Czy może być coś bardziej aktualnego w obecnej sytuacji, niż film skupiający się na izolacji i obnażeniu społecznych nierówności, do których sami się przyczyniamy? Platforma to debiut Galdera Gaztelu-Urrutii, który wzbudza lęk przed kwarantanną i zmusza do przemyślenia życia.
CZYTAJ TEŻ: Czy w Polsce mógł powstać dobry horror? Recenzja filmu W lesie dziś nie zaśnie nikt
Przynajmniej kilka razy w roku dostajemy obszerny raport mówiący o niesprawiedliwości naszego świata. Stanowiący ułamek populacji najbogatsi mają tyle pieniędzy, ile najbiedniejsi razem wzięci. Zaś jedzenie, które produkujemy i wyrzucamy spokojnie starczyłoby do nakarmienia wszystkich głodujących. W obliczu miliardów jesteśmy dość niewielką uprzywilejowaną grupą, która ma dostęp do większości technicznych udogodnień, jedzenia i pieniędzy. Dlaczego więc nie dzielimy się tym? Dlaczego najbogatsi nie dążą do zlikwidowania podziałów, a my nadal kupujemy żywność, której nie jesteśmy w stanie zużyć? Odpowiedź jest jedna, bo jesteśmy ludźmi. Bo możemy. Doskonale takie zachowania widać w obecnej sytuacji. Biegniemy do sklepów kupując papier toaletowy, ryż czy kaszę w takich ilościach, których najprawdopodobniej nie zużyjemy. Nie martwimy się, czy komuś tego zabraknie. Nawet jeśli dzień wcześniej denerwowaliśmy się w sklepie na tych, którzy wykupili cały zapas danego produktu sami zrobimy tak samo. I mgliście tłumaczymy takie zachowanie słowami, że jeśli nie my, zrobi to ktoś inny, a tak to chociaż ja będę miał.
Taka jest właśnie tematyka Platformy, najnowszego thrillera/horroru science-fiction, który możemy zobaczyć na Netfliksie. I choć film debiutował już pół roku temu podczas TIFF, to jego premiera na platformie idealnie zbiegł się z falą pandemii w naszym rejonie świata. Klaustrofobia i niepokój jaki niesie ze sobą izolacja to w dobie koronawirusa bardzo aktualny temat. Podziały społeczne zaś są aktualne zawsze, choć teraz taka obrazowość może zmusić wielu do większej refleksji i zmiany postępowania.
Platforma opowiada o Gorengu (Ivan Massagué), który trafia do tajemniczego więzienia zwanego Dziurą. O samym miejscu wiemy bardzo niewiele, tak samo jak bohater. Musicie być przygotowani, że Gaztelu-Urrutii nie tłumaczy tutaj zbyt wiele. W trakcie seansu pojawi się wiele pytań, chociażby o samo funkcjonowanie placówki, ale liczba odpowiedzi będzie znikoma. Wracając jednak do fabuły. Goreng budzi się i widzi na betonowej ścianie liczbę „48”. Sama cela jest prosta, są w niej dwa łóżka, umywalka i toaleta, a także dziwna, prostokątna dziura w podłodze i suficie. Gdy spojrzymy w górę lub dół zobaczymy niekończący się ciąg otworów. Czym jest to więzienie? Goreng zajmuje celę z mężczyzną o imieniu Trimagasi, który wyjaśnia mu najważniejszą w tym miejscu rzecz. Po co jest ta dziura. Otóż codziennie, o wyznaczonej porze zjeżdża nią platforma z jedzeniem. Na samej górze, na poziomie 0 wypełniana jest wykwintnymi daniami, deserami, przekąskami, a nawet alkoholem. Z każdym kolejnym piętrem jedzenia jest mniej i coraz bardziej przypomina ono resztki ze śmietnika. Ale nie ma co wybrzydzać, trzeba cieszyć się, że można zaspokoić głód. Trzeba to jednak robić szybko, bo platforma długo na piętrze nie zostaje. W tym momencie wielu zapewne zada pytanie, dlaczego nie wezmą nic na później? Cóż, zasad w Dziurze wiele nie ma, ale te, które są jasno mówią, że tego robić nie wolno. Gdy tylko w naszych rękach pozostanie jedzenie, a platforma odjedzie, temperatura w celi zaczyna gwałtownie rosnąć lub spadać. Bardzo szybko przekonujemy się jak bardzo sadystycznym pomysłem było stworzenie takiego więzienia, choć sami bohaterowie podejrzewają w tym wyższy cel. Dziura pokazuje kim naprawdę jesteśmy, obnaża ludzkie wady i sprawia, że przekraczamy granice, które wcześniej były dla nas nieprzekraczalne.
