Reklama
aplikuj.pl

Recenzja serialu Euforia – odcinek specjalny 1: Rue

Euforia odcinek speccjalny, Euforia

Euforia również musiała zmierzyć się ze skutkami pandemii koronawirusa. Prace na planie zostały przerwane, jednak byśmy nie musieli usychać z tęsknoty przygotowano dwa odcinki specjalne. Pierwszy z nich już za nami, na drugi musimy jeszcze chwilę zaczekać. O czym opowiada pierwszy epizod?

Pierwszy odcinek specjalny koncentruje się na Rue

Finał pierwszego sezonu trochę sponiewierał nas emocjonalnie. Po tym, jak Rue Bennett (Zendaya) nie wsiadła do pociągu z Jules (Hunter Schafer) dostaliśmy smutną retrospekcję z jej przedawkowania, a potem jeszcze gorszą rzeczywistość. Dziewczyna wróciła do narkotyków i zniknęła nam z oczu pochłonięta przez tłum na ulicy. Specjalny epizod pod tytułem „Trouble Don’t Last Always” zaczyna się więc złudną nadzieją, bo Rue i Jules mieszkają razem i wydaje się, że mają wszystko o czym marzyły. Miłość, własne mieszkanie i, co najważniejsze, siebie. Jednak to tylko sen na jawie, bo Rue znajduje się w łazience restauracji, gdzie wciąga nosem zmiażdżoną pigułkę. A potem wraca do stolika, przy którym siedzi jej sponsor Ali (Colman Domingo). Jest wigilijny wieczór, a oni rozmawiają nad naleśnikami w opustoszałym lokalu.

I taka właśnie jest sceneria tego odcinka. Prócz tej dwójki w restauracji jest tylko kelnerka. Pustka, którą widzimy na również odbicie w samej Rue. Jest sama, Jules wyjechała, a ona znów wróciła do uzależnienia. Bardzo szybko epizod staje się tym, czym zawsze była Euforia – trudnym przeżyciem, pełnym cynicznych wypowiedzi i zgorzknienia, które nie powinno być udziałem tak młodej osoby. Przysłuchujemy się rozmowie pomiędzy Rue i Alim, a tematy zahaczają o religię, sens życia, śmierć ojca dziewczyny, szczęście czy nawet kapitalizm. Osią wszystkiego jest jednak uzależnienie.

Czytaj też: Recenzja serialu Stewardesa –thriller i absurdalna czarna komedia w jednym
Czytaj też: Kuzyn tego fajnego – recenzja Amnesia Rebirth
Czytaj też: To strategia czy gra logiczna? Recenzja As Far As The Eye

To występ dwóch osób, ale Zendaya i Domingo fascynują przez cały czas

Jak już wspomniałam przez cały odcinkek właściwie przysłuchujemy się rozmowie pomiędzy tą dwójką. Zaledwie w dwóch momentach dochodzi do tego coś jeszcze. Najpierw jest to wypowiedź kelnerki, a za drugim razem rozmowa telefoniczna, którą Ali przeprowadza z bliskimi. Tego typu zagrania często się nie udają, zwłaszcza, gdy cała akcja ogranicza się jedynie do siedzenia przy stoliku i mówienia. Jednak w tym przypadku z prawdziwą przyjemnością patrzymy na tych bohaterów, bo słowa przez nich wypowiadane to jedno, ale ogromną rolę odgrywa też mowa ciała i mimika, a ona jest bardzo bogata.

Sam Levinson, twórca serialu Euforia był w stanie stworzyć cały odcinek na podstawie pomysłu, który docelowo miał być jedną sceną. Pomimo tego doskonale wiedział jak przytrzymać widza przy ekranie. Rozmowa o uzależnieniu, życiu, miłości, śmierci i rodzinie to swoista terapia i to nie tylko dla Rue, ale również dla samego Ali’ego. Jest w tym dużo głębi, której nikt nie potrzebował ukrywać czy potęgować poprzez zwroty akcji czy jakiekolwiek zabiegi „upiększające”. Dwie osoby i trudna, ale szczera rozmowa eksplorująca nałóg, jego przyczyny i skutki.

Czytaj też: Recenzja 2 sezonu The Mandalorian – to najlepsze, co od lat dały nam Gwiezdne Wojny
Czytaj też: Recenzja 3 sezonu Star Trek: Discovery
Czytaj też: Recenzja serialu Lupin – Netflix rozpoczyna 2021 rok mocnym tytułem

Euforia nie potrzebuje wielu bohaterów, brokatu i szaleństwa by elektryzować

Patrząc na ekran wydaje się, że żadne filmowe zabiegi upiększające nie są potrzebne, gdy na ekranie pojawia się Zendaya i Domingo. Ona, każdym gestem, każdym grymasem twarzy, na którym pojawia się obojętność na zmianę z cierpieniem, udowadnia, że nie bez powodu zdobyła Emmy. Coleman zaś z każdą kolejną minutą odkrywa przed nami coraz więcej rzeczy, które kryją się w jego bohaterze. Jego twarz jest mniej subtelna i z łatwością widzimy jak początkowa frustracja przechodzi z czasem w smutek, żal, a w końcu pewien rodzaj ulgi, gdy stara się wytłumaczyć Rue, że nie jest stracona.

Ten epizod daje nam coś jeszcze, co może nam nieco namieszać w sposobie, w jaki patrzyliśmy na pierwszy sezon. W pewnym momencie słyszymy, jak Rue mówi, że tylko rozmawiała z Jules na temat identycznych tatuaży na wargach. Podczas gdy wcześniej widzieliśmy, że dziewczyny je robiły. Wygląda więc na to, że nie wszystko co wcześniej pokazywane było na ekranie koniecznie musiało być prawdą. I to potwierdza jej własne słowa z pierwszego sezonu –  Rue jest niewiarygodną narratorką.

Euforia serwując nam pierwszy ze specjalnych odcinków pokazała, że wcale nie potrzebuje brokatu by lśnić. Nie potrzebuje odważnych scen, dziesiątek bohaterów i wartkiej akcji, by przekazać nam treści bardzo istotne. Robi to wprost, a przy tym to wcale nie jest nudne i nużące. Dlatego warto po ten odcinek sięgnąć, bo oprócz zagłębienia się w umysły Rue i Ali’ego dostajemy dwie różne, niezmiernie interesujące perspektywy na ważne i ciężkie życiowe tematy.