Reklama
aplikuj.pl

Patient Gamer – czyli dlaczego nie gram na premierę?

patient gamer, granie na premiere, slow gaming

Bo mnie nie stać na wszystko w co chcę zagrać. Ale są tez inne powody, dla których warto zaczekać na dany tytuł.

Zacznijmy może od podstaw. Wiedzieliście, że jeśli zagrywacie się w dane gry wideo „długo” po ich premierze to jesteście patient gamerami? Kim dokładnie jest taki gracz i kiedy można mówić, że gra jest już „stara”? Być może zaraz odkryjecie, że Wasze decyzje growe mają własne określenie!

A więc po kolei. „Cierpliwy gracz” to według definicji subreddita zrzeszającego taką społeczność osoba, która

…czeka przynajmniej sześć miesięcy po wydaniu gry, aby w nią zagrać. Czy to dlatego, że nie stać ją na dany tytuł w premierowej cenie; czeka na na naprawienie błędów; oczekuje na wydanie wszystkich dodatków; nie spełnia minimalnych wymagań sprzętowych; brakuje jej czasu do nadążania za wszystkimi tytułami.

Widzicie siebie w choć części tego opisu? W takim razie jest spora szansa na to, że należycie do powoli rodzącego się zjawiska, które ma swoje plusy, jak i minusy.

Należy jednak pamiętać, aby nie mylić pojęcia „Patient Gamer” ze „Slow Gaming”. Drugie zjawisko odnosi się do określania gier, które oferują dość powolną rozgrywkę. Nie mamy co w tego typu produkcjach liczyć na masę wybuchów i biegania po ścianach. Bardziej liczy się tutaj otaczający nas świat i fabuła. Przykłady? Mianem gier slow gamingowych na pewno możemy nazwać Death Stranding czy Red Dead Redemption 2. Jakieś strzelanie w tych produkcjach występuje, ale bardziej liczy się tutaj eksploracja. Pewnie dalej wiele osób się zastanawia, dlaczego to Red Dead Redemption 2 nie jest GTA na dzikim zachodzie…

Jakie są plusy i minusy bycia cierpliwym graczem? Patient gamer traci na pewno jedną rzecz – ekscytację związaną z ogrywania nowiutkiego tytułu, który właśnie sprawia, że media społecznościowe są zalewane zrzutami ekranu z danej produkcji, a dociekliwe osoby już kończą grę, szukając ukrytych lokacji, które potem będą nam podrzucać w wiadomościach. No właśnie. Zdradzą. Spoilery w dzisiejszych czasach są czymś czego wiele osób się wręcz panicznie boi, a istnieje cień szansy na to, że natrafimy na daną scenę w np. miniaturce filmiku na YouTube (jeszcze raz zobaczę na takiej miniaturce ostatniego bossa gry czy inny spoiler i chyba będę musiał rozejrzeć się za jakąś wtyczką, którą zablokuje niektórych LetsPlayerów…)

Na tym się jednak moim zdaniem minusy kończą. Co zyskujemy dzięki ominięciu premiery gry? Jeśli „wykluczenie” z bycia na bieżąco nam nie przeszkadza to odkryjemy, że cierpliwość na pewno popłaca. Dzisiaj ceny gier bardzo szybko maleją (chyba, że jesteś Nintendo) i zdarza się, że kilka miesięcy po premierze zapłacimy za w miarę świeży tytuł połowę jego premierowej wartości. Przykład? GRID zadebiutował 8 października 2019 roku. Cyfrowa wersja gry na premierę kosztowała 289 złotych. 13 stycznia 2020 kupiłem ten tytuł za 145 złotych. W edycji Ultimate, która zawiera przepustkę sezonową i kilka dodatkowych aut dostępnych tylko dzięki niej. Normalna wersja gry kosztowała wtedy 124 zł. GRID w wersji Ultimate na premierę kosztował 379 zł.

Warto również pamiętać o wszelkich abonamentach oferujących masę gier za zazwyczaj skromną opłatą. Jeśli ktoś nie chce dużo wydawać i nie przeszkadzają mu starsze tytuły to może opłacić Xbox/PC Game Pass lub EA/Origin Access i cieszyć się z wielu gier, które starczą mu na setki godzin.

Drugim z pozytywów ogrywania danych produkcji po premierze jest to, że zdarza się, iż interesujący nas tytułów wymaga dopracowania. Co prawda w ostatnich miesiącach znacznie zmniejszyła się ilość niedopracowanych gier (teraz to głównie dominują przesunięcia premier), ale wciąż możemy trafić na tytuł, który wyszedł kilka miesięcy za szybko. W czasie kiedy będziemy ogrywać inne produkcje, deweloperzy mogą doszlifować to na co nie mieli wcześniej czasu, a my ostatecznie ogrywać tytuły pozbawione błędów.

Mało? No to dalej – pełne wydania gier. Jeśli ktoś nie rzucił się na premierę Wiedźmina 3: Dziki Gon to mógł poczekać jakiś czas i zakupić wersję Gry Roku, która zawierała już wszystkie wydane dodatki, a jednocześnie być w cenie pierwszej wersji produktu, który pojawił się na półkach sklepowych w dniu wydania. No i wersja ta była pozbawiona wielu błędów oraz zoptymalizowana jak tylko jest to możliwe.

Dlaczego ja jestem patient gamerem? Cóż, odpowiedziałem na to pytanie na samym początki tegoż wpisu. Moim „problemem” jest to, że jeśli dana gra mi się choć trochę spodoba, to chce dać jej szansę. Nie decyduję się na wyrzucenie jakiegoś tytułu z listy życzeń tylko dlatego, że zagram w niego czasem nawet za kilka lat. Wiele razy odkryłem już gry, które mimo przeciętnych (lub nawet słabych!) ocen, mi osobiście dostarczyły masę zabawy. Przykład pierwszy z brzegu? Thief z 2014 roku, który dla wielu jest zszarganiem reputacji marki, mi się podobał tak bardzo, że jeśli miałbym wystawić mu prywatną ocenę to byłoby to 9,5/10! Uważam, że warto tak robić, nawet jeśli przeciętniak rzeczywiście nie będzie dla nas idealny. Być może omijamy przez przypadek jakąś perełkę?

Takie ciągłe dodawanie gier na listę życzeń sprawia, że w kolejce czeka u mnie w tej chwili 69 produkcji

Czy ogram je wszystkie? Oczywiście, potrzebuje tylko uzbroić się w cierpliwość, a będę mógł czerpać z tego wiele korzyści.