Guy Ritche w końcu powraca w stylu, za który wielu go pokochało. Dżentelmeni to kryminał z klasą i wybuchowa mieszanka na jaką fani reżysera czekali od lat. Akcja, wspaniała obsada i brytyjska elegancja. Zapraszam do lektury recenzji filmu Dżentelmeni.
Mickey Pearson (Matthew McConaughey) rządzi brytyjskim rynkiem narkotykowym. Nic jednak nie trwa wiecznie i każdemu należy się emerytura. Gdy pojawia się plotka, że i Mickey chce w końcu zaznać spokoju pojawiają się chętni by zając jego miejsce. W końcu kto by nie chciał zostać narko-bossem? Ewentualni następcy kuszą, grożą i proszą. Pojawia się jednak ktoś, kto składa konkretną propozycję, ale zarówno kupno jak i sprzedaż takiego interesu nie jest łatwe. W tym czasie do najbardziej zaufanego człowieka Pearsona zgłasza się Fletcher, dziennikarz, który opracował plan sprzedania za ogromną sumę pewnych informacji. Myśli, że jest cwany, ale władający narkotykowym imperium Amerykanin jest mistrzem jeśli chodzi o gangsterskie porachunki i tak łatwo nie da się pokonać.
Mam słabość do stylu Guya od czasu Przekrętu, a do jego Sherlocka mam szczególny sentyment. Jednak to za jego uliczną bezczelnością i gangsterskim sznytem tęskniłam najbardziej. Coś tam w Królu Arturze było, ale w Aladynie już nic. Na szczęście Dżentelmeni pokazali mi, że ten reżyser potrafi jeszcze bardzo wiele, choć nie daje nam właściwie niczego nowego w swoim wykonaniu. Wie co potrafi i nie stara się nam wmówić, że jego najnowszy film jest czymś więcej. I dobrze, bo kino gangsterskie to coś, co potrafi i co powinien robić. Brudne uliczki, oszustwa, przestępcy i oszustwa – w tym Ritchie czuje się jak ryba w wodzie i to doskonale widać na ekranie.
Przedstawienie brytyjskiego półświatka mnie urzekło, jest barwnie, nietuzinkowo i nowocześnie. Scenariusz napisany jest prosto, ale przedstawienie historii takie, byśmy nie mieli czasu na nudę. Jednak największą siłą Dżentelmenów jest świetnie dobrana obsada. Hugh Grant w roli Fletchera spisuje się mistrzowsko, zwłaszcza w komediowych scenach. Obleśny dziennikarz pozbawiony skrupułów i kręgosłupa moralnego to jedna z jego lepszych ról. Matthew McConaughey jako boss narkotykowy pokazuje swoją siłę i charyzmę. Między bohaterami widać swoistą chemię, przez co ich interakcje są jeszcze bardziej realistyczne w swoim przerysowaniu.
W Dżentelmenach dostaniemy wszystko, co potrzebne, by świetnie się bawić. Jest masa akcji, humor i przemoc, która jednak nie dominuje. Są ironiczne i błyskotliwe dialogi, świetna obsada i wiele nawiązań filmowych. To wszystko dopełnia otoczka audiowizualna z kostiumami na czele – eleganckie dresy to hit! W kinie bawiłam się bardzo dobrze i mam nadzieję, że Dżentelmeni to tylko początek nowego/starego Ritchiego.