wzrostów promieniowania. Służby ratownicze prowadzą działania na masową skalę, a w ostatnich dniach pomocną dłoń podała natura – spadł bowiem długo oczekiwany deszcz. Dopóki ogień trzyma się z dala od samej elektrowni oraz Czerwonego Lasu, to zagrożenie będzie minimalne. Jeśli dojdzie w te obszary (a na to się nie zanosi) to wtedy mielibyśmy powody do paniki. Naruszenie napromieniowanej ściółki leśnej spowodowałoby wyrzucenie do atmosfery ogromnych ilości radioaktywnych izotopów. Te, jak wspominałem, mają czas połowicznego rozpadu wynoszący ok. 30 lat, przez co jeszcze przez długi okres będą stanowiły problem. Trzeba być jednak dobrej myśli i wierzyć, że nie czeka nas powtórka z 1986 roku.