Reklama
aplikuj.pl

Recenzja filmu Proces siódemki z Chicago

proces siódemki z Chicago, proces siódemki z Chicago recenzja, Netflix

Do tej pory Aaron Sorkin był raczej znany z tego, że choć kapryśnie oceniał Amerykę, to najczęściej utrzymywał wizję amerykańskich instytucji jako tych dobrych i sprawiedliwych. Tymczasem Proces siódemki z Chicago to sytuacja zgoła odwrotna i o dziwo udaje się reżyserowi uniknąć tak typowej dla siebie retoryki nakreślając bardzo ciekawy i raczej pozytywny obraz protestów przeciwko władzy.

Proces siódemki z Chicago – historia sprzed 50 lat a nadal aktualna

Akcja filmu rozgrywa się w 1968 roku w Stanach Zjednoczonych. Władze kraju zamiast dążyć do zakończenia wojny w Wietnamie zaogniają konflikt i wysyłają tam kolejnych żołnierzy. Ciężko się więc dziwić, że gdy setki młodych ludzi wysyłanych jest na śmierć obywatele Ameryki będą siedzieć cicho. Organizowane są pokojowe demonstracje i protesty, a największy z nich planowany jest w Chicago podczas Narodowej Konwencji Demokratów. Na miejscu dochodzi do konfrontacji pomiędzy demonstrantami a Gwardią Narodową i policją, co niestety kończy się w bardzo brutalny sposób. Prezydent i Departament Sprawiedliwości postanawiają dać przykład protestującym i metaforycznie napluć im w twarz organizując pokazowy proces tytułowej siódemki. We wrześniu 1969 roku przed sądem stają Tom Hayden (Eddie Redmayne), Rennie Davis (Alex Sharp), Abbie Hoffman (Sacha Baron Cohen), Jerry Rubin (Jeremy Strong), David Dellinger (John Caroll Lynch), Lee Weiner (Noah Robbins) i John Froines  Danny Flaherty . Dołącza do nich także Bobby Seale ( Yahya Abdul-Mateen II), czarnoskóry mężczyzna choć nie miał nic wspólnego z zamieszkami należy do jednej z grup demonstracyjnych o nazwie Czarne Pantery. W Chicago przebywał jednak tylko cztery godziny, wygłosił mowę i wyjechał, ale jego obecność na sali ma zupełnie inny cel – zaniepokojenie ławy przysięgłych.

Proces, a raczej powinno się napisać – polityczną farsę” prowadzi sędzia Julius Hoffman (Frank Langella) a przedstawiciele oskarżonych William Kunstler (Mark Rylance) i Leonard Weinglass (Ben Shenkman) starają się w jakiś sposób zachowywać pozory, że jest to prawdziwy, sprawiedliwy proces, który mogą dla swoich klientów wygrać. Siódemkę oskarża się o spisek mający na celu zamieszki i brutalne starcie z policją.

Niezwykle angażujący i dynamiczny film

Niezależnie od nieco stronniczego przesłania filmów Sorkina reżyser dobrze czuje się w politycznej tematyce. Potrafi uchwycić dynamikę potyczek słownych i zażartych dyskusji. Choć od początku cały przedstawiany na ekranie proces jawi się nam jako czysta farsa, to jednak jest to farsa przedstawiona z kamienną twarzą. Oczywiście, w zupełnie inny sposób mogą odbierać to Amerykanie, w końcu dotyczy to ich sądów, które mają przecież być ostoją sprawiedliwości. Ale właściwie chyba każdy z nas chce w ten sposób postrzegać te instytucje. Tymczasem sprawiedliwość bardzo często przegrywa z polityką, co dobitnie pokazuje nam Proces siódemki z Chicago. Faktami można bowiem manipulować, a stronniczość sądu może wręcz przerażać.

Historia sprzed przeszło pięćdziesięciu lat jest bardzo aktualna, a Sorkin potrafi trafnie uwidocznić te elementy, które spokojnie odnajdziemy w naszej rzeczywistości. Świetnym przykładem jest sposób traktowania Seale’a, który jako czarnoskóry zawsze będzie kimś gorszym. Nie ważne, że zachowuje się o niebo lepiej od innych oskarżonych, którzy jawnie robią sobie żarty z całego procesu. W czasie protestów związanych z Black Lives Matters zarzuca się produkcji Sorkina, że umieścił w centrum wydarzeń siedmiu białych facetów. Tylko czy faktycznie można temu coś zarzucić? Film dobitnie pokazuje, że ten kolor skóry ma zgoła inne znaczenie. Rząd mógł posadzić na ławie oskarżonych każdego, w końcu osób kolorowych na protestach nie brakowało. Wybrał jednak białych mężczyzn by pokazać, że nie są oni ponad prawem i w każdej chwili mogą trafić do więzienia.

Czytaj też: Recenzja serialu Ku jezioru – epidemia trochę zbyt znajoma
Czytaj też: Recenzja serialu Nawiedzony dwór w Bly, czyli kolejna część antologii horroru
Czytaj też: Recenzja serialu anime Dragon’s Dogma

Film, który naprawdę warto obejrzeć

Niektórych może odrzucać brak linearnego podejścia do fabuły. Akcja sporo skacze pomiędzy dziejącym się aktualnie procesem, a wydarzeniami z protestów. Wszelkie retrospekcje odnoszą się jednak do stawianych zarzutów lub pytań do właśnie przesłuchiwanych świadków. To tak jak podczas oglądania czegoś z babcią – gdy pojawia się nowy element trzeba go od razu babci tłumaczyć. Dokładnie tak samo robi Sorkin. Zaskakujące jest jednak to, że nie traci przy tym świetnej dynamiki całości. Postacie dostają bardzo wyrównany czas, w którym aktorzy naprawdę mogą się wykazać czy to na sali sądowej czy poza nią. Oczywiście niektórzy z nich wychodzą przed szereg jako ci prawdziwi przywódcy i czuje się, że oni mogli naprawdę porwać za sobą tłum.

Zresztą, tak dobry odbiór filmu jest zasługą fantastycznej obsady zebranej przez reżysera. Eddie Redmayne, Mark Rylance, Alex Sharp, Sacha Baron Cohen, Joseph Gordon-Levitt, Michael Keaton, Frank Langella, John Carroll Lynch, Jeremy Strong, Noah Robbins i Yahya Abdul-Mateen II.

Musze przyznać, że Proces siódemki z Chicago to naprawdę przemyślany, solidnie napisany film, który podczas oglądania potrafi wywołać w nas sporo emocji. Farsa jaką jest sądowy proces potrafi zniesmaczyć, a przedstawiane sceny z protestów przerazić. Jednak najbardziej poruszającą i wywołującą najwięcej emocji jest finałowa scena. Świetne zamknięcie opowiadanej historii. Po prostu reżyser wiedział w jakiej formie i jakimi słowami przedstawić ten tytułowy proces, byśmy się w niego zaangażowali. Nawet jeśli teoretycznie takie sytuacje są nam bardzo dalekie. I cóż, ciężko się dziwić, że wielu typuje Proces siódemki z Chicago jako kolejnego netfliksowego kandydata do Oscara. W końcu oni lubią takie właśnie filmy. Ja polecam, bo naprawdę warto. Dla obsady, dla scenariusza i dla poznania ciekawego fragmentu historii, który ma tak wiele wspólnego ze współczesnością.