Reklama
aplikuj.pl

Co wiemy o pandemii koronawirusa? Podsumowanie dotychczasowych informacji

Co wiemy o pandemii koronawirusa

Minął rok od wykrycia pierwszych przypadków zakażenia SARS-CoV-2 na terenie Chin. I choć władze Państwa Środka przez długi czas ukrywały informacje na ten temat, to należy uczciwie przyznać, że i reszta świata się nie popisała.

Kiedy Chińczycy zamykali miasta, spawali drzwi i zalewali internet propagandowymi – z dzisiejszej perspektywy – filmami, nie wszyscy podchodzili do sprawy równie poważnie. Dondal Trump nazywał koronawirusa kłamstwem, Boris Johnson przyjął wierzył w taktykę nabywania odporności stadnej przez Brytyjczyków, a Jarosław Pinkas zachęcał do wkładania lodu w majtki. Z perspektywy czasu wiemy, iż koronawirus naprawdę istnieje, lód w majtkach w leczeniu COVID-19 nie pomoże, natomiast odporność stadna to zagmatwany temat. Na innych płaszczyznach nasza wiedza na temat SARS-CoV-2 również się wzbogaciła.

Śmiertelność koronawirusa – oficjalne dane i wyliczenia

W tym przypadku mamy gigantyczną wręcz rozbieżność pomiędzy statystykami opartymi na oficjalnych danych (CFR) oraz kalkulacjami związanymi z przypuszczalną, faktyczną liczbą zakażeń (IFR). Obecnie globalny indeks CFR wynosi ok. 3%, występują w nim jednak znaczące wahania pomiędzy różnymi krajami, wynikające m.in. z zakresu testowania. Tym sposobem lepiej odizolowane, masowo testujące kraje, takie jak Islandia, Tajwan bądź ZEA, mogą „pochwalić” się śmiertelnością rzędu 0,3-0,5%. Po drugiej stronie barykady znajduje się Meksyk, gdzie testów robi się kilkukrotnie mniej niż w Polsce. Tam wskaźnik CFR wynosi ok. 10%. Oznaczałoby to, że co dziesiąta osoba zakażona SARS-CoV-2 umrze. Gdyby faktycznie tak było w Polsce mielibyśmy już 100 tysięcy zmarłych na COVID-19 (i to tylko względem wykrytych zakażeń).

Jak ma się to do wyliczeń WHO? Przed kilkoma tygodniami głośnym echem odbiła się informacja potwierdzona przez przedstawicieli Organizacji: zakażeń koronawirusem jest na całym świecie ok. 10-kronie więcej niż udaje się wykryć. Była to niewątpliwie optymistyczna wiadomość, potwierdzająca niższą od wykazywanej śmiertelność COVID-19. Niestety, efekt był taki, że za interpretację danych zabrał się nie kto inny jak słynni FOLIARZE. Ich przekaz był prosty: śmiertelność związana z SARS-CoV-2 wynosi 0,14%, czyli znajduje się na granicy błędu statystycznego względem grypy. Kurtyna.

Ukryte ofiary pandemii, czyli dlaczego koronawirus wykańcza społeczeństwo

O tzw. ukrytych ofiarach pandemii mówiło się już wiosną, kiedy analitycy przewidywali problemy z przeciążeniem placówek szpitalnych. O ile w czasie pierwszej fali udało nam się uniknąć takich komplikacji (przed czym nie uchroniły się m.in. Włochy i Hiszpania) tak jesienią sytuacja znacznie się skomplikowała. Najbardziej efektywnym wskaźnikiem w tej materii są tzw. excess deaths, co można przetłumaczyć jako zgony w danym okresie, które są nadmiarowe względem średniej z lat poprzednich. Jeśli chodzi o Stary Kontynent, to wiosną najwyższy wskaźnik excess deaths wystąpił w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Belgii i Francji. W przypadku krajów Europ środkowej oraz wschodniej skala problemu była mniejsza, co miało być pokłosiem tzw. odporności krzyżowej i szczepień BCG.

Czytaj też: Odporność na koronawirusa prawdopodobnie dłuższa niż sądzono
Czytaj też: Dlaczego koronawirus jest szczególnie groźny przy cukrzycy i chorobach serca?
Czytaj też: Najpowszechniejsza mutacja koronawirusa pochodzi z Chin. Oto dowody

Obecnie obie hipotezy wydają się mniej prawdopodobne… za sprawą Polski. Niestety, na przestrzeni ostatnich tygodni to właśnie nasz kraj, u boku m.in. Bułgarii oraz Bośni i Hercegowiny, bije niechlubne rekordy. Szczególnie alarmujące są statystyki dot. seniorów. W grupie wiekowej 70+ zmarło w październiku tego roku niemal 14 tysięcy osób więcej niż w analogicznym okresie 2019. Czy są to ofiary koronawirusa? Pośrednio, tak. Wśród zmarłych znalazły się bowiem osoby, które można było uratować, gdyby tylko miały one dostęp do usług medycznych. W tym gronie znalazły się np. ofiary wypadków samochodowych, dla których zabrakło karetek lub chorujący na raka zmuszeni do przesunięcia swojej terapii. Z drugiej strony, podobnej zależności nie odnotowano w Czechach czy na Węgrzech, gdzie również doszło do przeciążenia służby zdrowia. Mimo to, liczba zgonów odnotowana za naszą południową granicą niespecjalnie wyróżnia się względem wcześniejszych lat.

