Detektory promieniowania w całej północnej Europie wykryły krótkotrwałe, nieszkodliwe uwolnienie radioaktywności, które – według ekspertów – pochodzi z Rosji. Co było powodem tej nieprawidłowości?
Władze uważają, że niespodziewany i nietypowy wyciek, który został po raz pierwszy wykryty na początku czerwca pochodzi z zachodniej Rosji, czyli Obwodu Kaliningradzkiego. Jedna z hipotez wspomina o teście związanym z nowym pociskiem wycieczkowym z napędem jądrowym.
Associated Press donosi, że urzędnicy w Finlandii, Norwegii i Szwecji wykryli wytworzone przez człowieka radionuklidy, czyli takie które naturalnie nie występują w naturze. Cząsteczki jodu 131 zostały wykryte przez stacje monitorowania powietrza w Svanhovd i Viksjøfjell w Norwegii, a także obiekt do monitorowania broni jądrowej w Svalbard. Analiza holenderskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego wskazała, że źródłem promieniowania jest zachodnia Rosja.
Jod 131 jest radioizotopem powstałym w wyniku rozszczepienia jądra atomowego, dlatego naukowcy uważają, że uwolnienie promieniowania jest wynikiem wypadku w obiekcie jądrowym. Te radioizotop szkodzi w dużym stężeniu oczom i skóry (powodując oparzenia) i gromadzi się w tarczycy. Na szczęście jod w środowisku wytrzymuje tylko do ośmiu dni (via Popular Mechanics).
Czytaj też: Naukowcy z Cambridge wiedzą, jakie środki należy podjąć, aby zwalczyć pandemię
Rosja zaprzeczyła, że to jej działania są źródłem promieniowania, stwierdzając, że dwie najbliższe elektrownie jądrowe działają normalnie. To państwo ma już jednak za sobą wypadki tego typu wycieków i ich ukrywania. Jeśli nawet rosyjskie elektrownie jądrowe działały prawidłowo, promieniowanie skądś musiało się wziąć, a testy broni wydają się najlepszym strzałem.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News