USA zdecydowanie celuje w to, żeby mieć wszystko „naj” i to udaje mu się naprawdę często, choć miano kraju z najczęściej występowanymi strzelaninami w szkołach, to samo wojsko jest tutaj idealnym wręcz przykładem. Najbardziej zaawansowane bombowce? Są. Najbardziej rozwinięta broń laserowa? A jakże. Czas więc na największy okręt bez załogi o nazwie LUSV.
Czytaj też: Marynarka wojenna USA woli modernizować, niż konstruować nowe okręty
Marynarka USA wyszła więc „do ludu”, a dokładniej do firm przemysłowych z ofertą na Duży Statek Bezzałogowy pod skrótem LUSV w nakładzie aż 10 egzemplarzy do pięciu lat. Te okręty działałyby tradycyjnie, jak to na bezzałogowe okręty przystało, a więc pełniłyby funkcję zwiadowców, które są zazwyczaj narażone na największe bezpieczeństwo i zdecydowanie są wyposażone w możliwie najlepsze radary, czujniki i wszystko to, co umożliwia wykrywanie wrogów w terenie.
Według projektu LUSV ma być:
[…] wysoce wytrzymałym, rekonfigurowalnym statkiem zdolnym pomieścić różne ładunki w ramach bezzałogowych misji w celu zwiększenia siły załogowej Marynarki Wojennej. Dzięki dużej ładowności LUSV zostanie zaprojektowany do prowadzenia różnych operacji wojennych niezależnie lub w połączeniu z załogami walczących na powierzchni. LUSV będzie zdolny do półautonomicznej lub w pełni autonomicznej pracy, z operatorami w pętli (kontrolowanie zdalnie) lub w pętli (włączanie przez autonomię).
Po stronie specyfikacji wchodzi długość maksymalna na poziomie 92 metrów z wypornością 200 ton. LUSV będzie więc największym jak dotąd bezzałogowym statkiem, a w sumie może nawet aspirować o miano lekkiej fregaty i według informacji zostanie oparty na rozwiązaniach z obecnego bezzałogowego Sea Hunter.
Czytaj też: Trump skłamał o napędzanych jądrowo pociskach manewrujących USA
Źródło: Popular Mechanics