Faktyczna liczba zakażeń koronawirusem w Polsce jest znacznie wyższa od udokumentowanej

Nie podlega to dyskusji, choć kwestią sporną jest to, jakiego mnożnika powinniśmy użyć do uzyskania realnej skali pandemii. Analitycy z Uniwersytetu Warszawskiego proponowali mnożenie x6, choć pojawiły się nawet propozycje rzędu x9. Oznaczałoby to, że od 6 do 9 mln Polaków przeszło, bądź właśnie przechodzi, zakażenie koronawirusem. Pokrywałoby się to z dowodami anegdotycznymi (przypadki celowego unikania testów i kwarantanny) oraz obliczeniami wstecznej liczby zakażeń (względem excess deaths). Zaryzykuję stwierdzenie, iż w Polsce przeciwciała chroniące przed ciężkim przebiegiem COVID-19  ok. 20% mieszkańców.

Taka wartość nie oznacza jeszcze odporności stadnej, lecz stanowi zdecydowany krok w jej kierunku. Tym bardziej, że kolejne badania dostarczają coraz bardziej optymistycznych wiadomości na ten temat. Najnowsze analizuje sugerują, jakoby przechorowanie COVID-19 chroniło większość ozdrowieńców przez co najmniej 6 do 8 kolejnych miesięcy. Co więcej, kluczowa może być rola limfocytów B i T, które utrzymują się jeszcze dłużej – być może przez całe lata.

Szczepionki na koronawirusa

Już na początku listopada pojawiły się przełomowe rezultaty badań klinicznych trzeciej fazy. Obecnie za najbardziej obiecujące możemy uznać środki opracowane przez firmy Moderna, AstraZeneca, Pfizer oraz rosyjską szczepionkę zwaną Sputnik V. Czwórkę wymienionych kandydatów można podzielić na dwie grupy: szczepionki mRNA i oparte na osłabionym adenowirusie.

Poza tym, różnią się one od siebie ceną i warunkami, w jakich muszą być przechowywane. Środek od AstraZeneca ma być sprzedawany w zasadzie po kosztach produkcji, dlatego jego cena ma wynosić poniżej czterech dolarów za dawkę. Co więcej, może być przechowywana w temperaturze z zakres od 2 do 8 stopni Celsjusza, co czyni ją atrakcyjnym kąskiem na tle konkurencji. Niestety, wypada blado pod względem skuteczności. Ta waha się bowiem od 60% do 90% i budzi wiele wątpliwości, ponieważ jest zależna od podanej dawki.

koronawirus pandemia

Na adenowirusie oparto również Sputnik V, czyli efekt wysiłków rosyjskich badaczy. W tym przypadku mówi się o temperaturze przechowywania rzędu minus 20 stopni Celsjusza. Takie wieści, w połączeniu z informacjami o 92-procentowej skuteczności oraz relatywnie niskiej cenie, wynoszącej niecałe 10 dolarów za dawkę, czynią Sputnik V intrygującą opcją. Zamówienie na ten środek złożyły już m.in. Węgry, a Komisja Europejska autoryzowała ich wniosek. Wątpliwości może oczywiście budzić rosyjskie pochodzenie szczepionki, ale to już przede wszystkim kwestia indywidualnych uprzedzeń.

Czas opracowania szczepionek był krótszy niż zazwyczaj z powodu kilku czynników

Pierwsza na świecie szczepionka, która ma wejść do powszechnego użytku, jest produkowana przez firmy Pfizer/BioNTech. Władze Wielkiej Brytanii podpisały w tym tygodniu dokumenty umożliwiające szczepienia, które najpierw obejmą pracowników służby zdrowia oraz osoby szczególnie narażone na ciężki przebieg COVID-19. Szczepienia, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zostaną rozpoczęte w przyszłym tygodniu. Cena środka ma wynosić 20 dolarów za dawkę, natomiast jego skuteczność – 95%.

Tuż za Pfizerem w tym wirtualnym wyścigu znajduje się Moderna i jej szczepionka mRNA. Niedawno informowaliśmy, że w stu procentach chroni ona przed ciężkim przebiegiem zakażenia SARS-CoV-2, podczas gdy ogólna skuteczność wynosi 94%. Wygląda na to, że kraje Unii Europejskiej najpierw skorzystają ze szczepionki od Pfizera, by potem wdrożyć środek od Moderny. W naszym przypadku jego koszt ma wynosić poniżej 25 dolarów za dawkę. Wszystkie cztery wymienione szczepionki wymagają dwóch „podejść”, ale odstęp między nimi jest różny.

Czytaj też: Moderna chce rozpocząć testy szczepionki na koronawirusa na dzieciach
Czytaj też: Koronawirus w siłowni. Ekspert krytykuje ich zamknięcie
Czytaj też: Dziecko urodziło się z odpornością na koronawirusa. Jak to możliwe?

Jak nietrudno się domyślić, temat szczepień budzi spore kontrowersje. Wodę na młyn stanowi fakt, że szczepionki powstały niezwykle szybko i mamy do czynienia z prawdziwym rekordem w kwestii dopuszczenia ich do powszechnego użycia. Zazwyczaj bowiem okres pomiędzy rozpoczęciem prac a autoryzacją takich środków wynosił ok. 10 lat. W tym przypadku za wytłumaczenie można przyjąć zmasowane wysiłki i ogromne nakłady finansowe przeznaczone na rzecz badań. Wzięły w nich udział zespoły badawcze z całego świata, a organy kontrolne nie utrudniały im działań swoją „papierologią”. Co więcej, naukowcy mieli już pewne podstawy do działań, związane z badaniami nad innymi koronawirusami, MERS-CoV oraz SARS-CoV, które odkryto już lata temu. Ale czy to wystarczy do przekonania sceptyków?