Ten tydzień nawet się nie zakończył, a już jest dobry – najpierw McLaren Elva, potem Owl od Aspark, a teraz debiut Ferrari Roma. Czy możne być lepiej?
Ferrari Roma ukazuje się nam w formie dwumiejscowego samochodu z nadwoziem w stylu coupe, zyskując godną nazwę stolicy państwa samej firmy. Nic dziwnego, Ferrari twierdzi, że jego minimalistyczna stylistyka pojazdu stanowi istny hołd dla tego tętniącego życiem miasta w latach 50. i 60. XX wieku. Co tu dużo mówić – pod kątem wyglądu Roma może naprawdę się podobać.
A co z tym, co najważniejsze, czyli serduszkiem? Ferrari wyposażyło model Roma w 3,9-litrowy silnik V8 z podwójnym turbodoładowaniem, dzięki czemu samochód może pochwalić się mocą 612 koni mechanicznych i 760 Nm momentu obrotowego. Maksymalna moc osiągana jest przy 7500 obr/min, a silnik został zaprzężony z ośmiobiegową dwusprzęgłową skrzynią biegów. Pod kątem wydajności mowa o sprincie do setki w 3,4 sekundy i dobiciu do 200 km/h w 9,3 sekundy. Prędkość maksymalna sięga z kolei 320 km/h.
Chociaż styl retro rzuca nam się w oczy, to w Roma nie zabrakło żadnych nowoczesnych sznytów – czy to w postaci adaptacyjnych świateł LED, czy zaślepionych klamek. Dobre, nowe czasy widać też wewnątrz, gdzie nie zabrakło cyfrowego zestawu wskaźników, czy ekranu informacyjno-rozrywkowego w układzie pionowym – oddzielny dla kierowcy oraz pasażera.