Reklama
aplikuj.pl

W kwarantannie oddajcie się lekturze! Oto książki warte przeczytania

kwarantanna, książki, lektura, polecane książki, koronawirus,

W związku z panującą pandemią narodziło się wiele ruchów na świecie, wśród których nie mogło zabraknąć materiałów na temat tego, co możecie zrobić z dodatkowym wolnym czasem w czasie kwarantanny. Więc i ja dorzucę od siebie co nieco – zapraszam na małe zestawienie książek, które warto przeczytać.

Chociaż nie zalecam wybierania się w zastałych czasach do księgarni, zachęcam sięgnięcie po zakupy on-line, czy e-booki, które za darmo możecie zgarnąć w promocyjnej ofercie Empika Premium. Nie przedłużając, zaczynamy polecajkę lektur, w której każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

Coś dla umysłu

Chociaż nie powinienem tego robić, to kiedy wpadłem tylko na pomysł tego zestawienia książek, nieustannie mam z tyłu głowy dwie pozycje, z którymi jeszcze nie zaznajomiłem się dokładnie. Mowa o Homo deus. Krótka historia jutra oraz 21 lekcji na XXI wiek autorstwa Yuvala Noaha Harariego.

Chociaż znaczna część tych książek i zawartych w niej mądrości jest jeszcze przede mną, to już po kilkudziesięciu pierwszych stronach razem z moją drugą połówką wręcz nie możemy doczekać się kolejnych sesji wspólnego czytania. Są to pozycje, które z łatwością można określić mianem „tych mądrych” i skłaniających do myślenia.

Powiew grozy, czyli twórczość Lovecrafta

Szczerze? Zakochałem się w opowiadaniach Howarda Phillipsa Lovecrafta, choć z czasem ta relacja zaczęła nabierać burzliwego charakteru, kiedy z poznawaniem coraz to kolejnych kawałków jego dzieł, zacząłem denerwować się na okropne wręcz zakończenia przedstawionych tam historii.

Uważam jednak, że to po prostu kawał świetnej lektury na wyciągnięcie ręki. Osobiście polecam dwa zbiory opowiadań – Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści, Przyszła Zagłada na Sarnath i coś dla świrów, czyli zbiorek wierszy Nemezis i inne utwory poetyckie wydawnictwa Vesper.

Gałęziste Artura Urbanowicza

Idąc dalej w stronę powieści grozy, nie mógłbym nie wspomnieć o pozycji Gałęziste polskiego autora. Fenomenalna okładka kupiła mnie z miejsca i choć do rozpoczęcia tej literackiej podróży podchodziłem, jak pies do jeża, to gdy już po nią sięgnąłem, dałem się wciągnąć w przyjemną, swojską wręcz historie na terenach Suwalszczyzny.

Coś, bo to ma to coś

Dobra! Ostatnia pozycja z dreszczykiem emocji, ale też dawką informacji na temat powieści grozy i fantastyki popularnonaukowej. Coś Johna W. Campbela jest po prostu czymś, z czym każdy fan tego gatunku powinien się zaznajomić. Na ten temat poczyniłem już odrębną recenzję, którą mogę się pochwalić, więc to robię z nadzieją, że tak krótki wstęp Was zaciekawił:

Przyszłość, jakiej nie chcemy nawet po Roku 1984

Ta pozycja również nie mogła się tutaj nie znaleźć, choć jej recenzję napisałem już dla Was w ramach serii Sensbook. Co tutaj dużo mówić, uciśnieni obywatele, nieustanna kontrola i pranie ludziom mózgów w myśl chorej ideologii będzie tym, co w te ciężkie i zapewne długie też dni, powinno Wam zapewnić rozrywkę… a może nawet i pretekst do rozmyślań.

Jak pisać? Czyli Remigiusz Mróz o kuluarach swojej pracy

Nie pytajcie mnie nawet, co posunęło mnie do sięgnięcia do poradnika dla niedoświadczonych pisarzy, ale najwidoczniej w całym tym uwielbieniu książek postanowiłem rzucić na nie okiem z zupełnie innej perspektywy. Jako że Poradnik Rzemieślnika Stephena Kinga (swoją drogą, też polecam) miałem już za sobą, to wiedziałem, czego oczekiwać po polskim autorze – Remigiuszu Mrozie.

Wiedziałem, ale jednak i tak dałem się zaskoczyć, choć obaj panowie mają podobne podejście do pisania książek. W pierwszej części O pisaniu na chłodno (winszuję doboru tytułu, bo wiecie – Mróz i chłód nie są tutaj przypadkiem) poznajemy historię życia pana Remigiusza, a w drugiej zagłębiamy się w szczegóły tego, jak powinno się pisać… dobrze.

