Reklama
aplikuj.pl

Recenzja Dreams – hit, ale może być kit

dreams recenzja, recenzja gry, dreams

Dreams to rzecz tak specyficzna, że tak naprawdę nie wiadomo, czy się Wam spodoba. Czegoś takiego jeszcze nie było.

Cieszę się ze nie muszę wystawić cyferki reprezentującej ocenę gry. Wolę, gdy to słowa opisują produkt, ale tutaj nawet dogłębna analiza wszystkich elementów gry nie wystarczyłaby, aby wystawić sprawiedliwą ocenę. Bo ja dalej nie wiem, czy Dreams to fajna gra czy potencjał, który zaraz zostanie zmarnowany.

Mam z Dreams ogromny problem. Bo gdybym miał powiedzieć czy tytuł Media Molecule mi się podoba i będę go często ogrywał to… nie. Ale potencjał jaki drzemie w tym tytule i możliwości rozwoju oraz przyjemność, którą już sprawia wielu, wskazuje na to ze w skali whatnextowej byłoby to takie „tak”, ale jednocześnie „nie”. Pogmatwane to, co nie? Rozłóżmy może w takim razie Dreams na dwie części.

Tworzenie gier

Tytuł Media Molecule umożliwia nam tworzenie gier. Opcji, które czekają na graczy jest mnóstwo. Wręcz… przytłaczająco dużo. Deweloperzy nie poszli na skróty i udało im się stworzyć coś co poniekąd oferuje możliwości silnika Unity czy Unreal Engine, z tą różnicą, że tutaj wszystko jest radosne, nasz kursor to wesoły chochlik i konsolowość oraz casualstwo wylewa się z ekranu. Tylko to jest też problem, bo… opcji mamy tak dużo, że szczerze nie udało mi się stworzyć nic sensowego. Jeśli próbowaliśmy nauczyć się obsługiwać silniki graficzne i kompletnie nic Wam z tego nie wychodziło (a do tego nie jesteście umysłem ścisłym) to nie liczcie, że tutaj wyjdzie Wam coś lepszego. Do tworzenia gier na poziomie programowania gameplayu trzeba mieć odpowiednie cechy osobowości i naprawdę się tym „jarać”.

Problem jednak pojawia się znowu, gdy ktoś już rzeczywiście jest w stanie stworzyć grę. Bo chcąc osiągnąć najlepszy efekt powinniśmy jednak usiąść przed komputerem i odpalić wspomniane Unity czy Unreal Engine. W takim razie – dla kogo? Dla kogo jest to narzędzie? Osób chcących wyżyć się artystycznie programując grę? Być może…

Granie w gry

Przejdźmy jednak do gier. Początkowo byłem zachwycony. No bo jak tu nie zachwycić się tym, że udało się odtworzyć częściowo takie gry jak Fallout 4 czy Mirror’s Edge? Znak wodny Dreams, który wyświetla się w dolnym prawym rogu ekranu (choć można go wyłączyć) podczas pierwszego dnia zabawy był dla mnie wyznacznikiem jakości. Oczami wyobraźni widziałem te setki gier, które uda się stworzyć. Potem jednak coś we mnie tąpnęło i zmieniłem nastawienie niemalże o 180 stopni.

Strzelanie do identycznych zombie z słabym modelem zachowania się broni. Po co tracić na to czas?

Zwróćcie na coś uwagę. Te wszystkie gry, o których słyszmy i czytamy są fajne tylko przez pięć minut. Jesteśmy pod wrażeniem tego, że ktoś odtworzył część jakiejś gry. Więcej, rewelacyjnie się to ogląda na YouTube i aż chce się zakupić Dreams, które nawet nie jest sprzedawane w pełnej cenie. Tylko… po co? Aby włączyć coś na pięć minut? Aby przekonać się, że jak już gramy samemu to te wszystkie gry są tak naprawdę crapami? Że lepiej zapowiadające się produkcje to dopiero „alphy”, które nigdy mogą zostać nieukończone? Naprawdę, lepiej się ogląda wszystko w sieci, bo gdy już łapiemy za pada to czujemy, że sterowanie jest fatalne, fizyka zepsuta i jednak to tworzenie gier to nie jest takie łatwe, jak się mogło wydawać.

Ładny pokój z Mirror’s Edge Catalyst. No ładny. Szkoda, że autor zrobił tylko tyle i nie kontynuuje prac.

Odpalicie Fallouta 4 – super. Szkoda tylko, że strzela się beznadziejnie, a gra zacina się na zwykłym PS4 i zalecane jest PS4 Pro! Święta zasada o tym, że gra musi chodzić na obu konsolach przynajmniej poprawnie tutaj jest łamana nagminnie. Crash Bandicoot? No błagam, feeling poruszania psotaci jest tak słaby, że aż nie chce się grać. O, super! Ktoś zrobił Sonica! Świetnie, szkoda tylko, że jest tyle bugów, że całość jest niegrywalna. Dreams to taka celebracja tworzenia ładnych gier, które dobrze wyglądają na obrazkach i filmikach, ale widać, że twórcy nie mają pojęcia o innych elementach rozgrywki.

Fallout 4 z Dreams zacina zwykłe PlayStation 4.

Oryginalne gry stworzone przez ludzi, owszem, są czasem urocze. Ale ile jest tu beznadziejnych tytułów, które nawet by były usuwane z dawnych stron oferujących gry flashowe… Już pesymistycznie nastawiony zerkam na to co polecają inni gracze albo nawet samo Media Molecule. Graczom podoba się gra, w której jedziemy autem po krętych drogach w górach. Super, zapewne podoba się dlatego, że to pierwsza gra, w której ktoś zrozumiał, że przydałby się porządny model jazdy. Ale ile można grać ten sam etap w kółko? Media Molecule poleciło mi za to grę, w której musimy przejść przez las, unikając wiedźmy, a następnie wrócić tą samą drogą autem i ją przejechać. Koniec. Całość trwa 1,5 minuty. I to ma być polecane?

Takie rzeczy są wyróżnianie. Po -dziesiątej takiej grze już ma się dość.

Co z tym zrobić?

Teraz pytanie – co będzie z tym Dreams? Natrafiłem na dwie produkcje, które zapowiadają się nad wyraz dobrze. Obie jednak można na razie tylko włączyć, chwilę pochodzić i liczyć na to, że autorzy nie porzucą swoich projektów. W międzyczasie nie zamierzam i tak ogrywać tych wszystkich pierdół, które są tworzone, bo to strata czasu. Wolę obejrzeć je na YouTubie. Grę pewnie zostawię z trzech powodów, które mogą uratować Dreams przed staniem się narzędziem do tworzenia crapów.

  1. Jakimś cudem zaczną powstawać porządne gry i nagle okaże się, że naprawdę warto mieć Dreams, aby je ogrywać. Narzędzie trafi może kiedyś na PC i z pomocą społeczności pecetowców rozwinie skrzydła.
  2. Mając mniej niż 10 lat uwielbiałem tego typu proste gry flashowe. Zostawię grę dla odwiedzającego mnie czasem siostrzeńca, który na pewno pokocha te małe produkcje.
  3. Dreams dostanie wkrótce aktualizację z wirtualną rzeczywistością. Uwielbiam tę technologię i po cichu liczę, że pełna immersja sprawi, że uwierzę w te marzenia graczy.

Duży potencjał. Dużo niewiadomych. Jak skończy Dreams? Nie mam bladego pojęcia.