Disney dość późno obudził się ze swoją platformą. Dodatkowo wprowadza ją stopniowo, co bardzo denerwuje fanów, zwłaszcza, że już niedługo pojawią się na Disney + produkcje, które trzeba znać by nadal ogarniać Kinowe Uniwersum Marvela. Okazuje się jednak, że klienci spoza USA są mniej ważni, dlatego mogą pojawić się opóźnienia w premierach, a nawet braki w ofercie.
Strategia Disneya co do ich platformy dziwi wielu. Najpierw Disney+ wystartowało w USA i Holandii od razu oferując swoim abonentom serial The Mandalorian, produkcję na którą czekali fani Gwiezdnych Wojen. Bardzo chwalona produkcja, która była jednak dostępna tylko dla nielicznych. W ruch poszły torrenty, VPN-y i wszelkiego rodzaju kombinowanie, by tylko móc serial obejrzeć. Nie pochwalam, ale rozumiem. Gwiezdne Wojny to tak potężna marka, że ciężko w dobie Internetu utrzymać ludzi z dala od niej. Zwłaszcza, gdy jedni mogą, a inni nie. Przyczyniły się do tego liczne amerykańskie recenzje, spoilery i memy, no i Baby Yoda, który podbił serca wszystkich. Oczywiście są także osoby, które cierpliwie czekają, aż Disney + pojawi się w ich kraju, by móc legalnie wykupić dostęp.
24 marca Disney + zadebiutuje w Europie Zachodniej w tym w Wielkiej Brytanii. Niestety wczoraj Disney postanowił ostudzić ekscytację fanów, którzy liczyli, że od razu usiądą i pochłoną cały sezon The Mandalorian. W dniu debiutu platformy będzie można zobaczyć tylko jeden odcinek. Kolejne będą pojawiały się co tydzień. Brzmi jak żart, prawda? Cóż, Disney jest poważny, a przynajmniej tak mu się wydaje.
W jakiś tam sposób można to jeszcze zrozumieć. Obecnie asortyment, jaki Disney + oferuje jest bardzo ubogi. A może inaczej, jest ubogi w nowe, oryginalne treści. Bo nie brakuje na platformie filmów czy produkcji, które mogliśmy zobaczyć w kinie lub w telewizji. Emitowanie The Mandalorian odcinek po odcinku ma zapewne na dłużej zatrzymać ludzi, którzy w innym wypadku obejrzeliby serial podczas 7-dniowego darmowego okresu. Ale halo, tak się nie robi. Ludzie dostają coś z opóźnieniem, a jeszcze muszą czekać na każdy odcinek z osobna. A spoilerów w sieci jest tak dużo, że oczekiwanie będzie tylko irytujące, a nie ekscytujące.
Drugą kwestią są zapowiedziane opóźnienia lub braki w asortymencie platformy. Braki niektórych tytułów w poszczególnych krajach jestem w stanie zrozumieć. Wiele produkcji, które należą do Disneya znajduje się obecnie na różnych platformach i trzeba czasu, by umowy wygasły. Jednak na Twitterze, na oficjalnym koncie Disney+ UK, pojawiła się też informacja, że „będą starli się wprowadzać wiele treści w tym samym czasie co w USA”. Chyba więc powinniśmy nastawić się na to, że daną produkcję niekoniecznie zobaczymy w tym samym czasie co abonenci ze Stanów Zjednoczonych. To kiepska wiadomość, zwłaszcza, że zbliżają się seriale Marvela, na które czekamy z niecierpliwością. Jeśli faktycznie będą opóźnienia, to, podobnie jak w przypadku The Mandalorian, najpierw zaleją nas spoilery, a dobrze wiemy, że nie wszystkiego jesteśmy w stanie uniknąć. Szkoda, że Netflix potrafi wrzucać swoje treści wszystkim w tym samym czasie… Ale cóż, powinniśmy zacząć się przyzwyczajać do faktu, że dla Disneya wszystko, co jest poza USA ma o wiele mniejsze znaczenie.
Nadal nie wiadomo, kiedy Disney + pojawi się w Polsce i możemy tylko mieć nadzieję, że wydarzy się to jeszcze w tym roku. Pewnie i w naszym kraju The Mandalorian będziemy oglądać odcinek po odcinku i to z rocznym opóźnieniem. A potem słyszymy, że uciekanie się do piractwa w dobie wszechobecnych platform jest skandaliczne. Jest nieetyczne i nielegalne, owszem, ale skandaliczne jest podejście Disneya, który jawnie pokazuje, że już zdążył podzielić potencjalnych abonentów na lepszych i gorszych.