Każda para więźniów na danym poziomie przebywa miesiąc, a po tym czasie są usypiani i transportowani na inne piętro. Na jakie? O tym decyduje los. Mogą być na samym szczycie, albo na samym dole, gdzie dojeżdżają już tylko wylizane, puste naczynia. Dzięki Gorengowi możemy obserwować jak to wygląda na różnych poziomach i jak bardzo pod wpływem głodu człowiek się zmienia. Bardzo szybko wraz z bohaterem odkrywamy też morał, jaki niesie ta historia. Platforma jest spora, jedzenia na niej dużo, więc gdyby każdy jadł tylko tyle, ile mu potrzeba by przeżyć starczyłoby dla wszystkich. Ale o tym więźniowie nie myślą. Ci na górze nie patrzą w dół, bo każdy kto jest niżej – jest gorszy. Dobitnie świadczy o tym scena, gdy jeden ze skazanych chce dostać się na wyższe piętro, a jego mieszkańcy dają, że chcą mu w tym pomóc tylko po to, by ostatecznie… załatwić mu się na twarz. W opisie fabuły, który dostępny jest na Netfliksie możemy przeczytać, że jeden z więźniów postanawia położyć kres nierównemu traktowaniu. Tylko, czy to może się udać? Goreng jest idealistą zdeterminowanym, by nie popaść w rozpacz i dokonać jakichś zmian. Ma pewien wpływ na tych poniżej, ale z tymi u góry zrobić może niewiele. Szybko jednak przekonuje się, że słowa mają niewielkie znaczenie, bo najważniejszy jest symbol.
CZYTAJ TEŻ: Kolejne części Mission: Impossible mogły wcale nie powstać. Dlaczego?
Platforma daje widzom do myślenia, choć przekaz wyłożony jest bardzo łopatologicznie. W odniesieniu do wydarzeń na ekranie można wręcz powiedzieć, że dostajemy nim w twarz. Jednak takie przedstawienie mi w niczym nie przeszkadzało. Film można brać dosłownie skupiając się na dobrze przedstawionej opowieści grozy, której bohaterami są uwięzieni w okropnych warunkach ludzie. W normalnej sytuacji wielu z nas mogłoby z łatwością pominąć zastosowane przez twórców alegorie, ale w czasie, gdy większość z nas tkwi w domach jest to znacznie trudniejsze. Platforma w swojej budowie jest niezwykle prostą produkcją, ale Gaztelu-Urrutia znajduje wiele sposobów, by monotonne wnętrza i słabe oświetlenie nie wydawały nam się nudne i uciążliwe. Dzięki tym zabiegom film staje efektowny wizualnie i zapada w pamięć. A obraz dopełnia stworzony przez Davida Desolę i Pedro Rivero scenariusz. Tutaj mały easter egg – obu panów możemy znaleźć w filmie, jest to poziom z basenikiem.
Podsumowując gorąco polecam Wam wygospodarować 94 minuty na obejrzenie Platformy. Odnajdziemy w nim wiele podobieństw do przeróżnych dzieł kultury, od Lovecrafta (głównie przez uwięzienie w niepojętym miejscu) po klaustrofobiczny klimat Cube. Jednocześnie jednak zdaję sobie sprawę, że sporej grupie osób Platforma nie przypadnie do gustu. Głównie ze względu na ten łopatologiczny przekaz, o którym wspomniałam i aż nachalne odniesienia do kapitalizmu. Ale na to już nie jestem w stanie nic poradzić.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News