Podbój Marsa!

Książka, która nie mogła znaleźć wydawcy, a która okazała się przekutym w przyszłości na film bestsellerem. To w skrócie Marsjanin, czyli pozycja, z którą aż szkoda się nie zaznajomić. Poznajemy w niej bowiem historię walki o życie pewnego astronauty, który poruszył z czasem cały świat do działania.

Akcja odbywa się oczywiście na Marsie i jak możecie się spodziewać, przeżycie tam nie jest łatwe. Nawet z najnowszymi zdobyczami technologicznymi.

Autor, niejaki Andy Weir okraszył tę historię czymś, co wręcz zacząłem uwielbiać. Mowa o prostocie narracji z gęstym podzieleniem całości na rozdziały (wpisy w dzienniku) w połączeniu z naukowymi określeniami i stojącymi za tym wszystkim faktami. Po prostu majstersztyk.

Serie fantasy – będzie tego sporo

Archiwum Burzowego Światła – Brandon Sanderson

Zaskoczeni? Wyjadacze książek fantasy z pewnością nie, bo kunszt amerykańskiego pisarza w przypadku tej serii jest godny podziwu. W Archiwach Burzowego Światła każdy znajdzie coś dla siebie, bo książki przedstawiają historię kilku postaci prezentujących sobą coś całkowicie innego.

Sposób opowiadania fabuły jest wręcz idealny i nieustannie utrzymuje uwagę oraz ciekawość czytelnika. Kreacja świata, panującej na nim sytuacji i stworzenie niespotykana wręcz spójności sprawia, że podczas czytania nie zauważamy, kiedy przechodzimy na kolejne strony.

Tych jest jednak sporo, bo pierwsze dwie części (Droga Królów oraz Słowa Światłości) serwują grubo ponad 450 kartek pisanych prozą. Niestety najnowsza odsłona pod tytułem Dawca Przysięgi została podzielona na dwie części (na razie zadebiutowała jedna z nich) i oferuje nieco ponad 700 stron. Autor ma jednak plany na wydanie aż 10 ksiąg z tego uniwersum i powoli zaczynam się martwić, że zwyczajnie zabraknie mu czasu.

Jak pewnie zauważyliście, nie poruszyłem kwestii fabuły, ale stoi za tym pewien powód. Tą najlepiej jest poznawać wraz z rozwojem akcji i mogę Was zapewnić, że jeśli przebrnięcie przez pierwsze strony, to wsiąknięcie w tę lekturę na dobre.

Moim zdaniem seria Archiwum Burzowego Światła jest obowiązkową pozycją dla każdego fana fantasy, dlatego w moim rankingu zajmuje topowe miejsce. Teraz jednak przejdę do równie znamienitych, ale pozbawionych „tego czegoś” książek.

Pan Lodowego Ogrodu – Jarosław Grzędowicz

Listę wartych Waszej uwagi (ale nie obowiązkowych) serii fantasy rozpoczynamy od polskiego akcentu. Pan Lodowego Ogrodu autorstwa Jarosława Grzędowicza zachwycił mnie samą narracją i pomysłem na opowieść, w której to śledzimy losy specjalnie wyszkolonego agenta.

Ten ruszył na inną planetę z misją odnalezienia załogi zaginionego ośrodku badawczego, w czym pomagają mu najnowsze zdobycze technologiczne. Początkowo całość zalatuje science-fiction, ale zaraz po lądowaniu na

Midgaardzie klimat fantasy w postaci magii oraz zacofanej cywilizacji wypiera wizję nowoczesnej przyszłości. Cała seria posiada cztery tomy o sensownej długości, a pomysł na przedstawienie zawiłej w swojej prostocie fabuły jest naprawdę zachwycający. Zakończenie tak epickiej powieści nieco kuleje, ale i tak przebrnięcie do niego jest warte swojej ceny.

Mroczna Wieża – Stephen King

W przypadku tego dzieła mam mieszane uczucia, ale kilka miesięcy przygody u boku ostatniego z rodu Rewolwerowców mogę określić jako pozytywne. Historia miażdży, a pomysł na dodanie aspektu podróży między wymiarami zasługuje na wyróżnienie.

Powieść składa się z 8 książek, które łączą w sobie kilka gatunków – czy to fantasy, science-fiction, czy literatury grozy. Nawiązuje również do świata rzeczywistego, ale może wydać się zbyt oporna dla niedzielnego czytelnika. Stephen King zbyt szybko zmieniał wątki i sam przebieg fabuły, co wybija nas poniekąd z rytmu w czasie czytania, ale pozwala na poznanie całej fabuły do cna.

A samo zakończenie przygody… no cóż, zaskakuje w takim stopniu, że przez następne dni albo będziecie się zachwycać kunsztem pisarza, albo znienawidzicie go na zawsze. Innymi słowy, polecam, ale ostrzegam, że w czasie czytania momentu zwątpienia co do jakości dzieła występują zanadto często.

Ostatnie Imperium – Brandon Sanderson

Ta seria jest z kolei propozycją na długie jesienne i zimowe wieczory. Czyta się ją zadziwiająco szybko i przyjemnie, a historia oparta na grupie buntowników walczących z wszechpotężnym tyranem wciąga okropnie mocno.

Zadziwiająco często występujące twisty fabularne w połączeniu z ciekawym podejściem do nadludzkich umiejętności opartych na metalach oraz dobrze zarysowana rola współpracy pomiędzy przyjaciółmi stawia Ostatnie Imperium w ścisłej czołówce stosunkowo nowoczesnej literatury fantasy.

Główny wątek serii kończy się już po 3 książkach, ale następne (począwszy od Stopu Prawa) opowiadają oddzielną historię dwóch przyjaciół – Waxa i Wayna. Te są napisane równie dobrze, ale brakuje im niestety pewnej dozy epickości i charakteru.

Koniasz i Bakly – Miroslav Žamboch

Fani tego czeskiego pisarza będą z pewnością oburzeni, ale po prostu nie mogłem nie wrzucić obu tych serii do jednego worka. Obie bowiem zostały osadzone w tym samym świecie, przez co występujące w niektórych momentach nawiązania są wręcz idealnym pomostem łączącym obie te pozycje.

Zarówno opowieść o Koniaszu, jak i Baklym jest napisana w podobnym, brutalnym stylu, w którego to ramach jesteśmy zapoznawani z historią dwóch całkowicie odmiennych bohaterów – z pozoru bezmyślnego mięśniaka oraz błyskotliwego i sprytnego szermierza. Te pozycje w idealnym stylu ukazują niezbyt szlachetnych bohaterów, sceny walki oraz rozterki, z którymi mierzą się istne maszyny do zabijania. 

Przez wielu są one często porównywane do sagi Wiedźmin autorstwa (z pewnością Wam znanego) Andrzeja Sapkowskiego… i szczerze mówiąc, ja również zaryzykowałbym to stwierdzenie. Zwłaszcza w przypadku serii o Koniaszu.

Kroniki Królobójcy – Patrick Rothfuss

Ta seria jest z kolei dosyć niestandardową pozycją. Coś złego dzieje się ze światem, a w jednej z karczm kronikarz namawia jej legendarnego właściciela – Kvothe’a – do opowiedzenia swojej historii. Ta jest skupiona na katorżniczej wręcz podróży uzdolnionego w wielu dziedzinach dziecka przez życie. Mowa o walce o przetrwanie, akademickich przygodach i trudnościach, z jakimi musi się zmierzyć.

Niestety autor nie postarał się jeszcze o zakończenie (a nawet odpowiednie rozwinięcie!) historii… i nie zapowiada się, że to ujrzy światło dzienne w najbliższym czasie. Właśnie przez to nie dowiadujemy się, dlaczego główny bohater jest dla tamtejszego uniwersum wybawieniem i jakie dokładnie przygody przeżył po ukończeniu swojej edukacyjnej przygody. Szkoda, bo już od pierwszych stron powieści przedstawiona historia zapowiada się dziełem na miarę Władcy Pierścieni. Zdecydowanie polecam, ale tylko wtedy, kiedy jesteście w stanie zdzierżyć brak sensownego uwieńczenia przygody.

Opowieści z meekhańskiego pogranicza – Robert M. Wegner

Rozpoczęliśmy polskim akcentem, a więc zakończmy w podobnym stylu. Wstyd się przyznać, ale ta seria wpadła mi w oko ze względu na sam tytuł, którego część mylnie zinterpretowałem. Ehh… pomylić meekhańskie pogranicze z mahakamskim prosto z wiedźmińskiego uniwersum.

Mam jednak nadzieję, że takie pomyłki będą zdarzać mi się częściej, bo już po kilku minutach lektury zachwyciłem się pomysłem na fabułę, prowadzeniem historii oraz dobrze zarysowanymi bohaterami. Opowieści z meekhańskiego pogranicza posiadają również to, czego zabrakło w kultowej sadze Wiedźmin, czyli rozbudowanej kreacji świata, któremu poświęca się naprawdę sporo czasu, bo stanowi jeden z głównych filarów serii.

Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News